Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć, jak
koszmarne wykonanie może popsuć świetną książkę, niech posłucha chociaż jednego
fragmentu „Ani” w wykonaniu Fraszyńskiej.
Pisk i jazgot, raz na jakiś czas płaczliwość Fraszyńskiej spowodowały, że słuchanie
książki było z godziny na godzinę coraz trudniejsze. Do tego trudno było mi zaakceptować Anię jako
egzaltowaną idiotkę. „Trudno zaakceptować” to mało powiedziane, było to wręcz
niewykonalne. Dotrwałam do końca tylko z
czystej sympatii do L. M. Montgomery. Być może to wykonanie mogłoby spodobać się
dzieciom, aczkolwiek wątpię, co do dorosłych wydaje mi się to niemożliwe.
Lubiłam w dzieciństwie „Anię z Zielonego
Wzgórza”, i to tak bardzo, że przeczytałam wszystkie tomy Ani, a niektóre z
nich nawet dwukrotnie. „Ania z Szumiących Topoli” pozostała moim ulubionym tomem i sięgnęłam
nawet po nią, gdy byłam już dorosła. Nie da się ukryć, że pierwszy tom „Ani”
jest przeznaczony dla dzieci. Ale – jak to bywa w przypadku dobrej literatury
dziecięcej - i dorosły poza czystą przyjemnością , może również z tej książki coś
dla siebie wycisnąć. Wyobraźnia, snucie
marzeń, przyjaźń, szczerość, lojalność – czyż może to nie być pociągające?
Myślę, że „Ania” przeczytana z pewnym dystansem do tekstu i z lekkim
przymrużeniem oka na pewne kwestie byłaby ciekawą lekturą dla osoby dorosłej. Pod
pojęciem dystansu do teksu mam na myśli to, że lektor nie ma potrzeby wczuwać się
w ten tekst do tego stopnia, aby piszczeć, jazgotać i zachowywać się nie jak
dorosły człowiek, tylko jak mała i głupiutka dziewczynka. No chyba, że jest to wykonanie dla dzieci . Seria,
w ramach której ten audiobook został wydany, z cała pewnością nie jest serią
dziecięcą.
Fraszyńska zachowywała się, jakby rozum jej odjęło : krzyczała, jazgotała, a przy tym wszystkim
głos jej przy niektórych partiach zamieniał się w totalny pisk. Ale
jeszcze gorsza była płaczliwość. W książce, szczególnie pod koniec tomu, są
fragmenty, kiedy to Maryla popłakuje sobie i rozpacza, że Ania dorasta i że nie
jest już małą dziewczynką. Fraszyńska też mało co się nie rozpłakała. Powód do płaczu był rzeczywiście „poważny”. O
ile w czasach L. M. Montgomery dorastanie dziecka oznaczało dla rodzica, a
szczególnie dla niepracującej matki schyłek życia i brak zajęcia, o tyle w
czasach obecnych jest zupełnie inaczej . Właśnie po usamodzielnieniu się dzieci,
rodzice mają możliwość zaczęcia kolejnego etapu , no chyba że ktoś jest
zanudzony i z tak wąskimi horyzontami, że nie wyobraża sobie innego zajęcia,
jak zajmowanie się dziećmi. Ale w
przypadku braku wnuków, teraz może zostać chociażby wolontariuszem w domu
dziecka . Po co więc ta egzaltacja, ten patos ?
Moją ulubioną książką dzieciństwa jest „Tajemniczy
ogród”, ale czyż można mówić, że jest to wyłącznie pozycja dla dzieci?
Agnieszka Holland nakręciła tak wspaniały film , który przeznaczony jest
właśnie dla dorosłych. Tak zinterpretowała tekst i tak go przedstawiła, że
dziecko obejrzy film z przyjemnością. Ale dorosły zrozumie więcej, przesłanie
jest czytelne: to, czy nasze życie będzie
przypominało tajemniczy ogród, zależy
tylko od nas.
Reżyser kręcący film ma oczywiście większe możliwości, niż lektor,
czytający książkę. Ale lektor tych możliwości też ma bardzo dużo. Całe
szczęście, że Maciej Stuhr podczas czytania „20 000 mil podmorskiej żeglugi”
zrobił to tak, że nie musiałam rozważać, czy jest to książka dla dzieci, dla
młodzieży czy dla dorosłych, przyjemność słuchania pochłonęła mnie wtedy
całkowicie.
Jedyny pozytyw po odsłuchaniu tego
audiobooka, to możliwość przypomnienia sobie książki. I tylko z tego powodu nie
żałuję, że ostatecznie go odsłuchałam.
2/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz