niedziela, 23 sierpnia 2015

Philip Roth „Amerykańska sielanka”



  
         Każdy chyba zna ludzi, którym wszystko się udaje i nigdy nie mają „pod górkę”. Wygrywają już na starcie, rodzą się w normalnych rodzinach, rodzice ich kochają, dbają o nich , są w stanie zadbać o ich zdrowie, wykształcenie i wszystko, co potrzeba. Ale start to dopiero początek. Potem jest jeszcze lepiej. Ci wybrańcy losu nigdy nie mają problemów, zdobywają świetnie płatne, interesujące  prace, zawierają szczęśliwe małżeństwa. W ich rodzinach nie dochodzi do dramatów, choroby są tylko na starość i to późną . Dzieci ich są udane, dobrze się uczą, nie sprawiają problemów. Są w stanie zaspokoić każdą swoją zachciankę.  Ich życie  to istna sielanka, a przynajmniej tak się wydaje .  Być może , gdyby ktoś obserwował życie takich osób przez wiele lat, ten piękny obraz zacząłby się zaciemniać, Philip Roth właśnie podjął taką próbę wniknięcia w głębię.
   Wielkość tej książki w tej olbrzymiej wnikliwości psychologicznej Rotha, nie tylko prześledził on życie głównego bohatera, Levova,  od wczesnej młodości, aż do śmierci. Mimo, że pozornie Levov sprawiał wrażenie  kogoś prostego i wyjątkowo płytkiego, pisarz poświecił olbrzymią ilość czasu, aby  sprawdzić, czy rzeczywiście był on  tylko takim bogatym prymitywem, na jakiego wygląda.  Pojechał nawet w te miejsca, gdzie Levov mieszkał ,  pracował lub chociażby tylko przebywał. Przemyślał każdy , ale to dosłownie każdy szczegół z jego życia  , zastanowił się nad jego marzeniami, skąd się wzięły,  życiem rodziców, nad tym, jak jego bohater reagował na wpływy otoczenia , czy miał bliskie osoby. Przeanalizował całą masę rzeczy, które nie sposób jest enumeratywnie wymienić. I doszedł do wniosku, że rzeczywiście stworzył coś w rodzaju portretu psychologicznego Levova. Ale podkreślił, że nie ma żadnej pewności, czy w tym portrecie jest cokolwiek z prawdy. Mógł się przecież pomylić.

       I co się okazuję, gdy zajrzy się w życie takiej osoby, żyjącej w pozornej sielance,  nieco głębiej ? Po pierwszym wejrzeniu okazuje się, że naprawdę wszystko jest świetne , że przypatrujemy się komuś, kto jest „w czepku urodzony”. Ale Roth jest wyjątkowo dociekliwy. Zagląda głębiej i głębiej. I co się okazuje?  Że ludzi, którzy nie mają problemów, którym zawsze wszystko się udaje, po prostu nie ma. Że ten sielski obrazek, przypominający reklamę, jest najzwyczajniej w świecie sztuczny. Że jest to kwestia zbudowania w swoim życiu pięknej fasady, która w przeciwieństwie do tego, co jest w środku,  jest dla każdego widoczna.  Roth kreśli w „Amerykańskiej sielance” wyjątkowo przenikliwy portret psychologiczny nie tylko głównego bohatera – Szweda Levova, ale i innych kilku osób z najbliższego jego otoczenia. Im piękniej czyjeś  życie  się z zewnątrz prezentowało, tym większe piekło i gra pozorów panowały wewnątrz, tak jakby rządził tym nieokreślony mechanizm.   Innych reguł nie ma, bo poszczególne osoby cierpią z różnych powodów. Jeden wpada w paranoję lub coś w tym rodzaju, inny z powodu masy zmartwień zapada na chorobę, ktoś inny stacza się jako alkoholik, a właściwie alkoholiczka. Jest to m. in. książka o tym, jak bardzo możemy się  mylić, patrząc na kogoś z boku i oceniając go powierzchownie. 

        A przechodząc do meritum,  jest to książka o „Szwedzie” Levovie, wspaniałym sportowcu, super przystojnym. Urodził się on w bogatej rodzinie amerykańskich Żydów, a pochodzącej gdzieś właśnie z Europy Wschodniej. Jego ojciec był właścicielem fabryki rękawiczek. Szwed ożenił się z miss stanu New Jersey i urodziła im się bardzo bystra córka. Wszystko było pięknie, ale córka z biegiem czasu zaczęła sprawiać coraz większe problemy . Z zewnątrz nie było to widoczne . Ale sytuacja się pogarszała, wszystko zaczęło się walić, aż w końcu doszło do tragedii.      

    Poza kwestią psychologii, książka daje  panoramę amerykańskiej historii z punktu widzenia zwykłego obywatela, począwszy od II wojny, opis wtapiania się emigrantów w życie państwa, dorabianie się przez nich, sprawy rasowe i narodowościowe, w tym kwestie antysemityzmu , reakcję społeczeństwa na wojnę w Wietnamie inne. Osobiście czytałam niewiele amerykańskich powieści współczesnych i tym bardziej było to dla mnie ciekawe doświadczenie.

     Amerykańska sielanka” to pierwsza książka Philipa Rotha, jaka przeczytałam.   Po kilku pierwszych zdaniach wiadomo jest, że jest to Wielka Literatura, z wielkimi tematami .  Tego rodzaju literatury bez talentu stworzyć się nie da, sama ciężka praca nie wystarczy . Powieść napisana jest przepięknym językiem. Należy jednak do tych książek, których nie da się pochłonąć w błyskawicznym tempie. Trzeba ją smakować. Nie ma tam chyba ani jednego chybionego czy głupiego, prostackiego , grafomańskiego  zdania. Olbrzymią liczbę zdań można sobie podkreślać i zastanawiać się nad nimi,  są takie prawdziwe. Przykładowo podczas jednego z przyjęć u Levovów nasz bohater spoglądał na gości ,  znał ich od kilkudziesięciu lat . Konkluzja tej obserwacji została skwitowana w ten sposób :  „Zdumiewało go tylko, że ludzie tak łatwo zatracają siebie, że tracą tworzywo , które czyniło ich tym, kim byli, i wyjałowieni z siebie, zamieniają się w postacie, dla których kiedyś sami odczuwaliby litość”. Niewątpliwie książka jest też doskonale przetłumaczona przez Jolantę Kozak, kiepski tłumacz popsułby cały efekt.   To właśnie po tej książce doskonale widać, że do pisania naprawdę potrzeba talentu. Teoretycznie książkę każdy może napisać, na tej samej zasadzie, jak i każdy może namalować obraz. Problem polega na tym, czy takie dzieło będzie miało,  poza subiektywną, jakąkolwiek wartość obiektywną.

   Jakiś czas temu wpadłam na pomysł, aby poczytać trochę pisarzy uznanych na świecie, których w ogóle nie znam, a których dzieła, sądząc po podejmowanej tematyce, wydały mi się interesujące. Niekoniecznie będą to nowości. Zaczęłam od P. Modiano  , teraz sięgnęłam właśnie po P. Rotha. Ten pomysł był wyjątkowo trafny i dalej będę go realizować.

6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz