sobota, 7 lutego 2015

Zygmunt Miłoszewski „Gniew”



  
      Książka ta jest teraz tak powszechnie czytywana , że pisanie dokładne o czym ona jest ,  mija się z celem. Każdy niemal wie, że prokurator Szacki prowadzi śledztwo w związku ze znalezieniem kościotrupa w Olsztynie. Kościotrup okazał się zaś całkiem świeży.  

       Przez dłuższy czas nie miałam wcale zamiaru czytać tej książki, fakt, że jest bestsellerem, był dość odstraszający i spodziewałam się czegoś idiotycznego.  Czytałam kiedyś wywiad z Miłoszewski i jego osoba zrobiła na mnie koszmarne wrażenie, co też zachęcające nie było. Ale rekomendacja koleżanki, do której mam zaufanie jako do czytelnika, zrobiła swoje. Nie czytuję zbyt wiele polskich kryminałów , ale mogę bez wątpienia stwierdzić, że książka ta jest unikalna. Plusów jakie przynosi jej przeczytanie, jest cała masa.

    Miłoszewski jest pisarzem, który  nie zanudza. „Gniew” czyta się bardzo dobrze. Wciąga, nie cały czas, ale w znacznych fragmentach . Zdaniem znajomych prawników , nie ma w niej wpadek i błędów, dotyczących funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości i stosowanych  procedur . Przewijający się w niej temat przemocy domowej jest co prawda opisany w wielu innych książkach, chociażby u Mankella i można mieć już go dosyć, ale opisany jest w taki sposób, że budzi i zainteresowanie i nawet zaangażowanie czytelnika. Dla mnie np. zagadką są kobiety, które coś takiego znoszą , nigdzie nie zgłaszają i nic z tym nie robią.  W książce występuje np. jedna z ofiar przemocy domowej – kobieta, która  jest atrakcyjna, wykształcona, ma swoją pracę i środki finansowe na utrzymanie. Opisuje ona, dlaczego to znosiła. Porównuje sytuację do genu bycia ofiarą, najpierw dziecko ogląda przemoc wobec matki, potem znosi ją samo ze strony ojca, a w dalszej kolejności od męża. Jest to niewytłumaczalne i określane jako coś w rodzaju jednostki chorobowej bycia ofiarą.

    Wszystko to nie jest jednak najważniejsze.  Najciekawsze i najcenniejsze w moim odczuciu jest co innego. Najciekawszy jest opis otaczającej nas rzeczywistości, widzianej głównie oczami  Szackiego, prawdopodobnie alter ego pisarza, chociaż w tym zakresie pewności nie mam  .  Mam na myśli to, że przez cały czas czytania obcuje się niejako z osobą, która jest szalenie ciekawa i której poglądy na wiele spraw są wyjątkowo nietuzinkowe.

    Zacznijmy od zawodu prokuratora, który ani w  mediach, ani wśród polityków nigdy nie ma dobrej passy . W większości filmów tzw. sądowych prokurator jest czarnym charakterem, to on oskarża niewinne osoby. W filmach tych zbawcą świata jest adwokat, broniący niesłusznie oskarżonego , niewinnego człowieka.    Miłoszewski tą sytuację odwrócił i postawił wszystko na właściwym miejscu. To prokurator bowiem narażając się,  walczy z bandytami i chroni nas, normalnych obywateli . Adwokat zaś reprezentuje tych , którzy nas krzywdzą.  Miłoszewski mógłby pójść po najmniejszej linii oporu i dołączyć do nagonki na prokuraturę, ale tego nie zrobił.

     Prokurator Szacki mimochodem przedstawia swój punkt widzenia na masę problemów, a ten punkt widzenia jest  jednocześnie trochę sarkastyczny ale w dużym stopniu prawdziwy.  Przykładowo w telewizji pokazano,    jak myśliwi wydobyli z jakiegoś dołu czy rowu, a może bagna - łosia, który nie mógł się samodzielnie stamtąd wydostać. Szacki uznał, że myśliwi ci zapewne wcześniej tego łosia do tego bagna sami wrzucili, zaraz potem powiadomili telewizję po to, aby pokazać przed kamerą , jak bardzo „kochają” zwierzęta.  W innym fragmencie mowa jest o psychiatrach. Na topie teraz w niektórych kręgach jest chodzenie do psychiatry. Szacki vel Miłoszewski miał odwagę , aby pani psychiatrze powiedzieć wprost, że przedstawiciele jej zawodu są tak bardzo oderwani od rzeczywistości, że nie są w stanie nikomu udzielić żadnej pomocy i że w żadnych psychiatrów on nie wierzy.  Podobne poglądy ma też i na zawód psychologa. W książce jest to oczywiście nieco bardziej rozwinięte.

      W niektórych miejscach Miłoszewski naświetla w sarkastyczny sposób punkt widzenia wielu osób na niektóre sprawy i niekiedy wręcz kpi sobie z niego, sporo jest też humoru,  a nawet czarnego humoru.  Przykładowo - jeden z bohaterów musiał innego zmusić do czegoś.  Nie udawało się tego zrobić prośbą, musiał sięgnąć do szantażu. Zakomunikował szantażowanemu, że może za pośrednictwem innych osób zrobić coś złego jego rodzinie. Wyszczególnił, że żonie  nic nie zrobi, bo przecież „żona to nie rodzina”, i że ma świadomość, że tamten ma ją jako żonę w  d. i że na żonie nikomu nie zależy. Gdy zagroził, że coś stanie się synowi, natychmiast zadziałało.  Jest to kwintesencja poglądów wielu mężczyzn na małżeństwo.

     Nie będę wymieniać enumeratywnie wszystkich takich ciekawych przykładów, każdy może wyłaniać je sobie sam.  Można się z nimi zgadzać, albo nie, ale dają sporo do myślenia.

     Dla mnie książka ta mimo tych niezaprzeczalnych walorów była jednak zbyt drastyczna. Opis zabójstwa jest tak straszny, że trudno mi sobie przypomnieć coś bardziej drastycznego. I cała intryga była trochę zbyt wydumana. Prawdopodobieństwo opisanego przebiegu zdarzeń jest zdecydowanie mniej realne, niż wygrana w totka. Wiele osób zakończenie ocenia jako wyjątkowo zaskakujące. Częściowo tak jest.

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz