niedziela, 4 maja 2014

Greg King, Sue Woolmans - „Zabić arcyksięcia”




     Lubię książki historyczne i gdy tylko dowiedziałam się o wydaniu „Zabić arcyksięcia” zaraz dokonałam zakupu. Miała to być historia, romans, intrygi itd. W trakcie czytania uczucia miałam bardzo mieszane.  Z jednej strony - książka  jest ciekawa i lekko napisana. Mimo że nie jest pozycją beletrystyczną, czyta się ją lepiej, niż niejedną powieść. Jest w niej cała masa rzeczy, o których nie wiedziałam . Z drugiej strony jednak jest skrajnie subiektywna, autorzy nie kryją sympatii do Ferdynanda i jego żony, a opinie krytyczne o nich opatrują negatywnymi, kąśliwymi  komentarzami. Zaraz na początku książki jest list do autorów od prawnuczki Ferdynanda i Zofii – Sohie von Hohenberg -   która wyraża olbrzymie zadowolenie z powodu ukazania się tej pozycji.  W tym liście , właściwie przedmowie,  Sophie von Hohenberg nazwała książkę „hołdem dla ludzi, których podziwia”. Subiektywizm jest tak wielki, że nasuwały mi się obawy, czy aby nie została ona napisana na zamówienie.  Masa rzeczy opisana jest też wyjątkowo naiwnie , przykładowo gdy krótko przed wybuchem wojny w prywatnej posiadłości Ferdynanda i Zofię odwiedził cesarz Niemiec, Wilhelm II, autorzy wyśmiali koncepcje, że panowie snuli wówczas palny polityczne. Lansują natomiast tezę , że wizyta miała charakter stricte towarzyski i rozmowy dotyczyły polowań oraz że to, rządy Franciszka Józefa trwały prawie 50 lat  i wiadomo było, że długo to już nie potrwa i że lada chwila Ferdynand przejmie rządy - nie ma w tej sytuacji znaczenia. Zdaniem autorów  głowy państw właśnie celem odbycia takich rozmów o polowaniach i pogodzie składają sobie wizyty. Ale po kolei .

     Ferdynand Franciszek jest postacią wyjątkowo mała znaną, jego żona znana jest jeszcze mniej. Wie się o nich w większości tylko to, że zginęli w zamachu w Sarajewie i że Franciszek był następcą tronu w Cesarstwie Austrowęgierskim.  W książce autorzy kładą nacisk  wbrew tytułowi nie na zamach , tylko  na aspekt obyczajowy małżeństwa Ferdynanda i w tym zakresie rzeczywiście jest napisane szalenie interesująco .   Po raz pierwszy spotkałam się właśnie w tej książce z określeniem – małżonka morganatyczna. Właśnie taką małżonką była Zofia. Polegało to na tym, że pochodziła ona  z rodu arystokratycznego, ale nie był to ród królewski i stąd też małżeństwo było traktowane jako skrajny mezalians . Ferdynad musiał uroczyście przysiąc, że wie, że Zofia ma niższy status, niż on ,  że nie jest jego godna,  no i co najważniejsze , że nigdy nie wejdzie do rodziny Habsburgów i nie zostanie cesarzową, a dzieci nie będą nigdy następcami tronu. Po śmierci Ferdynanda cesarzem zostać miał w tej sytuacji  młodszy  brat Ferdynanda . Szalenie ciekawe było czytanie, jak w praktyce wyglądało funkcjonowanie takiego małżeństwa. Zofia nie mogła uczestniczyć w żadnych oficjalnych uroczystościach państwowych.  Nie mogła nawet bywać w teatrze, tam bowiem dla Ferdynanda zarezerwowana była loża cesarska. Ona zasiąść w niej nie mogła, a on z kolei  z uwagi na jego status nie mógł zasiadać w innej loży, niż właśnie ta. Gdy Ferdynand wyjeżdżał w podróże zagraniczne, ona również nie mogła mu oficjalnie towarzyszyć.    Za zgodą cesarza Franciszka Józefa mogła wyjeżdżać przy boku męża incognito, na fałszywych papierach, pod innym nazwiskiem, w trakcie pobytu w miejscu docelowym musiała przebywać w hotelu.   W wyjątkowych przypadkach uczestniczyła w kolacjach rodzinnych na dworze, małżeństwo to bowiem mieszkało w innym miejscu, niż  oficjalny Hofburg. W trakcie takiego posiłku przydzielano jej najgorsze miejsce przy stole, z daleka od cesarza i od męża.  Gdy przechodziła przez drzwi z jednej sali do drugiej  , robiła to ostatnia z całego towarzystwa i konieczne było demonstracyjnie,  dla niej tylko,  zamkniecie jednej połowy drzwi podczas przejścia.  W miarę upływu czasu, gdy wiadomym było, że Franciszek już długo nie pożyje, zaczęły zdarzać się przypadki zaproszeń do innych państw wraz z małżonką, miało to głównie na celu przypodobanie się Ferdynandowi. Cesarz Franciszek Józef nie znosił ani Ferdynanda ani jego żony i odetchnął z ulgą,  gdy zginęli. 

     Po lekturze z ciekawości nawet zerknęłam, czy u nas także w rodach królewskich były małżeństwa morganatyczne. Ku mojemu zaskoczeniu były, np. Kazimierz Wielki  i Krystyna Rokiczanka, Stanisław August Poniatowski i Elżbieta Grabowska. Nie wiem, czy w praktyce wyglądało to tak, jak u Habsburgów. Mania wielkości nie była u nas aż tak wielka, może więc te kobiety nie musiały być aż tak upokarzane.

    Podczas czytania drażnił mnie niesamowicie skrajny subiektywizm i naiwność autorów. Książka napisana jest w tonie takim, jak rodzice mówią o swoich dzieciach, czyli że opisują  je jako osoby bez wad lub z minimalnymi  wadami.  Postacie w książce podzielić można na dwie grupy, dobre to te, które akceptowały Zofię, ale jest to mniejszość. Reszta to czarne charaktery, na czele których stał sam cesarz Franciszek  Józef. Ferdynand był zdaniem autorów wspaniałym mężem , doskonałym ojcem, a Zofia wspaniałą żoną i matką. Ich małżeństwo to idylla jak z bajki. „Złośliwi” tylko twierdzili, że  Ferdynand nosił się z zamysłem aby zaraz po objęciu tronu anulować poprzednie ustalenia ,  dotyczące dziedziczenia i koronować żonę na cesarzową, a dzieciom zapewnić koronę .  Według tych „złośliwych” to m. in. te tematy omawiał w trakcie spotkań z cesarzem Niemiec . Również zdaniem tych „złośliwych” Zofia tylko dlatego godziła się na tak upokarzające traktowanie przez dwór , bo wiedziała,  że prędzej, czy później i tak zostanie cesarzową . Ona z kolei zabiegała o poparcie Kościoła dla swych planów i wpadła w tym celu w totalną dewocję. Jej goście zmuszani byli, podobnie jak i służba do uczestniczenia w codziennej mszy.  Na całe szczęście autorzy zamieszczają informacje o tym, że pewne zachowania Ferdynanda przez niektórych były postrzegane inaczej, niż przez nich . Trudno zapewne jest obecnie wywnioskować, jakie tak naprawdę  zamiary miał Ferdynand, ale z pewnością nie powinno się przedstawiać jednej wersji za obowiązującą. Nie ulega wątpliwości, że miał apetyt na władzę, tronu się nie zrzekł. Jako o człowieku bardzo źle świadczy to, ze godził się na traktowanie swej żony w tak koszmarny sposób. Zgoda na to, aby nie została ona cesarzową i na to, aby dzieci nie dziedziczyły tronu to jedno. A bezustanne pokazywanie , że Zofia jest kimś gorszym to była tylko kwestia obowiązującej etykiety .

 

       Jak dla mnie ani Ferdynad, ani Zofia nie byli postaciami ciekawymi . On jest warty opisywania tylko z racji swojej pozycji. Dosyć odstraszające wrażenie zrobiła na mnie informacja, że był maniakiem polowania i że w ciągu swego życia zabił ok. 300 000 zwierząt. Poza tym nie miał specjalnie innych dokonań.  Wyremontował od podstaw i unowocześnił zamek Konopischt na trenie Czech , ale głównym celem była tu własna  wygoda.

     Nie interesowałam się specjalnie okresem I wojny światowej i Ferdynandem.  Po tej lekturze czuję jednak totalny niedosyt . Zerknęłam więc trochę do innych źródeł i wyczytałam, że Ferdynand właściwie rywalizował z cesarzem o wpływy i władzę i że stworzył jakby alternatywny ośrodek władzy. Z opisów w książce wynika, że był wykonawcą poleceń cesarza, bez własnych ambicji .  Nie jestem przeciwniczką subiektywizmu przy tego typu książkach, wręcz przeciwnie. Subiektywizm autora powoduje emocjonalną reakcję czytelnika , np. „ma rację”, lub odwrotnie.  Ale to ma sens tylko wtedy, gdy autor przedstawia jakieś logiczne argumenty, z którymi można polemizować. Tutaj nie ma takich argumentów contra, są tylko kategoryczne stwierdzenia, typu -  Ferdynand nie myślał nawet o łamaniu ustaleń o charakterze morganatycznym małżeństwa, bo był to prawy człowiek.

 
     Bibliografia na końcu książki robi spore wrażenie. Szkoda tylko, że autorzy skupili się tylko na tych źródłach, które wybielają Ferdynanda.  Brakuje indeksu osobowego z nazwiskami i numerami stron,  tak aby szybko można było wrócić do wcześniejszych informacji o danej postaci.  Zamiast tego jest  coś w rodzaju rozdziału pt. Osoby, dotyczy to jednak tylko Habsburgów, Chotków, Hohenbergów, „dworzan” i „spiskowców” . Zawarte tam informacje są typu „Franciszek Józef (1830-1916) cesarz Austrii od 1848r.”  Mam spore wątpliwości co do pewnych określeń, chyba jest to kwestia złego tłumaczenia np. zamiast następca tronu – książę  koronny. Zupełna masakra to końcówka książki, gdzie w skrócie przedstawiono dzieje postaci do wydania książki. Pomysł był dobry, ale autorzy napisali tą cześć tak, jak dla debili, typu „Sowieci słynęli z brutalności i z tego, że posuwając się w głąb Europy , gwałcą i mordują”. Poza tym trudno sytuacja w czasie wojny była dla rodziny Habsburgów bardzo skomplikowana , autorom trudno było wytłumaczyć związki rodziny z nazistami w czasie II wojny ,  ograniczali więc komentarze .

3/6

 

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz