piątek, 10 kwietnia 2015

Marcin Wroński „Kino Venus”




 

           Wroński jest laureatem najbardziej prestiżowych nagród za powieści kryminalne. Otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru  za najlepszą polskojęzyczną powieść kryminalną lub sensacyjną roku i Nagrodę Wielkiego Kalibru Czytelników w 2014r.  za  „Pogrom w przyszły wtorek”. W  2013r. za tą samą książkę otrzymał nagrodę Kryminalna Piła za najlepszą polską kryminalną powieść miejską . Dostał jeszcze inne nagrody, do różnych innych nagród był też nominowany. Do nagród podchodzę z dystansem, ale taki dorobek robi jednak wrażenie. Jako miłośniczka kryminałów postanowiłam więc coś Wrońskiego przeczytać.

    „Kino Venus” jestem kryminałem retro, a wydarzenia rozgrywają się w Lublinie w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Książka jest zarazem drugim tomem cyklu z komisarzem Maciejewskim . W tym tomie Maciejewski w akcie niełaski został przeniesiony do  komisariatu policji w biednej , żydowskiej  dzielnicy miasta. Było to  dla niego degradacją. Zajął się on sprawą handlu kobietami i zmuszaniem do prostytucji.

    Zalet jest w „Kinie Venus” znacznie więcej niż wad . Zacznę więc od nich. Absolutnie rewelacyjnie oddane są realia życia w tamtym okresie czasu. Wroński zaś jest na tyle oryginalny, że opisał życie biedoty i tym samym odmitologizował tamten okres. Przykładowo jedna z bohaterek , Salcia, Żydówka, uczennica jeszcze, mieszkała z rodzicami. Rodziców tych nachodził komornik, matka była praczką, a ojciec bezrobotnym. Dziewczyna chodziła w nędznych ubraniach i do tego głodna. Perspektywy na wyjście z tej sytuacji miała żadne. Podobnych opisów jest więcej. Ku mojemu zaskoczeniu w książce są  też fragmenty z  kręceniem filmów porno . Odbywało się to z udziałem porwanych dziewcząt, a one uczestniczyły w tym pod przymusem.  Opisane jest środowisko dziennikarskie,   sutenerzy, a nawet góra, zajmująca się procederem handlu tymi nieszczęsnymi kobietami. Bez wnikania w szczegóły zasygnalizuję tylko, że handlem kobietami, w przeważającej większości były to Żydówki, zajmowali się bogaci Żydzi. Wydarzenia z handlem kobietami nie są fikcją. Nie przypominam sobie innej książki beletrystycznej , z której  aż w tak dużo można byłoby się dowiedzieć o realiach życia w tamtym czasie. Nawet drobiazgi miały swój urok, np. dziewczęta chodzące w mundurkach uczennic.

     Problemem dla mnie zaś było to, że książka przez długi czas mnie nie wciągała. Czytałam ją, będąc jakby obok. Zaczęła wciągać mniej więcej w połowie. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że na to, czy książkę czyta się dobrze,  wpływ ma też to, jak została wydana. Oczywiście ponad 90% sukcesu to treść i co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Ale format książki czy  wielkość czcionki też mają swoje znaczenie. Ten egzemplarz, który czytałam wydany został przez W.A.B. i jest to wydanie kiepskie, zbliżone do kieszonkowego, z małą czcionką i byle jakim papierem.   Nie wiem, czy sytuacja byłaby dużo lepsza, gdybym czytała lepsze wydanie, ale wydaje mi się, że w pewnym stopniu tak.   Mimo, że miałam w domu  stare, pożółkłe , kieszonkowe wydanie „Łuku Triumfalnego” sprzed 20 czy 30 lat, kupione na Allegro, gdy tylko dowiedziałam się, że Rebis wydał tą powieść współcześnie, zaraz   kupiłam nowe wydanie. Nowe wydanie, w większym formacie czytało mi się zdecydowanie lepiej.

        Ciężko było mi też poczuć sympatię do Maciejewskiego i jego alkoholizmu. Szokujące były dla  mnie kobiety jego życia, najpierw jedna prostytutka, potem druga prostytutka były jego konkubinami. Maciejewski zajmował się albo piciem, albo seksem, albo rozwiązywaniem sprawy kryminalnej, a w przerwach ubolewał nad tym, że jest w gorszym komisariacie.  Opisywane środowisko sutenerów z pewnością nie budzi sympatii . Skrajna bieda też jakiegokolwiek uroku nie ma, a opisy brudu czy smrodu do przyjemnych nie należą.  Obrzydliwe były też dla mnie np. te fragmenty, gdzie Maciejewski budzi się z kacem z pokoju,  w którym są śmierdzące naczynia z resztkami posiłków sprzed kilku dni. Cała książka pełna jest scen , w których coś śmierdzi i jest obrzydliwe z wyglądu. Wszystko jest nieestetyczne i pozbawione wdzięku. Panuje klimat beznadziei.

      Myślę jednak, że dam Maciejewskiemu jeszcze jedną szansę. Inne książki z tego cyklu opisują wydarzenia rozgrywające się w innym środowisku.  

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz