wtorek, 9 września 2014

Marcel Proust „W poszukiwaniu straconego czasu” cz. 1 " W stronę Swanna" audiobook, czyta Michał Breitenwald













Obraz znaleziony dla: W stronę Swanna
     To był mój pierwszy kontakt z Proustem. Pierwsza godzina słuchania upłynęła pod znakiem zdziwienia i przerażenia , jak takie nudziarstwo może być uznane za arcydzieło. Nie tylko byłam zdumiona, ale miałam też problem ze słuchaniem, prowadząc samochód muszę przecież bardziej niż na audiobooku koncentrować się na jeździe.   Sporo tekstu najwyraźniej mi umykało. Ale po mniej więcej godzinie, może dwóch, poczułam, że gdy wejdzie się już w rytm i przyzwyczai do sposobu narracji, zaczyna się wychwytywać masę ciekawych rzeczy. A po paru godzinach słuchania wiedziałam, że to jest to, czyli że natrafiłam na coś wyjątkowego i idealnego dla mnie.  Owszem, w tekście praktycznie nie ma akcji, jest masa wspomnień i różnych dygresji oraz rozważań o charakterach ludzkich, miłości, zakochaniu, uwiedzeniu, o sztuce, muzyce, literaturze, architekturze, o wychowaniu   i całej masie innych rzeczy. Michał Breitenwald czyta świetnie, wyraźnie, bez jakiejkolwiek maniery,  nie stylizuje się ani na małego głupiutkiego chłopczyka, ani na wszechwiedzącego, zrzędliwego mężczyznę w średnim wieku.  Ale nie jest to powieść, nadająca się do słuchania w samochodzie podczas prowadzenia tego samochodu. Dla ścisłości dodam, że  ja z pewnością nie byłam w stanie pogodzić  tych dwóch rzeczy . Wypadku na szczęście nie spowodowałam, ale słuchanie książki odbywało się ze szkodą dla tekstu.  W wielu momentach miałam ochotę jeszcze raz powrócić do  określonej myśli, co było  niemożliwe. Wiem też, że część rzeczy mi umykała. A Proust wymaga dużej uwagi.  Odsłuchanie pierwszej części było idealne , aby się cyklem Prousta zauroczyć, ale kolejne tomy będę jednak czytać,  a nie słuchać.  Może nieco inaczej byłoby, gdybym miała lepszy odtwarzacz, ten w samochodzie działa w ten sposób, że cofnąć płytę  mogę , ale tylko o cały rozdział. Czasem wydaje mi się, że w dobie komputerów, telewizorów, smartfonów jesteśmy wzrokowcami, ale tylko z pewnego nawyknienia.  Jeżeli częściej słuchalibyśmy – czegokolwiek z uwagą , np. radia, audiobook z Proustem nie byłby niczym trudnym.  

    „W stronę Swanna” składa się z trzech części, pierwsza to wspomnienia narratora z dzieciństwa, druga to historia miłości Swanna do Odetty, a trzecia, bardzo krótka to ogólne refleksje, w tym o nazwach miejscowości. Wspomnienia są ciężkie w odbiorze, dotyczą wydarzeń z dzieciństwa narratora i jest tam cała masa różnych myśli , które można byłoby podkreślać w książce i rozważać, tak jak napisałam, są o wszystkim. Narrator jest szalenie refleksyjną osobą  , wspomina rodziców, babkę, ciotkę, swoją pierwszą , dziecięcą miłość – Gilbertę Swann, jej ojca – znajomego rodziców, ciotkę, służącą Franciszkę i inne osoby. W czasie tego wspominania snuje masę refleksji.  Przykładowo przy Franciszce zastanowiło go, dlaczego Franciszka jest tak bardzo bezduszna wobec osób z najbliższego otoczenia, a tak bardzo uczuciowa, gdy mowa jest o osobach, będących daleko. Wobec tych, których nie widziała,  zawsze  skora była do pomocy i do  współczucia.  Szczególna estymą nasz bohater darzył babkę. Babka uważała, że dzieci już od małego powinny czytywać książki dla dorosłych i że nie powinno się pod żadnym pozorem czytywać literatury , nazwijmy to klasy B, porównywała to do jedzenia bezwartościowego jedzenia . Kiedyś kupiła swojemu wnukowi książki dla dorosłych , ale jego matka sprzeciwiła się takiemu prezentowi. Kupiła mu więc dzieła „lekkie” autorstwa J. Sand. Uważała, ze dziecko powinno się edukować na każdym kroku. Gdy chciała powiedzieć mu, jak wygląda Wenecja , nie kupiła mu obrazków z Wenecji, tylko reprodukcję Turnera z widokiem Wenecji.

   Część druga zapowiadała się banalnie, refleksji jest tam mniej, faktów więcej i jest to chyba najbardziej trafny obraz uwiedzenia mężczyzny przez kobietę. Nie znam drugiego tak sugestywnego literackiego opisu, a w tym przypadku mężczyzna – Swann, nie był Odettą w ogóle zainteresowany, co więcej, nie podobała mu się.  On był człowiekiem wykształconym, erudytą, myślicielem, wielbicielem malarstwa i muzyki, a do tego był szalenie bogaty. Odetta z kolei to prostaczka,  z wstrętnym charakterem i do tego prostytutka, która Swanna nigdy nie kochała . Jak taka kobieta mogła uwieść tak bardzo skutecznie takiego mężczyznę? Wydawałoby się, że to niemożliwe, ale po przeczytaniu, a właściwie odsłuchaniu Prousta,   mam świadomość , że jest to możliwe.

    Trzecia część jest głównie o języku , nazwach miejscowości, ale naprawdę jest bardzo krótka.  Przypomniał mi się w trakcie odsłuchiwania Tolkien z jego zamiłowaniem do piękna języka i z gigantyczną wrażliwością na wszystkie kwestie, z językiem związane.  

   Książka dla mnie ma w sobie coś z magii. Tak samo jak i narrator, w dzieciństwie z rodzicami jeździłam do rodziny , do innej miejscowości. Tak samo kocham  muzykę, różnica polega na tym, że się na niej nie znam. Nie jadałam słynnych magdalenek, ale za to moja babcia robiła inne wypieki  . Gdy czytałam fragmenty, jak to nasz narrator dzięki wspomnieniu smaku ciasteczka potrafił odbyć coś na kształt podróży w czasie i przenieść się do dzieciństwa, czułam niemal smak orzechowego tortu babci.  Tego tortu poza nią nikt nie piekł, ale wydaje mi się, że przepis powinna mieć zapisany.  Ku swojemu absolutnemu zaskoczeniu, nabrałam chęci na to, aby ten tort upiec ! W czasach Prousta ludzie delektowali się jedzeniem, nie kupowali gotowych produktów, a to co my robimy teraz,  było by nie do przyjęcia.

        Z cała pewnością Proust nie jest dla osób, lubiących czytać wyłącznie książki akcji. Jest to książka , którą smakuje się powoli i do której można wracać . Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale za to jest to miłość trwała.   Rzadko kiedy w jednym dziele jest taka głębia i tyle myśli wartych rozważenia.  W literaturze współczesnej zdarza się to bardzo rzadko.  A tak poza tym, to jestem zdziwiona,  ostatnio tzn. w tym roku, tak często natrafiałam na tak dobre książki: Proust,  „Broad Peak. Niebo i piekło” B. Dobrocha i P. Wilczyńskiego, „Twoja twarz jutro. Trucizna, cień i pożegnanie” J. Mariasa, „Okruchy wartości” abp. J. Życińskiego, książki Piotra Zychowicza.  Każda jest w innym rodzaju, ale jak do tej pory były to najlepsze pozycje 2014r. No i jeszcze „Dziwne losy Jane Eyre”, niby dobrze znane, a które tak naprawdę zrozumiałam dopiero teraz.  Staranniejszy dobór książek bardzo się opłaca.
      6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz