niedziela, 22 marca 2015

Wojciech Eichelberger , Tomasz Jasturn „Sny, które budzą”





    Spędzamy  1/3 życia śniąc i nie za bardzo wiemy, jak mamy rozumieć nasze sny. Do psychologów i ich niektórych teorii  podchodzę z pewnym dystansem,  ale Wojciecha Eichelbergera wyjątkowo cenię. Czytałam wiele jego tekstów w „Zwierciadle” i zawsze coś wartościowego z tej lektury wynosiłam.

    Książeczka ta – 136 stron, wydrukowanych wielką trzcionką , to opis 12 przypadków pacjentów psychoterapeuty. Każda z tych osób miała swoje problemy, na początku rozdziału jest to właśnie opisane. Każdej z nich w pewnym momencie przyśnił się charakterystyczny sen. Sen ten z reguły przemawiał za pomocą symboli i odnosił się właśnie do sytuacji danej osoby, wydobywał z jej podświadomości jej lęki czy marzenia.  Potem następuje interpretacja snu. Jeden rozdział to jeden pacjent i jego sen.

     Rozmówcy, dyskutujący o tych snach, tj. Eichelberger i Jastrurn wychodzą z założenia, że sny są jakby listami naszej podświadomości do nas. Czasem, a nawet i często,   nie wiemy, co w nas w środku siedzi, czego tak naprawdę chcemy, niekiedy czegoś wiedzieć nie chcemy i przed pewnymi prawdami bronimy się.  Podświadomość do nas przemawia właśnie przez sny. Jest to jednak przekaz indywidualny, składający się z obrazów, które mogą być czytelne tylko dla tej konkretnej osoby. Przykładowo jeden z pacjentów W. Eichelbergera wychowywał się w bardzo biednej rodzinie, nie mieli nawet normalnej ubikacji, czego bardzo się wstydził. Potem się wybił, po wielu już latach , gdy mieszkał zupełnie gdzie indziej, zdobył majątek, szczęśliwy jednak w dalszym ciągu nie był. I przyśnił mu się sen, w którym odwiedził on sąsiada z dzieciństwa, biedaka i skorzystał u niego z toalety. Toaleta ta była  inna niż w rzeczywistości, szło się do niej bardzo , bardzo wysoko, była to taka podniebna, wyjątkowo luksusowa  toaleta.  Okazało się jednak, że nie można z niej wyjść, wszędzie jest przepaść . Tą toaletę psycholog potraktował jako symbol tego, od czego pacjent chciał uciec i zarazem symbol tego, do czego dążył. Był to też obraz tego, do czego doszedł, do luksusu, z którego można już tylko spaść , do tego dochodziło odcięcie się od korzeni i jednoczesna tęsknota za tymi korzeniami.   Nie ma jednego kodu do odczytywania snów, tak jak np. przyjmują to różne senniki. U kogoś innego taka toaleta mogłaby symbolizować coś zupełnie innego.

       W książeczce tej jest cała masa symboli. Przykładowo osoba zdominowana, mająca wszystko uporządkowane i poukładane śniła, że uciekała skądś, chciała przeskoczyć przez płot i jej się to nie udało. Trzeba było się zastanowić, przed czym była ta ucieczka i czy nie warto byłoby ją przeprowadzić w rzeczywistości, czyli zmienić to, co tą osobę uwierało.  

    Dla mnie przypadki te były wyjątkowo ciekawe. I nawet już po tej lekturze starałam się przypomnieć sobie, co mi się śniło i co to może oznaczać. Przecież nawet w każdej religii świata pojawiają się sny i przekazy, jakie te sny dają śniącemu. Do przeczytania całości i nawet do przemyślenia wszystkiego wystarczy jeden wieczór. Potem można wracać i jeszcze zerknąć. Według mnie warto.

     To co mi przeszkadzało, to fakt, że większość tych pacjentów miała wyjątkowo ciężkie dzieciństwo i w wielu przypadkach ich problemy były z tego powodu inne niż u większości ludzi. Często też powracał problem relacji z matką czy ojcem, mimo tego, że pacjenci byli już dorośli. Osobiście mam wątpliwość co do sensu ciągłego otwierania  starych ran i analizowania ich.  Ale przeczytać warto. Opisanych przypadków jest sporo, coś zbliżonego do siebie chociażby w pewnej części, każdy znajdzie.

4/6
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz