O istnieniu Roberta Harrisa dowiedziałam się podczas
czytania biografii Romana Polańskiego. Do tego czasu wydawało mi się, że
istnieje Thomas Harris, autor m. in. „Milczenia owiec” . Okazało się, że
Polański przyjaźni się z Robertem Harrisem, autorem m. in. „Ghostwriter”,
zekranizowanego właśnie przez Polańskiego – u nas na ekranach pt. „Autor widmo”, dla mnie
rewelacyjnego filmu. Polański obecnie pracuje nad ekranizacją ostatniej
powieści Roberta Harrisa pt. „Oficer i szpieg”. Tematyka książki wydała mi się
całkiem interesująca, no właśnie dlatego
wpadłam na pomysł przeczytania jej. Zamiast przeczytania wyszło odsłuchanie.
Audiobook jest wyjątkowo udany, słucha się rewelacyjnie, wciąga i można
dowiedzieć się sporo rzeczy z historii.
Mówiąc w skrócie, książka opowiada w formie
zbeletryzowanej oczywiście, o najsłynniejszym sądowym procesie francuskim, z zarazem
o jednej chyba z największych francuskich afer szpiegowskich , o tzw. aferze
Dreyfusa . Dreyfus był oficerem francuskim i Żydem, który pod sam koniec XIX
wieku oskarżony został o zdradę państwa i szpiegostwo na rzecz Niemiec. Skazano
go na degradację i dożywotnie pozbawienie wolności , które polegało na zesłaniu
na Diabelską Wyspę .
Naprawdę warto ta książkę przeczytać, czy
ewentualnie odsłuchać, jak kto woli. Proces Dreyfusa wywołał szeroki oddźwięk
niemal na całym świecie, doprowadził do
ogromnej polaryzacji francuskiego społeczeństwa, podzieliło się ono na
dreufusistów, zwolenników tezy, że oficer ten był niewinny i na anty dreyfusistów, według których był
winny. Pokazał w pewnym stopniu różnego rodzaju mechanizmy, rządzące
państwem. Wydarzenia opowiadane są przez narratora, którym jest jeden z
bohaterów tej afery, szef , a potem już były szef francuskiego wywiadu wojskowego – Georges Picquart.
Powieść mówi o faktach historycznych, tak więc uznałam, że nie muszę obawiać
się spojlerów. Gdy objął tą funkcję, Dreyfus był już skazany, zaś Picquart
uznał, że dokument , na podstawie
którego doszło do skazania, został sfałszowany właśnie przez wywiad, na czele
którego stanął. Zaczął tą sprawę drążyć, spowodowało to wznowienie procesu, ale
sprawa skończyła się podtrzymaniem poprzedniego wyroku. Po kilku latach, gdy doszło do zmiany
władzy, jednak doszło do kolejnego
wznowienia procesu Dreyfusa, tym razem wyrok był odmienny. Picquart tak bardzo zaangażował się w tą
sprawę, że został oskarżony o ujawnienie tajemnic wojskowych i państwowych i
usunięto go z wojska. Picquart wysunął też tezę , że w armii francuskiej
faktycznie był szpieg, major Esterhazy. Esterhazemu również wytoczono proces,
który zakończył się jego uniewinnieniem. Wtedy gdy Francją rządził już inny
obóz polityczny, wznowiono też proces i Picquarta i Esterhazego. Picquarta
zrehabilitowano, a Esterhazego uznano za winnego szpiegostwa.
Książka wywołuje masę emocji. Ja osobiście
po jej wysłuchaniu i po przejrzeniu informacji na ten temat w internecie
doszłam do wniosku, że mimo ostatecznego werdyktu sądowego , rehabilitującego
Dreyfusa , mógł on jednak być winnym. Trudno na podstawie książki jednoznacznie
ustalić, na czym polegało fałszerstwo dokumentu, autor je opisuje, ale w
przeciwieństwie do innych faktów,
nigdzie indziej nie znalazłam informacji
o tym, jak fałszerstwo wyglądało. Co do tego fałszerstwa, czy ono było,
czy nie, już wówczas było sporo
kontrowersji. Dwukrotnie sądy wydały ten sam werdykt, czyli uznający winę Dreyfusa.
Za drugim razem sąd zmienił jedynie karę, tzn. dożywocie zamienił na 10 lat
pobytu w więzieniu. Po tym orzeczeniu
Dreyfus przyznał się do winy, a prezydent państwa go ułaskawił, tzn. darował mu
resztę kary jako winnemu szpiegostwa. Po
ułaskawieniu Dreyfus stwierdził, że i tak jest
niewinny, a przyznał się dlatego, bo był już wykończony i nie przeżyłby
długo w warunkach pozbawienia wolności. Do uniewinnienia doszło dopiero po
dalszych kilku latach, wówczas gdy
zmienił się rząd, a stronnictwo dreyfusistów urosło w siłę . Wówczas powołano
kolejny skład sądu, który orzekł o uniewinnieniu. Nie trafia mi do przekonania
teza, ze wszystkie wyroki sądów trzeba szanować. W tym przypadku trzy różne
składy sądów wydały różne wyroki na podstawie tych samych dowodów. Czym innym
jest sytuacja, gdy pojawi się coś nowego, nieznanego wcześniej, to zmienia postać
rzeczy. A w tym przypadku dlaczego ma się szanować tylko wyrok ostatni, a dwa
poprzednie uznać za błędne? Ciekawie pokazane jest też, jak na tej sprawie
wiele osób robiło polityczne kariery.
Mimo tego, że dla wielu osób fakty, a
przynajmniej ich zarys, są znane, to mimo tego warto jednak książkę przeczytać
dla różnych szczegółów i ciekawostek , w tym dla poznania różnego rodzaju
mechanizmów, które rządzą społeczeństwem. W toku procesu doszło do takiej paranoi, że jeżeli ktoś
uznawał winę Dreyfusa , to przez obóz przeciwny uważany był za antysemitę i
jako takiego starano się go zdyskredytować .
Antydreyfusiści z kolei powoływali się z kolei na fakt, że rodzina
Dreyfusa była szalenie bogata , miała
olbrzymie wpływy i stąd też mogła docierać do dziennikarzy lub różnych wysoko
postawionych osobistości i wywierać na nie wpływ. Ich zdaniem mogła też odgrywać
swoją rolę solidarność narodowościowa. Merytorycznymi faktami mało kto się zajmował.
Atutem audiobooka jest czytający książkę
Jan Peszek. Raz na jakiś czas w jego głosie słychać emocje, ale jest to w
szczególnych momentach książki, a poza tym stara się zachować spokój. Podczas
słuchania nie jest nudno. Jedyne, co mi się absolutnie nie podobało, to potworna stronniczość pisarza. Książka
napisana jest w takim stylu, aby zmanipulować czytelnika tak, by nie miał
jakichkolwiek wątpliwości co do niewinności Dreyfusa. R. Harris daje do
zrozumienia, że jeżeli ktoś uważa inaczej, to jest antysemitą. Film Polańskiego
z pewnością będzie podobny. Tego rodzaju
postawa ucina jakąkolwiek merytoryczną dyskusję. Drażniło mnie też trochę
przedstawienie Georgesa Picquarta, szefa wywiadu wojskowego, jako idealisty,
niemal świętego, pozbawionego wad, wspaniałego bojownika o sprawiedliwość.
Myślę, że gdyby był takim idealistą nieskazitelnego charakteru, nie doszedłby
do tak wysokiego stanowiska i to w takiej instytucji, zajmowałby się może
dziećmi w sierocińcu.
Jeżeli ktoś nie podejdzie do
książki bezkrytycznie i nie da sobą manipulować,
będzie miał sporo do myślenia. Może być tak, że czytelnik uzna, że jego zdaniem,
Dreyfus był rzeczywiście niewinny . Każdy ma prawo do własnego zdania i wszystko
jest ok, dopóki to zdanie jest wynikiem własnej analizy faktów , a nie z góry
pozbawionej przez kogoś innego tezy.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz