Książka ta jest teraz tak powszechnie
czytywana , że pisanie dokładne o czym ona jest , mija się z celem. Każdy niemal wie, że
prokurator Szacki prowadzi śledztwo w związku ze znalezieniem kościotrupa w
Olsztynie. Kościotrup okazał się zaś całkiem świeży.
Przez dłuższy czas nie miałam wcale
zamiaru czytać tej książki, fakt, że jest bestsellerem, był dość odstraszający
i spodziewałam się czegoś idiotycznego. Czytałam kiedyś wywiad z Miłoszewski i jego
osoba zrobiła na mnie koszmarne wrażenie, co też zachęcające nie było. Ale
rekomendacja koleżanki, do której mam zaufanie jako do czytelnika, zrobiła
swoje. Nie czytuję zbyt wiele polskich kryminałów , ale mogę bez wątpienia
stwierdzić, że książka ta jest unikalna. Plusów jakie przynosi jej
przeczytanie, jest cała masa.
Miłoszewski jest pisarzem, który nie zanudza. „Gniew” czyta się bardzo dobrze.
Wciąga, nie cały czas, ale w znacznych fragmentach . Zdaniem znajomych
prawników , nie ma w niej wpadek i błędów, dotyczących funkcjonowania wymiaru
sprawiedliwości i stosowanych procedur .
Przewijający się w niej temat przemocy domowej jest co prawda opisany w wielu
innych książkach, chociażby u Mankella i można mieć już go dosyć, ale opisany
jest w taki sposób, że budzi i zainteresowanie i nawet zaangażowanie
czytelnika. Dla mnie np. zagadką są kobiety, które coś takiego znoszą , nigdzie
nie zgłaszają i nic z tym nie robią. W
książce występuje np. jedna z ofiar przemocy domowej – kobieta, która jest atrakcyjna, wykształcona, ma swoją pracę
i środki finansowe na utrzymanie. Opisuje ona, dlaczego to znosiła. Porównuje
sytuację do genu bycia ofiarą, najpierw dziecko ogląda przemoc wobec matki,
potem znosi ją samo ze strony ojca, a w dalszej kolejności od męża. Jest to
niewytłumaczalne i określane jako coś w rodzaju jednostki chorobowej bycia
ofiarą.
Wszystko to nie jest jednak
najważniejsze. Najciekawsze i
najcenniejsze w moim odczuciu jest co innego. Najciekawszy jest opis
otaczającej nas rzeczywistości, widzianej głównie oczami Szackiego, prawdopodobnie alter ego pisarza,
chociaż w tym zakresie pewności nie mam
. Mam na myśli to, że przez cały
czas czytania obcuje się niejako z osobą, która jest szalenie ciekawa i której
poglądy na wiele spraw są wyjątkowo nietuzinkowe.
Zacznijmy od zawodu prokuratora, który ani
w mediach, ani wśród polityków nigdy nie
ma dobrej passy . W większości filmów tzw. sądowych prokurator jest czarnym
charakterem, to on oskarża niewinne osoby. W filmach tych zbawcą świata jest
adwokat, broniący niesłusznie oskarżonego , niewinnego człowieka. Miłoszewski tą sytuację odwrócił i postawił
wszystko na właściwym miejscu. To prokurator bowiem narażając się, walczy z bandytami i chroni nas, normalnych
obywateli . Adwokat zaś reprezentuje tych , którzy nas krzywdzą. Miłoszewski mógłby pójść po najmniejszej
linii oporu i dołączyć do nagonki na prokuraturę, ale tego nie zrobił.
Prokurator Szacki mimochodem przedstawia
swój punkt widzenia na masę problemów, a ten punkt widzenia jest jednocześnie trochę sarkastyczny ale w dużym
stopniu prawdziwy. Przykładowo w
telewizji pokazano, jak myśliwi
wydobyli z jakiegoś dołu czy rowu, a może bagna - łosia, który nie mógł się
samodzielnie stamtąd wydostać. Szacki uznał, że myśliwi ci zapewne wcześniej
tego łosia do tego bagna sami wrzucili, zaraz potem powiadomili telewizję po
to, aby pokazać przed kamerą , jak bardzo „kochają” zwierzęta. W innym fragmencie mowa jest o psychiatrach.
Na topie teraz w niektórych kręgach jest chodzenie do psychiatry. Szacki vel
Miłoszewski miał odwagę , aby pani psychiatrze powiedzieć wprost, że
przedstawiciele jej zawodu są tak bardzo oderwani od rzeczywistości, że nie są
w stanie nikomu udzielić żadnej pomocy i że w żadnych psychiatrów on nie
wierzy. Podobne poglądy ma też i na
zawód psychologa. W książce jest to oczywiście nieco bardziej rozwinięte.
W niektórych miejscach Miłoszewski naświetla
w sarkastyczny sposób punkt widzenia wielu osób na niektóre sprawy i niekiedy wręcz
kpi sobie z niego, sporo jest też humoru,
a nawet czarnego humoru. Przykładowo
- jeden z bohaterów musiał innego zmusić do czegoś. Nie udawało się tego zrobić prośbą, musiał
sięgnąć do szantażu. Zakomunikował szantażowanemu, że może za pośrednictwem
innych osób zrobić coś złego jego rodzinie. Wyszczególnił, że żonie nic nie zrobi, bo przecież „żona to nie
rodzina”, i że ma świadomość, że tamten ma ją jako żonę w d. i że na żonie nikomu nie zależy. Gdy
zagroził, że coś stanie się synowi, natychmiast zadziałało. Jest to kwintesencja poglądów wielu mężczyzn
na małżeństwo.
Nie będę wymieniać enumeratywnie
wszystkich takich ciekawych przykładów, każdy może wyłaniać je sobie sam. Można się z nimi zgadzać, albo nie, ale dają
sporo do myślenia.
Dla mnie książka ta mimo tych niezaprzeczalnych
walorów była jednak zbyt drastyczna. Opis zabójstwa jest tak straszny, że trudno
mi sobie przypomnieć coś bardziej drastycznego. I cała intryga była trochę zbyt
wydumana. Prawdopodobieństwo opisanego przebiegu zdarzeń jest zdecydowanie mniej
realne, niż wygrana w totka. Wiele osób zakończenie ocenia jako wyjątkowo
zaskakujące. Częściowo tak jest.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz