Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2014
Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że jest to wyjątkowa książka. Z
pewnością nie jest przeznaczona dla
osób, które lubią lekturę wyłącznie łatwą. Ci którzy nie czytają wcale, lub bardzo mało, lepiej też niech po nią nie
sięgają. Mimo małej objętości – zaledwie
140 stron i to wraz ze współczesnym wstępem – „Kondotiera” czyta się ciężko, a
nawet bardzo ciężko. Mnie zajęło to 4 wieczory. Na książkę składają się
refleksje głównego bohatera i jest jeszcze jego rozmowa z przyjacielem. Ale
czytanie w tym przypadku przypominało mi chodzenie po górach, czyli jest
ciężko, bardzo ciężko, ale dość szybko pojawiają się piękne widoki, trud jest
wynagradzany, warto iść dalej. I ostatecznie, po zdobyciu szczytu jest się
niemal w siódmym niebie. Rzadko kiedy jednak czytało mi się coś aż tak ciężko.
Ale jestem absolutnie przekonana, że było warto. Jest to bowiem książka o
trudzie bycia sobą, o życiu zgodnie z naszymi autentycznymi potrzebami i o
potrzebie realizowania się wyłącznie na swój sposób, a nie pod dyktando innych.
Pierwsza warstwa książki, ta najbardziej
powierzchowna opowiada o osobie fikcyjnej , o genialnym fałszerzu obrazów,
Gaspardzie Wincklerze. Był w stanie skopiować wszystko, działał na zlecenie
osób, które dysponowały gigantycznymi pieniędzmi , nie musiał oszczędzać na
niczym, mógł sobie pozwolić na długotrwałe studia nad oryginałami dzieł , na
podróże po świecie do muzeów i w ogóle na wystawne życie. Ale natrafił w końcu
na obraz, który go pokonał. Był to właśnie „Kondotier” pędzla Antonella de Messiny.
Obraz ten widnieje na okładce książki, co było rewelacyjnym pomysłem, bo trudno
mi wyobrazić sobie, że czytam książkę i nie widzę obrazu w każdej chwili, w
której mm na to ochotę. Zmagania właśnie
z „Kondotierem” doprowadziły Gasparda do wniosku, że ma dość bycia wyłącznie
epigonem, że nie chce już tylko naśladować genialnych twórców.
Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, gdy
powiem, że utwór zaczyna się od sceny zabójstwa, Gaspard zabija bowiem swojego
pryncypała, zleceniodawcę wielu fałszerstw - Maderę. Jest to wiadome już od pierwszego
akapitu . Ale wszelkie analogie z kryminałami są całkowicie chybione, nie
pojawi się ani żaden policjant, ani detektyw , Pereca nie interesuje zbytnio
to, czy Gaspard będzie złapany , czy ktoś go będzie ścigał. On skupia się na czym
innym. Dlaczego mimo kilkunastu lat
pracy w fachu fałszerza, Gaspard skończył ten etap życia właśnie wtedy i
dlaczego tak gwałtownie? Zadecydował o tym fakt, że kopiował właśnie „Kondotiera.”
Co takiego było w „Kondotierze” Messiny, że przez niego nasz bohater znalazł
się na skraju szaleństwa ? Dlaczego skopiował ponad 100 obrazów, wcale nie
łatwiejszych i żaden z nich , aż do sięgnięcia „Kondotiera”, nie skłonił go nawet do minimalnej chociażby
autorefleksji nad sobą? Właśnie o tym m.
in. opowiada książka. Ale niech nikt nie
oczekuje również żadnych magicznych wydarzeń, nie dzieje się nic w stylu
„Portretu Doriana Greya”, wszystko jest
realistyczne aż do bólu. Obraz nie ma żadnego ukrytego znaczenia, – tak jak chociażby
w rewelacyjnej „Szachownicy Flamandziej” A. Pereza-Reverte - inny autentyczny obraz,
„Partia szachów” Petera van Huysa, okazuje się kluczem do zagadki zabójstwa sprzed wieków. W książce najpierw sam Gaspard zastanawia się nad tym wszystkim, potem rozmawia
i o zabójstwie i o zmaganiach z „Kondotierem” i o swoim życiu z
przyjacielem. I jest to chyba pierwsza
szczera i głęboka rozmowa, jaką kiedykolwiek z kimś przeprowadził.
Jeżeli ktoś interesuje się sztuką, dzieło Pereca będzie dla niego jeszcze bardziej ciekawe, bo
sporo jest w nim mowy o artystach
malarzach, o słynnych obrazach, a nawet i o kopiowaniu .
Zmagania Wincklera z obrazem Antonella to
oczywiście tylko pretekst do ukazania czegoś ważniejszego. To pretekst do
uzmysłowienia , że wartość ma jedynie
życie w zgodzie z samym sobą, że świadome czy nieświadome naśladownictwo
kogokolwiek czy czegokolwiek zawsze jest i będzie fiaskiem. Brzmi to banalnie, ale problem banalny nie
jest. Ile jest ludzi żyjących pod prąd, inaczej niż inni? Dlaczego tak bardzo
jesteśmy zunifikowani? Wystarczy tylko się rozejrzeć, większość ludzi żyje bardzo
podobnie , chociażby na urlop wyjeżdża w sezonie do ciepłych krajów, sterczy
godzinami w korkach, wyruszając na weekend majowy, czyta wyłącznie bestsellery,
chodzi do kina tylko na hity, głosuje na tą partię, co najbliższe otoczenie itp.
itd. Bardzo mało jest indywidualistów. Niekiedy
kopiowanie innych jest celowe, czasem kopiujemy bez zastanowienia. Nie mówię tu
czerpaniu z innych tego, co wartościowe i co jest tego godne . Czasem nawet
małe odstępstwo od ogólnie przyjętych zwyczajów ściąga lawinę pytań, np. moja koleżanka permanentnie jest pytana o
to, dlaczego nie kupi sobie samochodu. Gdy logicznie tłumaczy, że nie ma takiej
potrzeby, że sobie bez niego dobrze radzi , a pieniądze, które musiałyby być
przeznaczone na utrzymanie samochodu i na benzynę, przeznacza na co innego, wszyscy
patrzą na nią, jak na ufo . W bardzo ciekawej przedmowie Claude Burgelin pisze,
że „Kondotier” Pereca jest o wyzwoleniu , zgadzam się z tym całkowicie. Każdy czytelnik oczywiście może inaczej
rozumieć , od czego to wyzwolenie było. Można oczywiście odbierać „Kondotiera”
jako symbol wyzwalania się spod rzeczywistej przemocy i od całej masy innych
rzeczy.
Ciekawostka jest fakt, że „Kondotier”
powstał w 1960r. i nikt go nie chciał wydać, opublikowany został 30 lat po
śmierci autora. Szerzej o tym również jest w przedmowie.
Jedyna wada tej książki to właśnie ta ciężkość stylu.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz