Tym razem jestem
usatysfakcjonowana nie w 100%, ale w
bardzo dużej mierze. Po ostatniej lekturze Agathy Christie , mniej udanej, mało
znane „Morderstwo na plebanii” okazało się strzałem w dziesiątkę. Tym razem
zabójcę tropi panna Marple i to właśnie w tej książce pojawia się ona po raz
pierwszy. Ofiarą już na początku książki
staje się antypatyczny pułkownik Protheroe, którego ktoś zastrzelił w najmniej
spodziewanym miejscu, bowiem na plebani. Pułkownik był zakałą wioski St. Mary Mead
, był skrajnie nieżyczliwy, wymądrzał
się, chciał wszystkimi rządzić. Generalnie nikt go nie znosił, a co za tym
idzie, każdy niemal mógł chcieć go zabić .
Bardzo szybko na policję zgłosił
się artysta malarz, przyjezdny, tymczasowo zamieszkujący w St. Mary Mead i
oświadczył, że to on jest zabójcą. Na policję zgłosiła się też żona zabitego –
właściwie wdowa - i również oświadczyła, że to ona jest zabójcą. Okoliczności
zbrodni wskazują zaś na to, że ani malarz, ani żona nie mogli popełnić zbrodni.
W wiosce chodziły plotki, że malarz miał romans z córką pułkownika.
Panna Marple analizując charaktery ludzkie
zaczęła szukać różnych wariantów. I najciekawsze, jak zwykle, są właśnie jej uwagi o ludzkich
charakterach. Tym razem bierze ona pod
uwagę banalną z pozoru rzecz, że są ludzie z
natury źli. I to jest kluczem do znalezienia sprawcy. Są to na szczęście tylko jednostki, ale
zapominać o tym nie można. Brzmi to
grafomańsko i niezbyt odkrywczo, ale ostatnio słyszałam w telewizji wypowiedź
autostopowiczki, która nie bierze w ogóle pod uwagę wariantu, że niekiedy jazda
autostopem może być niebezpieczna. Uważa
ona, ze jeżeli ona jest wobec ludzi życzliwa, to i inni będą wobec niej
życzliwi. Co do zasady może i tak jest,
ale nie można zapominać, że od każdej zasady są wyjątki.
Zapadła mi też w pamięć scena z udziałem pastora , jego dużo młodszej żony i pewnego młodzieńca. Pastor w pewnym momencie zorientował się, że
młodzi doskonale się rozumieją i poczuł się stary i samotny, a właściwie niemal
zdradzony. Uzmysłowił sobie, że taka jest natura, że młodość ciągnie do
młodości. Agatha Christie po raz drugi wyszła za mąż za znacznie młodszego mężczyznę.
Podczas słuchania tego fragmentu wydawało mi się, że odczucia takie, jak miał pastor,
nie były jej obce.
Interpretacja Artura Dziurmana jest ciekawa,
ale i zaskakująca. Dla mnie panna Marple jest uosobieniem ciekawej osobowości,
z doskonałymi manierami , inteligencją i wnikliwością. Nie za bardzo rozumiem
dlaczego , ale mężczyźni nie lubią panny Marple, ani w wersji filmowej, ani książkowej
. Mężczyźni w ogóle nie przepadają za Agathą Christie. Odnoszę wrażenie, że Artur Dziurman nie odbiega od tego wzorca. On
nie znosi panny Marple. Jej partie czytał koszmarnym, skrzeczącym głosem i zrobił z niej wścibską, wiejską
plotkarę. Gdy zaś którakolwiek z innych postaci wyraziła się o pannie Marple
źle, czytał te opinie z olbrzymią satysfakcją , znacznie głośniej, niż inne
kwestie. Miałam wrażenie, ze utożsamiał się z tymi wypowiedziami.
Kiedy z kolei ktoś inny mówił o pannie Marple dobrze, Dziurman czytał te
kwestie z nutą złośliwości i z przekąsem. Tak jakby mrugał okiem i dawał do
zrozumienia : niech sobie tak mówi, a my i tak wiemy, jak jest naprawdę . Nie mogę
pojąć, dlaczego ta postać wzbudza taką awersję. Ale Dziurmanowi nie udało się obrzydzić mi
panny Marple i z pewnością za jakiś czas znowu sięgnę po kolejną powieść z nią
w roli głównej. A tak na marginesie to równouprawnienie równouprawnieniem, ale
są pewne książki, które podobają się głównie kobietom, i takie które podobają
się głównie mężczyznom. Mówiąc o
książkach, które podobają się głównie kobietom, nie mam na myśli bynajmniej
tylko romansów. Każdy z pewnością mógłby
wymienić masę przykładów. Mężczyźni nie znoszą np. „Wichrowych Wzgórz”, „Dziwnych losów Jane
Eyre. ” Generalnie, interpretacja taka była nietypowa , ale za to ciekawa i mnie
w odbiorze książki nie przeszkadzała.
5/6
Nie przekonują mnie interpretacje Artura Dziurmana i jako lektora unikam go. Wolałabym, żeby był neutralny, tymczasem usiłuje wcielić się we wszystkie role naraz. Niepotrzebnie.
OdpowiedzUsuńChyba właśnie w tej książce, pojawiają się bohaterowie, którymi są prości ludzie, na przykład służące i Dziurman ich kwestie stylizuje na gwarę kresową, z kresowym zaśpiewem. To jest jakieś nieporozumienie, w moim odczuciu. Christie wystarczająco różnicuje dialogi i nie istnieje taka konieczność. I tak wiadomo, kiedy mówi służąca, a kiedy pani czy Jane Marple.