piątek, 11 kwietnia 2014

James Ellroy „ Tajemnice Los Angeles”




    Na “Tajemnicach L.A.” zakończyłam   ciąg czytania kryminałów i tzw. lekkich książek . Teraz ewidentnie mam ochotę na coś zupełnie lekkiego. Ale w tych ciężkich chwilach, przy nawale pracy i marzeniach o odpoczynku  lżejsza lektura niesamowicie pomaga.  Jest to taki jakby reset dla mózgu. Dziwi mnie zawsze, gdy niektórzy odżegnują się od lekkiej lektury , czytają tylko rzeczy określane jako  poważne, nie może to być w żadnym bądź razie beletrystyka. Dla mnie tego rodzaju forma relaksu jest absolutnie niezbędna.

    W tym czasie gdy słuchałam „Królową Margot” przeczytałam „Tajemnice L.A.”, które znam jako film.  Nie znałam dotąd  żadnych książek Ellroya  , oglądałam jeszcze tylko adaptację  jego „Czarnej Dalii”.  I w tym przypadku kolejny już raz okazało się, że  jeżeli mam ulubiony film i przeczytam potem książkę, książka  w moim odczuciu filmowi nie  dorówna.  Wiem, że Ellroy uchodzi za klasyka kryminału i jest na tyle oryginalny, że jego powieści nie da się pomylić z innymi.  Ale i tak Curtis Hanson nakręcił na podstawie bardzo dobrej książki absolutnie rewelacyjny film, który widziało zdecydowanie więcej osób, niż było czytelników powieści. Tym samym przypomniał o Ellroyu  i chwała mu za to.

   Ad rem – bohaterami powieści są policjanci z Wydziału Zabójstw policji z Los Angeles w latach 50-tych . W jednym z barów doszło do brutalnego zabójstwa kilku osób  i jest to początek wielu zagadkowych wydarzeń. Wszyscy praktycznie policjanci nie są aniołami , każdy z nich ukrywa sporo różnych przewinień, wcale nie banalnych, ukrywają przykładowo dokonane przez siebie zabójstwa, narkomanię, pobicia i nie tylko. Mają różne układy w światku przestępczym , niekiedy poza miejsce pracy, od przestępców za bardzo się nie różnią. Śledztwo prowadzi do ujęcia „sprawców”, ale dość szybko okazuje się, że to były tylko kozły ofiarne, a prawdziwi zabójcy chodzą po wolności.  Książka jest szalenie brutalna , nie ma tam śladu naiwności  , wszyscy kłamią , oszukują , kradną itp. Korupcja to chleb codzienny. Akcja w książce rozciągnięta jest przez  kilka lat , choć wiadomo, kto ostatecznie stał za masakrą, happy endu nie ma , no może w jednym małym aspekcie.  Akcja jest szalenie zagmatwana i w niektórych momentach musiałam  cofać się o kilkanaście  czy kilkadziesiąt kartek, aby skojarzyć, kto jest kim i co wcześniej zrobił. To zagmatwanie to chyba znak charakterystyczny Ellroya, „Czarna Dalia” też ma skomplikowaną fabułę. Czytanie wymaga koncentracji i myślenia.   Styl pisania jest bardzo specyficzny, ale można się przyzwyczaić.

      Nie kojarzę chyba żadnej książki, gdzie policja pokazana byłaby aż w tak negatywnym świetle, jak właśnie u Ellroya.  Nie wszyscy policjanci  są oczywiście tyko źli, mają i zdecydowanie szlachetne odruchy . Obserwowanie charakterów tych postaci było dla mnie jednym z większych atutów książki. Skrajnym przypadkiem totalnego karierowicza jest Ed Exley i właśnie jego sylwetka w książce jest jeszcze czarniejsza, niż w filmie. Karierę zaczął jeszcze  podczas wojny, walczył na Pacyfiku. Udało mu się wymigać od udziału w walkach dopiero wtedy, gdy niemal po dezercji umiejętnie sfingował,  że zabił kilkunastu Japończyków. Polegało to na tym, że znalazł ich trupy z rozpłatanymi brzuchami, ewidentnie po samobójstwach . Podpalił ich więc, aby nic nie zostało i oddał do nich serię z karabinu. Po tym wyczynie został uznany za bohatera i w glorii chwały wrócił do Stanów. Tam dość szybko doniósł na kolegów, którzy w Noc Bożego Narodzenia pobili zatrzymanych na komisariacie Meksykanów. Powiedział kto, kogo bił i wkradł się w łaski prokuratora, który dzięki  temu uzyskał skazanie w sądzie. Ed był doskonałym negocjatorem, zanim zaczął sypać ustalił wprost, co dzięki temu dostanie, mówię o awansie oczywiście. Ed mimo odrazy, jaką budził, był szalenie inteligentny. I mimo wszystko koniecznie chciał złapać sprawców masakry w barze. Do tego wszystkiego umiejętnie wykorzystywał wpływy tatusia, byłego policjanta, później szalenie bogatego i wpływowego przedsiębiorcy. Z powodu korzystania z protekcji nie miał żadnych skrupułów, był wręcz zadowolony , że ma  takie możliwości. Paradoksalnie jednak,  cały czas miał ambicję, aby ścigać przestępców, w tym też i policjantów,  i nie wycofał się z tego pomysłu nawet wtedy, gdy zorientował się jak bardzo wysoko sięga w policji korupcja.

   Jest też ciekawie i bardzo nietypowo zarysowany wątek miłosny.  Nie ma żadnych szaleńczych zakochań się. Nie ma pięknych , dobrych kobiet. Jest luksusowa prostytutka Lynn, będąca w doskonałej komitywie z wysoko postawionym , bajecznie bogatym przestępcą, robiącym interesy w narkotykach, prostytucji, dystrybucji pism porno. Jest córeczka bogatego tatusia, która nie wie, co robić z pieniędzmi.

   Hansom w filmie dokonał rewelacyjnych skrótów, akcję zagęścił na przestrzeni krótkiego odcinka czasu. Odciął zbyt rozbudowane wątki.  Do tego obsadził w głównych rolach rewelacyjnych aktorów: gra Kevin Spacey, Russel Crowe,    Kim Basinger, Danny de Vito, James Cromwell, Guy Pearce. No i muzyka tez jest wspaniała – Jerryego Goldsmitha. Wspaniałe jest odtworzenie realiów lat 50-tych. Zakończenie jest częściowo zmienione , bardziej hollywoodzkie. Pewnie to dziecinne, ale od zawsze lubiłam happy endy, jeżeli już nie całkowite, to przynajmniej w pewnym stopniu.  W tym przypadku, jak już pisałam, nawet w filmie całkowitego happy endu nie ma,  jest za to trochę optymizmu, chociaż w dalszym ciągu nie ma żadnej  naiwności.  Zakończenie w filmie jest jednym z ciekawszych zakończeń, jakie w ogóle kiedykolwiek widziałam, totalnie niespodziewane i to niespodziewane co każdego bez wyjątku wątku . I jest równie realne, co w książce.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz