niedziela, 14 września 2014

Pierre Lemaitre „Ofiara”



   

 
 
 
Warszawskie Wydawnictwo Literackie  Muza S.A. , 2014
     Recenzje i krytyków i internautów były znakomite, książka miała być rewelacyjna, z świetną i zaskakującą fabułą, a oprócz tego miało być w niej sporo przemyśleń na różne tematy, o przypadku, przeznaczeniu , o zachowaniu ludzi w sytuacjach granicznych. Zapowiadało się na rarytas, nie było więc czego rozważać, „Ofiarę” kupić musiałam. Nazwisko – Lemaitre - również miało dla mnie coś z magii, autor kryminałów na niebotycznie wysokim poziomie , laureat wielu nagród, a w tym nagrody Gancourtów. Jak mogło się stać, że ja, miłośniczka kryminałów, do tej pory nie czytałam żadnego jego dzieła? Nie wiem. Ale właśnie dlatego, że go nie znałam , a tylko słyszałam same dobre rzeczy , „Ofiarę”  musiałam kupić  . Dlaczego więc skończyło się to klapą ? Może te oczekiwania były za wielkie? Może gdybym nie wiedziała nic o autorze, nie rozczarowałabym się. Może jest jeszcze za wcześnie na pisanie o „Ofierze” ? Może na parę dni to rozczarowanie nie  byłoby już tak bolesne i mogłabym pisać obiektywniej? Nie wiem, ale skończyłam  lekturę  2 dni temu , zaczęłam już kolejną książkę, nastał więc czas na Lemaitre.  

      Fabuła zapowiadała się dość intrygująco. Intryga rzeczywiście od pewnego momentu, blisko końca, niestety, jest dość zaskakująca, do tego stopnia, że nie za wiele można o niej powiedzieć, nie zdradzając licznych niespodzianek.  Partnerka głównego bohatera – inspektora Verhoevena , będąc przypadkowym świadkiem napadu na jubilera, świadkiem który widział sprawców bez kominiarek , została brutalnie pobita i ledwo uszła z życiem.  Śledztwo wbrew obowiązującym regułom i na skutek nie ujawnienia związku z ofiarą, przejął właśnie Verhoeven. Jego cechy charakterystyczne to bardzo niski wzrost, olbrzymi talent do rysunków. Wiele więcej powiedzieć nie można.

    Dlaczego tak bardzo ta książka mnie rozczarowała? Poza zaskakującym obrotem akcji i zakończeniem, rozczarowało mnie prawie wszystko.  Tempo rozgrywających się wydarzeń jest porażające, czasu na zatrzymanie i refleksję nie ma.   Większość detektywów w powieściach kryminalnych wyróżnia się głównie cechami intelektu lub osobowością, niekiedy wiele można powiedzieć o kimś, patrząc na postać nawet przez pryzmat nałogu, np. od kiedy nałóg trwa, jak do niego doszło , czy ktoś z tym walczy itp. W tym przypadku najbardziej charakterystyczną cechą inspektora jest wzrost karła. I potem długo nie ma nic, dopiero potem dowiadujemy się, że ma wielki talent do rysunku. Wiemy też, że jego żona została kilka lat wcześniej zamordowana, a on sam po tym fakcie leczył się na depresję. Inspektor ma kotkę, ale też nie za wiele z tego wynika, bo nie można w żaden sposób zorientować się, jaki wpływ , o ile w ogóle taki jest, ma ta kotka na jego życie. 

   Przebieg wydarzeń był dla mnie absolutnie wydumany i możliwy do zrealizowania tylko w teorii. Nigdy nie słyszałam , aby ludzie zachowywali się w ten sposób, jak bohaterowie książki. Nie czytałam o tym w gazetach, nie oglądałam w telewizji, ani w internecie. Piękno tkwi w prostocie, nic dodać , nic ująć.  O ile mogę uwierzyć w to, że ktoś zabija , tak jak np. u Agaty Chrisie, z chęci zysku, lub z zemsty, albo przez przypadek , o tyle taka mieszanka motywów, jak jest w książce, jest dla mnie absurdalna. Nie wspomnę o sposobie wykonania. Bohaterowie są dla mnie niewiarygodni psychologicznie i nieprzekonywujący i to we wszystkim, co robią . Inspektor przedstawiony jest jako totalny naiwniak, a zawód policjanta wiąże się zdecydowanie bardziej z podejrzliwością, niż z naiwnością.

    Raz na jakiś czas zdarzają się komentarze autora, które dla mnie w większości brzmią dość kiczowato.   Chociażby pierwsze zdanie książki „Za przełomowe uważa się takie wydarzenie, które wywraca do góry nogami twoje życie”.  Nie wiem, co w tym odkrywczego.  I nie wiem,  czym się tu zachwycać. Gdyby w taki sposób zaczął debiutancką książkę np. przysłowiowy Jan Malinowski z Koziej Wólki, wydawca uznałby to za grafomanię. Są w książce bardzo ograniczonym zakresie dywagacje o przeczuciach, przypadku, przeznaczeniu.  Nasz inspektor, jak się okazuje , nie przeczuwał tego, co go spotka. Tylko że żadne przeczucia nie byłyby tutaj do niczego potrzebne, a wystarczyłaby odrobina zdrowego rozsądku i chwila zastanowienia.

   Tempo akcji przypominało mi pozycje Dana Browna, które z natury swej były niedorzeczne. Tylko u Browna nikt nie udawał, że jego książki mają jakikolwiek związek z realizmem i że są czymś więcej, niż zwykłą rozrywką.  Zawrotne tempo nie dawało miejsca na głębszą refleksję ze strony narratora. Nie ma tu tak genialnych opisów charakterów, jak u A. Christie. Nie ma głębszych autorefleksji, jak np. u H. Mankella np. w „Niespokojnym człowieku”. Czy „Powrocie nauczyciela tańca”. A gdybym słuchała swoich przeczuć, to nie kupiłabym „Ofiary”, informacja o tym, że wydarzenia rozgrywają się przez zaledwie parę dni, od razu skojarzyła mi się właśnie z D. Brawnem.

      Z „Ofiary” nie dowiedziałam się niczego ani o Paryżu, ani o Francuzach. Nie dowiedziałam się niczego o naturze człowieka.  A na dodatek przez dość długi czas książka mnie nie ciekawiła, była przynudnawa. Męczyły mnie też drastyczne opisy przemocy, w tym nawet tortur, które wcale konieczne nie były.  Wielu autorów kryminałów – mężczyzn, lubuje się w takich opisach .  Wyraźnie widać tu różnicę w stylu pisania kobiet i mężczyzn.  

   Atutem „Ofiary” jest element zaskoczenia czytelnika. Ale całe szczęście, że nie przeczytałam opisów książki na okładce. Wydawca zrobił czytelnikom wspaniały „prezent”, ujawniając coś, co ujawnione być nie powinno.  Są też pewne zdania, już nie grafomańskie, które  zasługują na uwagę, np. o przełomowych momentach w życiu : „to pewnie w takich właśnie momentach ujawniają się ludzie niezwykli, tacy, którzy w złych okolicznościach potrafią podejmować dobre decyzje”.  Zdań takich jednak zbyt wiele nie ma. Według mnie jednak, tego, czym zachwycają się recenzenci, w tej książce zwyczajnie nie ma.

3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz