To był mój pierwszy kontakt z
Proustem. Pierwsza godzina słuchania upłynęła pod znakiem zdziwienia i
przerażenia , jak takie nudziarstwo może być uznane za arcydzieło. Nie tylko
byłam zdumiona, ale miałam też problem ze słuchaniem, prowadząc samochód muszę
przecież bardziej niż na audiobooku koncentrować się na jeździe. Sporo tekstu najwyraźniej mi umykało. Ale po
mniej więcej godzinie, może dwóch, poczułam, że gdy wejdzie się już w rytm i
przyzwyczai do sposobu narracji, zaczyna się wychwytywać masę ciekawych rzeczy.
A po paru godzinach słuchania wiedziałam, że to jest to, czyli że natrafiłam na
coś wyjątkowego i idealnego dla mnie.
Owszem, w tekście praktycznie nie ma akcji, jest masa wspomnień i
różnych dygresji oraz rozważań o charakterach ludzkich, miłości, zakochaniu,
uwiedzeniu, o sztuce, muzyce, literaturze, architekturze, o wychowaniu i całej masie innych rzeczy. Michał Breitenwald
czyta świetnie, wyraźnie, bez jakiejkolwiek maniery, nie stylizuje się ani na małego głupiutkiego chłopczyka,
ani na wszechwiedzącego, zrzędliwego mężczyznę w średnim wieku. Ale nie jest to powieść, nadająca się do
słuchania w samochodzie podczas prowadzenia tego samochodu. Dla ścisłości dodam,
że ja z pewnością nie byłam w stanie
pogodzić tych dwóch rzeczy . Wypadku na
szczęście nie spowodowałam, ale słuchanie książki odbywało się ze szkodą dla
tekstu. W wielu momentach miałam ochotę
jeszcze raz powrócić do określonej
myśli, co było niemożliwe. Wiem też, że
część rzeczy mi umykała. A Proust wymaga dużej uwagi. Odsłuchanie pierwszej części było idealne ,
aby się cyklem Prousta zauroczyć, ale kolejne tomy będę jednak czytać, a nie słuchać. Może nieco inaczej byłoby, gdybym miała
lepszy odtwarzacz, ten w samochodzie działa w ten sposób, że cofnąć płytę mogę , ale tylko o cały rozdział. Czasem
wydaje mi się, że w dobie komputerów, telewizorów, smartfonów jesteśmy wzrokowcami,
ale tylko z pewnego nawyknienia. Jeżeli
częściej słuchalibyśmy – czegokolwiek z uwagą , np. radia, audiobook z Proustem
nie byłby niczym trudnym.
„W stronę Swanna” składa się z trzech
części, pierwsza to wspomnienia narratora z dzieciństwa, druga to historia
miłości Swanna do Odetty, a trzecia, bardzo krótka to ogólne refleksje, w tym o
nazwach miejscowości. Wspomnienia są ciężkie w odbiorze, dotyczą wydarzeń z
dzieciństwa narratora i jest tam cała masa różnych myśli , które można byłoby
podkreślać w książce i rozważać, tak jak napisałam, są o wszystkim. Narrator
jest szalenie refleksyjną osobą ,
wspomina rodziców, babkę, ciotkę, swoją pierwszą , dziecięcą miłość – Gilbertę
Swann, jej ojca – znajomego rodziców, ciotkę, służącą Franciszkę i inne osoby.
W czasie tego wspominania snuje masę refleksji.
Przykładowo przy Franciszce zastanowiło go, dlaczego Franciszka jest tak
bardzo bezduszna wobec osób z najbliższego otoczenia, a tak bardzo uczuciowa,
gdy mowa jest o osobach, będących daleko. Wobec tych, których nie widziała, zawsze skora była do pomocy i do współczucia. Szczególna estymą nasz bohater darzył babkę.
Babka uważała, że dzieci już od małego powinny czytywać książki dla dorosłych i
że nie powinno się pod żadnym pozorem czytywać literatury , nazwijmy to klasy
B, porównywała to do jedzenia bezwartościowego jedzenia . Kiedyś kupiła swojemu
wnukowi książki dla dorosłych , ale jego matka sprzeciwiła się takiemu prezentowi.
Kupiła mu więc dzieła „lekkie” autorstwa J. Sand. Uważała, ze dziecko powinno
się edukować na każdym kroku. Gdy chciała powiedzieć mu, jak wygląda Wenecja ,
nie kupiła mu obrazków z Wenecji, tylko reprodukcję Turnera z widokiem Wenecji.
Część druga zapowiadała się banalnie, refleksji jest tam mniej, faktów
więcej i jest to chyba najbardziej trafny obraz uwiedzenia mężczyzny przez
kobietę. Nie znam drugiego tak sugestywnego literackiego opisu, a w tym
przypadku mężczyzna – Swann, nie był Odettą w ogóle zainteresowany, co więcej,
nie podobała mu się. On był człowiekiem
wykształconym, erudytą, myślicielem, wielbicielem malarstwa i muzyki, a do tego
był szalenie bogaty. Odetta z kolei to prostaczka, z wstrętnym charakterem i do tego
prostytutka, która Swanna nigdy nie kochała . Jak taka kobieta mogła uwieść tak
bardzo skutecznie takiego mężczyznę? Wydawałoby się, że to niemożliwe, ale po
przeczytaniu, a właściwie odsłuchaniu Prousta, mam świadomość , że jest to możliwe.
Trzecia część jest głównie o języku ,
nazwach miejscowości, ale naprawdę jest bardzo krótka. Przypomniał mi się w trakcie odsłuchiwania
Tolkien z jego zamiłowaniem do piękna języka i z gigantyczną wrażliwością na wszystkie
kwestie, z językiem związane.
Książka dla mnie ma w sobie coś z magii. Tak samo jak i narrator, w
dzieciństwie z rodzicami jeździłam do rodziny , do innej miejscowości. Tak samo
kocham muzykę, różnica polega na tym, że
się na niej nie znam. Nie jadałam słynnych magdalenek, ale za to moja babcia
robiła inne wypieki . Gdy czytałam
fragmenty, jak to nasz narrator dzięki wspomnieniu smaku ciasteczka potrafił odbyć
coś na kształt podróży w czasie i przenieść się do dzieciństwa, czułam niemal
smak orzechowego tortu babci. Tego tortu
poza nią nikt nie piekł, ale wydaje mi się, że przepis powinna mieć
zapisany. Ku swojemu absolutnemu
zaskoczeniu, nabrałam chęci na to, aby ten tort upiec ! W czasach Prousta
ludzie delektowali się jedzeniem, nie kupowali gotowych produktów, a to co my
robimy teraz, było by nie do przyjęcia.
Z cała pewnością Proust nie jest dla osób, lubiących
czytać wyłącznie książki akcji. Jest to książka , którą smakuje się powoli i do
której można wracać . Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale za to
jest to miłość trwała. Rzadko kiedy w jednym dziele jest taka głębia
i tyle myśli wartych rozważenia. W
literaturze współczesnej zdarza się to bardzo rzadko. A tak poza tym, to jestem zdziwiona, ostatnio tzn. w tym roku, tak często natrafiałam
na tak dobre książki: Proust, „Broad Peak.
Niebo i piekło” B. Dobrocha i P. Wilczyńskiego, „Twoja twarz jutro. Trucizna,
cień i pożegnanie” J. Mariasa, „Okruchy wartości” abp. J. Życińskiego, książki Piotra
Zychowicza. Każda jest w innym rodzaju,
ale jak do tej pory były to najlepsze pozycje 2014r. No i jeszcze „Dziwne losy
Jane Eyre”, niby dobrze znane, a które tak naprawdę zrozumiałam dopiero teraz. Staranniejszy dobór książek bardzo się opłaca.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz