Warszawskie Wydawnictwo
Literackie Muza S.A. , 2014
Recenzje i krytyków i internautów były
znakomite, książka miała być rewelacyjna, z świetną i zaskakującą fabułą, a
oprócz tego miało być w niej sporo przemyśleń na różne tematy, o przypadku,
przeznaczeniu , o zachowaniu ludzi w sytuacjach granicznych. Zapowiadało się na
rarytas, nie było więc czego rozważać, „Ofiarę” kupić musiałam. Nazwisko – Lemaitre
- również miało dla mnie coś z magii, autor kryminałów na niebotycznie wysokim
poziomie , laureat wielu nagród, a w tym nagrody Gancourtów. Jak mogło się
stać, że ja, miłośniczka kryminałów, do tej pory nie czytałam żadnego jego
dzieła? Nie wiem. Ale właśnie dlatego, że go nie znałam , a tylko słyszałam
same dobre rzeczy , „Ofiarę” musiałam kupić
. Dlaczego więc skończyło się to klapą ?
Może te oczekiwania były za wielkie? Może gdybym nie wiedziała nic o autorze,
nie rozczarowałabym się. Może jest jeszcze za wcześnie na pisanie o „Ofierze” ?
Może na parę dni to rozczarowanie nie
byłoby już tak bolesne i mogłabym pisać obiektywniej? Nie wiem, ale
skończyłam lekturę 2 dni temu , zaczęłam już kolejną książkę,
nastał więc czas na Lemaitre.
Fabuła zapowiadała się dość intrygująco.
Intryga rzeczywiście od pewnego momentu, blisko końca, niestety, jest dość
zaskakująca, do tego stopnia, że nie za wiele można o niej powiedzieć, nie
zdradzając licznych niespodzianek.
Partnerka głównego bohatera – inspektora Verhoevena , będąc przypadkowym
świadkiem napadu na jubilera, świadkiem który widział sprawców bez kominiarek ,
została brutalnie pobita i ledwo uszła z życiem. Śledztwo wbrew obowiązującym regułom i na
skutek nie ujawnienia związku z ofiarą, przejął właśnie Verhoeven. Jego cechy
charakterystyczne to bardzo niski wzrost, olbrzymi talent do rysunków. Wiele
więcej powiedzieć nie można.
Dlaczego tak bardzo ta książka mnie
rozczarowała? Poza zaskakującym obrotem akcji i zakończeniem, rozczarowało mnie
prawie wszystko. Tempo rozgrywających
się wydarzeń jest porażające, czasu na zatrzymanie i refleksję nie ma. Większość detektywów w powieściach
kryminalnych wyróżnia się głównie cechami intelektu lub osobowością, niekiedy
wiele można powiedzieć o kimś, patrząc na postać nawet przez pryzmat nałogu, np.
od kiedy nałóg trwa, jak do niego doszło , czy ktoś z tym walczy itp. W tym
przypadku najbardziej charakterystyczną cechą inspektora jest wzrost karła. I
potem długo nie ma nic, dopiero potem dowiadujemy się, że ma wielki talent do
rysunku. Wiemy też, że jego żona została kilka lat wcześniej zamordowana, a on
sam po tym fakcie leczył się na depresję. Inspektor ma kotkę, ale też nie za
wiele z tego wynika, bo nie można w żaden sposób zorientować się, jaki wpływ ,
o ile w ogóle taki jest, ma ta kotka na jego życie.
Przebieg wydarzeń był dla mnie absolutnie
wydumany i możliwy do zrealizowania tylko w teorii. Nigdy nie słyszałam , aby
ludzie zachowywali się w ten sposób, jak bohaterowie książki. Nie czytałam o
tym w gazetach, nie oglądałam w telewizji, ani w internecie. Piękno tkwi w
prostocie, nic dodać , nic ująć. O ile
mogę uwierzyć w to, że ktoś zabija , tak jak np. u Agaty Chrisie, z chęci zysku,
lub z zemsty, albo przez przypadek , o tyle taka mieszanka motywów, jak jest w
książce, jest dla mnie absurdalna. Nie wspomnę o sposobie wykonania.
Bohaterowie są dla mnie niewiarygodni psychologicznie i nieprzekonywujący i to
we wszystkim, co robią . Inspektor przedstawiony jest jako totalny naiwniak, a
zawód policjanta wiąże się zdecydowanie bardziej z podejrzliwością, niż z
naiwnością.
Raz na jakiś czas zdarzają się komentarze
autora, które dla mnie w większości brzmią dość kiczowato. Chociażby pierwsze zdanie książki „Za
przełomowe uważa się takie wydarzenie, które wywraca do góry nogami twoje
życie”. Nie wiem, co w tym
odkrywczego. I nie wiem, czym się tu zachwycać. Gdyby w taki sposób
zaczął debiutancką książkę np. przysłowiowy Jan Malinowski z Koziej Wólki,
wydawca uznałby to za grafomanię. Są w książce bardzo ograniczonym zakresie
dywagacje o przeczuciach, przypadku, przeznaczeniu. Nasz inspektor, jak się okazuje , nie
przeczuwał tego, co go spotka. Tylko że żadne przeczucia nie byłyby tutaj do niczego
potrzebne, a wystarczyłaby odrobina zdrowego rozsądku i chwila zastanowienia.
Tempo akcji przypominało mi pozycje Dana
Browna, które z natury swej były niedorzeczne. Tylko u Browna nikt nie udawał,
że jego książki mają jakikolwiek związek z realizmem i że są czymś więcej, niż
zwykłą rozrywką. Zawrotne tempo nie
dawało miejsca na głębszą refleksję ze strony narratora. Nie ma tu tak
genialnych opisów charakterów, jak u A. Christie. Nie ma głębszych autorefleksji,
jak np. u H. Mankella np. w „Niespokojnym człowieku”. Czy „Powrocie nauczyciela
tańca”. A gdybym słuchała swoich przeczuć, to nie kupiłabym „Ofiary”,
informacja o tym, że wydarzenia rozgrywają się przez zaledwie parę dni, od razu
skojarzyła mi się właśnie z D. Brawnem.
Z „Ofiary” nie dowiedziałam się niczego ani
o Paryżu, ani o Francuzach. Nie dowiedziałam się niczego o naturze człowieka. A na dodatek przez dość długi czas książka
mnie nie ciekawiła, była przynudnawa. Męczyły mnie też drastyczne opisy
przemocy, w tym nawet tortur, które wcale konieczne nie były. Wielu autorów kryminałów – mężczyzn, lubuje
się w takich opisach . Wyraźnie widać tu
różnicę w stylu pisania kobiet i mężczyzn.
Atutem „Ofiary” jest element zaskoczenia
czytelnika. Ale całe szczęście, że nie przeczytałam opisów książki na okładce.
Wydawca zrobił czytelnikom wspaniały „prezent”, ujawniając coś, co ujawnione
być nie powinno. Są też pewne zdania,
już nie grafomańskie, które zasługują na
uwagę, np. o przełomowych momentach w życiu : „to pewnie w takich właśnie
momentach ujawniają się ludzie niezwykli, tacy, którzy w złych okolicznościach
potrafią podejmować dobre decyzje”. Zdań
takich jednak zbyt wiele nie ma. Według mnie jednak, tego, czym zachwycają się recenzenci,
w tej książce zwyczajnie nie ma.
3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz