sobota, 16 sierpnia 2014

Wacław Radziwinowicz „Soczi. Igrzyska Putina”



  
Wydawnictwo Agora 2014 ,  wydanie I

 

        Lekka, ciekawa  , choć mało odkrywcza lektura na jedno popołudnie.  Byłam zachwycona pozycją Radziwnowicza  „Gogol w czasach Googla” i gdy zorientowałam się, że wydał on kolejną książkę wiedziałam , że ją kupię.  Gdy zorientowałam się zaś , że to książka o olimpiadzie, trochę się zawahałam, nie interesuję się przecież w ogóle  sportem . Ostatecznie jednak przeważyło to, że moim zdaniem, jeżeli ktoś pisze ciekawie, to ze wszystkiego potrafi zrobić temat. Co więcej, jeżeli ktoś potrafi pisać tak naprawdę , to niemal wszystko, o czym pisze staje się ciekawe.  Klasyczny dla mnie przykład, to Jerzy Pilch, który dobrych kilka lat temu pisząc felietony w Polityce, często wtrącał tam informacje o piłce nożnej, piłkę tą nawet tam opiewał.    Chociaż piłka nożna interesowała mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, czytałam wszystkie felietony  Pilcha z niebywałą uwagą i ku mojemu zaskoczeniu , ten temat, niegdyś tak nudny, zaczął mnie tak naprawdę interesować. Kiedyś z kolei przeczytałam informacje o książkach biografiach . Okazało się, że dla sprzedaży kwestia, o kim jest książka, ma drugorzędne znaczenie. Tak naprawdę liczy się to, kto tą książkę napisał. Niektórzy autorzy, o kimkolwiek napiszą, osiągają taki efekt,  ich książki sprzedają się, niczym gorące bułeczki.  

             Tak więc kupiłam „Soczi. Igrzyska Putina”, kupiłam kilka miesięcy po olimpiadzie, a przeczytałam w jeden wieczór. Jest to malutka książeczka, niewielkiego formatu, mająca wraz z kilkoma zdjęciami zaledwie 168 stron. Czyta się ją łatwo, napisana jest niezwykle prosto i bardzo czytelnie,  podzielona jest na  tematyczne rozdziały, np. o historii rejonu Soczi, o zrujnowaniu przyrody itp. Żadne z tych zagadnień nie eksploatowane przez Radziwnowicza  nadmiernie, co daje efekt z jednej stron lekkości, a z drugiej pewnej powierzchowności.  Mimo braku zainteresowania zarówno olimpiadą, jak i sportem, w trakcie trwania igrzysk nawet niechcący pewne informacje z mediów wpadały mi  w ucho.  Część z nich znalazłam potem w książce.  Jeżeli ktoś oglądał uroczystości otwarcia czy zamknięcia olimpiady , czytał uważnie  w tamtym czasie media i nie koncentrował się wówczas wyłącznie na wiadomościach stricte sportowych,  to newsów w tej książce znajdzie niewiele.  

        Co najważniejsze jednak dla mnie, to  książka ta właściwie jest o wszystkim, ale na szczęście nie jest o sporcie.  Poczytać można o historii, polityce, kwestiach ekologicznych, a najwięcej o sprawach społecznych.    Niektóre z tych rozdziałów wręcz pochłaniałam. Przykładowo, na skutek wyrębu lasu i kontynuowania gigantycznych robót, wzgórza z okolic miejsca olimpiady zaczęły osiadać, hałdy ziemi zaczęły się zsuwać.  W efekcie domy wielu okolicznych mieszkańców  zaczęły się  przekrzywiać, podłoga zamiast pozioma, stawała się ukośna. Na realną pomoc państwa, jak się można domyślać, mieszkańcy nie mieli co liczyć.  Dość interesujące były dla mnie przyczyny zatrudnienia i zaangażowania w zabezpieczenie  olimpiady Kozaków . Ich rola miała być nie do końca określona, bowiem z jednej strony nie mieli oni uprawnień policji, ale za to nie obowiązywały ich żadne ograniczenia, które nawet  teoretycznie wiążą policji ręce. Jeżeli więc zaistniałaby potrzeba użycia przemocy, Kozacy mieli być idealni , zrobiliby robotę, nie obciążałoby to bezpośrednio Rosjan.  Przykłady różnych ciekawych faktów można mnożyć, ale nie o to tylko   przecież chodzi.

    Biorąc pod uwagę wydawnictwo - Agorę – można było się domyślić, że książka będzie miała charakter tzw. politycznie poprawnej. I tak właśnie jest. Jest sporo informacji o tym, jak wiele krzywd wobec ludności tubylczej w przeszłości dopuścili się Rosjanie, jest mowa o ludobójstwie. Jest mowa o tym, że na Kaukazie cały czas wrze i stale toczą się walki  . I chwała Radzwinowiczowi za to, że o tym pisze. Szkoda tylko, że nie ma nic o terroryzmie  właśnie ze strony przedstawicieli różnych kaukazkich nacji. Przypadki aktów terroryzmu z ich  strony są przecież powszechnie znane, wystarczy wspomnieć chociażby maraton bostoński z 2013r. Radziwnowicz zabezpieczenia przed atakami terrorystycznymi   opisuje jako przesadzone i właściwie zbędne, nie pisze tego wprost, ale ja tak te opisy odebrałam.  I to dla mnie był najsłabszy aspekt książki.  

    4/6

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz