Książka i sposób jej odczytania są rewelacyjne . Nie
spodziewałam się po tym audiobooku niczego szczególnego, spodziewałam się
jedynie rozrywki, a efekt, jak rzadko kiedy, przeszedł moje najśmielsze
oczekiwania. Wywarła ona na mnie
niesamowite wrażenie i bynajmniej nie była tylko rozrywką. Każdy ma swoje tzw.
ulubione książki, niekiedy nie mogę pojąć, co ktoś widzi w takiej czy innej
książce. Bywa też odwrotnie, nie mogę zrozumieć, dlaczego komuś nie podoba się
coś, co według mnie jest genialne. Każdemu coś w duszy gra i zdarza się, że
książka dotyka właśnie czegoś bardzo głębokiego. W przypadku tej właśnie książki
tak właśnie było.
Najważniejsza jest treść oczywiście, ale nie
można zapomnieć o sposobie napisania. „Psy wojny” są szalenie wciągające. Od
kilku już lat jeżdżę samochodem, słuchając audiobooków. I jednoczesne
prowadzenie samochodu i słuchanie nie jest dla mnie żadnym problemem,
jest to porównywalne do rozmowy z kimś, kto jedzie ze mną. Ale w tym przypadku książka tak bardzo mnie
wciągnęła, że zaczynałam zapominać, że jestem w samochodzie. Wszystkie
czynności wykonywałam machinalnie, całe szczęście, że są wakacje i w godzinach
szczytu ruch drogowy jest zdecydowanie mniejszy, niż zwykle. Ale gdy
zorientowałam się, że jestem już , nie wiadomo skąd, pod swoim blokiem lub pod pracą, zastanowiłam
się, czy w przypadku tej konkretnej książki słuchanie jej w samochodzie, jest
dobrym pomysłem. Jest wciągająca w
sposób niewyobrażalny. Poza tym audiobook jest bardzo krótki, trwa około 5
godzin, a przeciętny czas trwania audiobooka to kilkanaście godzin. Nie może się
wiec znudzić. A Englert, to po prostu
klasa. Urodził się chyba m. in. po to, aby tą powieść przeczytać. Nie oglądałam
filmu, ale nie potrafię sobie wyobrazić Cata Shannona, mówiącego innym głosem i
innym tonem, niż Englerta. Nie znam innych książek Forsytha, nie mam
porównania, czy są tak samo wciągające, ale spróbuję i innych.
Pozornie temat powieści może wydawać
się mało interesujący, tzn. mnie nigdy nie interesował, ale diabeł tkwi
w szczegółach. Książka napisana została w 1974r. , opisywane wydarzenia,
fikcyjne oczywiście, rozgrywają się niewiele wcześniej. Niebotycznie bogaty i
cyniczny brytyjski lord sir James Manson ,
przedsiębiorca jednocześnie,
uzyskał informację że w jednym z afrykańskich krajów są duże złoża
platyny. Wpadł na pomysł, jak wejść w ich posiadanie. Otóż uznał, że przeprowadzi przy pomocy najemników
zamach stanu i spowoduje , że władzę obejmie znany mu lokalny afrykański kacyk,
totalny figurant i marionetka . Gdy ta marionetka zostałaby już prezydentem,
zgodzi się, aby spółka, należąca do
lorda wydobywała w jego kraju złoża cyny. Podczas wydobycia ”wyjdzie na jaw”,
że są to głównie złoża platyny, ale umowa
czy zezwolenie miała być jednak tak
skonstruowana , że sprawą tą nie będzie już mógł nikt inny się zajmować, tylko
spółka lorda. Sekretarz lorda wykorzystując swoje kontakty znalazł odpowiednio
doświadczonego najemnika, Cata Shannona, który prowadził w Afryce już wiele
walk . Shannon przystąpił do realizacji zadania zbierając odpowiednią ekipę
najemników, kupując nielegalnie
broń, próbując ją przemycać z jednego
kraju do drugiego i korumpując pieniędzmi lorda kogo tylko się dało. Ekipa, jaka zbierze , to w dużej mierze
galeria bardzo ciekawych typów. W tym przypadku za wiele powiedzieć nie można,
groziłoby to strzeleniem spojlera.
Osobiście nie mam zbyt dobrego zdania o dziennikarzach, ale Forsythe był
dawno temu korespondentem BBC a Afryce, jego wiedza na ten temat jest
imponująca. Książka mówi o wydarzeniach fikcyjnych, ale właśnie w taki sposób i
z takich powodów w Afryce odbywają się zamachy stanu. Książka nie została
napisana ku pokrzepieniu serc, jest straszna w sensie naładowania jej olbrzymią
dawką cynizmu. Ale tak właśnie w Afryce było i chyba jest nadal i inaczej napisać nie można było. Manson w
pewnym momencie np. rozmyśla, czy każdego da się przekupić, dochodzi do wniosku, że całe jego
doświadczenie wskazuje na to, ze owszem, każdego da się kupić . Jak to robi, można poczytać czy posłuchać,
„Psy wojny” są m. in. i o tym.
Ale nie to wszystko jest najciekawsze. Najciekawsze i najbardziej dające
do myślenia jest co innego. Muszę pisać o tym bardzo ostrożnie , bo spojler
byłby niemal zbrodnią. Niemal wszystkie
postacie z książki są cynikami, ale jedna z nich wykaże się absolutnie
niespodziewanym, ludzkim odruchem. Nie
napiszę, kto to będzie, ani co zechce zrobić, ani czy mu się to uda. Ale expressis verbis wypowie się po stronie afrykańskich biedaków,
którzy przez takich bezwzględnych graczy, jak lord Manson, drenujących z
chciwości Afrykę z jej bogactw, nie dają żyjącym tam ludziom szansy na normalne
życie.
„Psy wojny” , które pozornie są tylko rozrywkową powieścią, dają bardzo
dużo do myślenia. Wiem , że w Afryce panuje głód, że życie tam jest koszmarem,
ale to właśnie ta książka mi to drastycznie przypomniała. I przypomniała mi naszą bierność, co najwyżej okazjonalne
dawanie przy okazji takiej czy innej zbiórki paru przysłowiowych złotych. Ale nie mogę przestać myśleć o tym, o czym myślał
lord, że wszyscy są przekupni. Moim zdaniem nie, ale gdy głębiej się
zastanowić, to nie wygląda to różowo. Wydaje mi się, że teraz koperty z
pieniędzmi zniknęły, ale panuje za to epoka załatwiactwa. Szczególnie jest to
widoczne w małych miejscowościach. Mam rodzinę w małym miasteczku. Tam wszystko
się ”załatwia”. Jeden załatwi drugiemu pracę w określonym miejscu, tamten za to
„pomoże” tamtemu np. w załatwieniu wizyty u lekarza, bez wielomiesięcznego
czekania itd. itp. Ktoś bez koneksji nie
jest w stanie normalnie funkcjonować. Ludzie czytając „Psy wojny” oburzają się
zachowaniem lorda Mansona , a sami współuczestnicząc w korupcyjnym czy „załatwiaczym”
układzie stają po tej samej stronie, co i on. To, czego bez spojlera opisać nie
można, czyli to niespodziewane zachowanie jeden z postaci, daje asumpt do masy rozważań etycznych. Ten
człowiek przy pomocy strasznych środków chciał zrobić cos dobrego. Nie jest to może
nadzwyczajnym odkryciem, ale nam się wydaje, że jesteśmy etyczni i w porządku,
a tymczasem ktoś , kto wydaje się z gruntu zły, ma odwagę robić coś naprawdę
wyjątkowego.
Nie spodziewałam się po tej książce większej głębi , byłam więc
przyjemnie zaskoczona. A miałam ochotę na coś w sam raz na lato, czyli lekkiego i nie wymagającego specjalnego
myślenia. Mój kolega znalazł idealne określenie właśnie na coś do czytania, lekkiego,
relaksującego i nie poruszającego cięższych tematów , nazwał to „odmóżdżaczem” . Odmóżdżacze każdemu raz na jakiś czas są
potrzebne, ale „Psy wojny” odmóżdżaczem
z całą pewnością nie są.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz