czwartek, 18 września 2014

Georges Perec „Kondotier”

Okładka książki Kondotier  

 
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2014

 

   Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że jest to wyjątkowa książka. Z pewnością  nie jest przeznaczona dla osób, które lubią lekturę wyłącznie łatwą. Ci którzy nie czytają wcale,  lub bardzo mało, lepiej też niech po nią nie sięgają.  Mimo małej objętości – zaledwie 140 stron i to wraz ze współczesnym wstępem – „Kondotiera” czyta się ciężko, a nawet bardzo ciężko. Mnie zajęło to 4 wieczory. Na książkę składają się refleksje głównego bohatera i jest jeszcze jego rozmowa z przyjacielem. Ale czytanie w tym przypadku przypominało mi chodzenie po górach, czyli jest ciężko, bardzo ciężko, ale dość szybko pojawiają się piękne widoki, trud jest wynagradzany, warto iść dalej. I ostatecznie, po zdobyciu szczytu jest się niemal w siódmym niebie. Rzadko kiedy jednak czytało mi się coś aż tak ciężko. Ale jestem absolutnie przekonana, że było warto. Jest to bowiem książka o trudzie bycia sobą, o życiu zgodnie z naszymi autentycznymi potrzebami i o potrzebie realizowania się wyłącznie na swój sposób, a nie pod dyktando innych.

       Pierwsza warstwa książki, ta najbardziej powierzchowna opowiada o osobie fikcyjnej , o genialnym fałszerzu obrazów, Gaspardzie Wincklerze. Był w stanie skopiować wszystko, działał na zlecenie osób, które dysponowały gigantycznymi pieniędzmi , nie musiał oszczędzać na niczym, mógł sobie pozwolić na długotrwałe studia nad oryginałami dzieł , na podróże po świecie do muzeów i w ogóle na wystawne życie. Ale natrafił w końcu na obraz, który go pokonał. Był to właśnie „Kondotier” pędzla Antonella de Messiny. Obraz ten widnieje na okładce książki, co było rewelacyjnym pomysłem, bo trudno mi wyobrazić sobie, że czytam książkę i nie widzę obrazu w każdej chwili, w której mm na to ochotę.  Zmagania właśnie z „Kondotierem” doprowadziły Gasparda do wniosku, że ma dość bycia wyłącznie epigonem, że nie chce już tylko naśladować genialnych twórców.

         Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, gdy powiem, że utwór zaczyna się od sceny zabójstwa, Gaspard zabija bowiem swojego pryncypała, zleceniodawcę wielu fałszerstw -  Maderę. Jest to wiadome już od pierwszego akapitu . Ale wszelkie analogie z kryminałami są całkowicie chybione, nie pojawi się ani żaden policjant, ani detektyw , Pereca nie interesuje zbytnio to, czy Gaspard będzie złapany , czy ktoś go  będzie ścigał. On skupia się na czym innym.  Dlaczego mimo kilkunastu lat pracy w fachu fałszerza, Gaspard skończył ten etap życia właśnie wtedy i dlaczego tak gwałtownie? Zadecydował o tym fakt, że kopiował właśnie „Kondotiera.” Co takiego było w „Kondotierze” Messiny, że przez niego nasz bohater znalazł się na skraju szaleństwa ? Dlaczego skopiował ponad 100 obrazów, wcale nie łatwiejszych i żaden z nich , aż do sięgnięcia „Kondotiera”,  nie skłonił go nawet do minimalnej chociażby autorefleksji nad sobą?  Właśnie o tym m. in. opowiada książka.  Ale niech nikt nie oczekuje również żadnych magicznych wydarzeń, nie dzieje się nic w stylu „Portretu Doriana Greya”,  wszystko jest realistyczne aż do bólu. Obraz nie ma żadnego ukrytego znaczenia, – tak jak chociażby w rewelacyjnej „Szachownicy Flamandziej” A. Pereza-Reverte - inny autentyczny obraz, „Partia szachów” Petera van Huysa, okazuje się  kluczem do zagadki zabójstwa sprzed wieków.  W książce najpierw sam Gaspard  zastanawia się nad tym wszystkim, potem rozmawia i o zabójstwie i o zmaganiach z „Kondotierem” i o swoim życiu z przyjacielem.  I jest to chyba pierwsza szczera i głęboka rozmowa, jaką kiedykolwiek z kimś przeprowadził.

       Jeżeli ktoś interesuje się  sztuką, dzieło Pereca  będzie dla niego jeszcze bardziej ciekawe, bo sporo jest w nim  mowy o artystach malarzach, o słynnych obrazach, a nawet i o kopiowaniu .

     Zmagania Wincklera z obrazem Antonella to oczywiście tylko pretekst do ukazania czegoś ważniejszego. To pretekst do uzmysłowienia , że  wartość ma jedynie życie w zgodzie z samym sobą, że świadome czy nieświadome naśladownictwo kogokolwiek czy czegokolwiek zawsze jest i będzie fiaskiem.  Brzmi to banalnie, ale problem banalny nie jest. Ile jest ludzi żyjących pod prąd, inaczej niż inni? Dlaczego tak bardzo jesteśmy zunifikowani? Wystarczy tylko się rozejrzeć, większość ludzi żyje bardzo podobnie , chociażby na urlop wyjeżdża w sezonie do ciepłych krajów, sterczy godzinami w korkach, wyruszając na weekend majowy, czyta wyłącznie bestsellery, chodzi do kina tylko na hity, głosuje na tą partię, co najbliższe otoczenie itp. itd. Bardzo mało jest indywidualistów.  Niekiedy kopiowanie innych jest celowe, czasem kopiujemy bez zastanowienia. Nie mówię tu czerpaniu z innych tego, co wartościowe i co jest tego godne . Czasem nawet małe odstępstwo od ogólnie przyjętych zwyczajów ściąga lawinę pytań,  np. moja koleżanka permanentnie jest pytana o to, dlaczego nie kupi sobie samochodu. Gdy logicznie tłumaczy, że nie ma takiej potrzeby, że sobie bez niego dobrze radzi , a pieniądze, które musiałyby być przeznaczone na utrzymanie samochodu i na benzynę, przeznacza na co innego, wszyscy patrzą na nią, jak na ufo . W bardzo ciekawej przedmowie Claude Burgelin pisze, że „Kondotier” Pereca jest o wyzwoleniu , zgadzam się z tym całkowicie.  Każdy czytelnik oczywiście może inaczej rozumieć , od czego to wyzwolenie było. Można oczywiście odbierać „Kondotiera” jako symbol wyzwalania się spod rzeczywistej przemocy i od całej masy innych rzeczy.  

    Ciekawostka jest fakt, że „Kondotier” powstał w 1960r. i nikt go nie chciał wydać, opublikowany został 30 lat po śmierci autora. Szerzej o tym również jest w przedmowie.

   Jedyna wada tej książki to właśnie ta ciężkość stylu.

5/6   

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz