Na “Tajemnicach L.A.”
zakończyłam ciąg czytania kryminałów i
tzw. lekkich książek . Teraz ewidentnie mam ochotę na coś zupełnie lekkiego.
Ale w tych ciężkich chwilach, przy nawale pracy i marzeniach o odpoczynku lżejsza lektura niesamowicie pomaga. Jest to taki jakby reset dla mózgu. Dziwi mnie
zawsze, gdy niektórzy odżegnują się od lekkiej lektury , czytają tylko rzeczy
określane jako poważne, nie może to być w
żadnym bądź razie beletrystyka. Dla mnie tego rodzaju forma relaksu jest
absolutnie niezbędna.
W tym czasie gdy słuchałam „Królową Margot”
przeczytałam „Tajemnice L.A.”, które znam jako film. Nie znałam dotąd żadnych książek Ellroya , oglądałam jeszcze tylko adaptację jego „Czarnej Dalii”. I w tym przypadku kolejny już raz okazało się,
że jeżeli mam ulubiony film i przeczytam
potem książkę, książka w moim odczuciu filmowi
nie dorówna. Wiem, że Ellroy uchodzi za klasyka kryminału
i jest na tyle oryginalny, że jego powieści nie da się pomylić z innymi. Ale i tak Curtis Hanson nakręcił na podstawie
bardzo dobrej książki absolutnie rewelacyjny film, który widziało zdecydowanie
więcej osób, niż było czytelników powieści. Tym samym przypomniał o Ellroyu i chwała mu za to.
Ad rem – bohaterami powieści są policjanci z Wydziału Zabójstw policji z
Los Angeles w latach 50-tych . W jednym z barów doszło do brutalnego zabójstwa
kilku osób i jest to początek wielu
zagadkowych wydarzeń. Wszyscy praktycznie policjanci nie są aniołami , każdy z
nich ukrywa sporo różnych przewinień, wcale nie banalnych, ukrywają przykładowo
dokonane przez siebie zabójstwa, narkomanię, pobicia i nie tylko. Mają różne
układy w światku przestępczym , niekiedy poza miejsce pracy, od przestępców za
bardzo się nie różnią. Śledztwo prowadzi do ujęcia „sprawców”, ale dość szybko
okazuje się, że to były tylko kozły ofiarne, a prawdziwi zabójcy chodzą po wolności.
Książka jest szalenie brutalna , nie ma
tam śladu naiwności , wszyscy kłamią ,
oszukują , kradną itp. Korupcja to chleb codzienny. Akcja w książce rozciągnięta
jest przez kilka lat , choć wiadomo, kto
ostatecznie stał za masakrą, happy endu nie ma , no może w jednym małym
aspekcie. Akcja jest szalenie zagmatwana
i w niektórych momentach musiałam cofać
się o kilkanaście czy kilkadziesiąt
kartek, aby skojarzyć, kto jest kim i co wcześniej zrobił. To zagmatwanie to
chyba znak charakterystyczny Ellroya, „Czarna Dalia” też ma skomplikowaną
fabułę. Czytanie wymaga koncentracji i myślenia. Styl pisania
jest bardzo specyficzny, ale można się przyzwyczaić.
Nie kojarzę chyba żadnej książki, gdzie
policja pokazana byłaby aż w tak negatywnym świetle, jak właśnie u Ellroya. Nie wszyscy policjanci są oczywiście tyko źli, mają i zdecydowanie
szlachetne odruchy . Obserwowanie charakterów tych postaci było dla mnie jednym
z większych atutów książki. Skrajnym przypadkiem totalnego karierowicza jest Ed
Exley i właśnie jego sylwetka w książce jest jeszcze czarniejsza, niż w filmie.
Karierę zaczął jeszcze podczas wojny,
walczył na Pacyfiku. Udało mu się wymigać od udziału w walkach dopiero wtedy,
gdy niemal po dezercji umiejętnie sfingował,
że zabił kilkunastu Japończyków. Polegało to na tym, że znalazł ich
trupy z rozpłatanymi brzuchami, ewidentnie po samobójstwach . Podpalił ich więc,
aby nic nie zostało i oddał do nich serię z karabinu. Po tym wyczynie został
uznany za bohatera i w glorii chwały wrócił do Stanów. Tam dość szybko doniósł
na kolegów, którzy w Noc Bożego Narodzenia pobili zatrzymanych na komisariacie Meksykanów.
Powiedział kto, kogo bił i wkradł się w łaski prokuratora, który dzięki temu uzyskał skazanie w sądzie. Ed był
doskonałym negocjatorem, zanim zaczął sypać ustalił wprost, co dzięki temu dostanie,
mówię o awansie oczywiście. Ed mimo odrazy, jaką budził, był szalenie
inteligentny. I mimo wszystko koniecznie chciał złapać sprawców masakry w
barze. Do tego wszystkiego umiejętnie wykorzystywał wpływy tatusia, byłego policjanta,
później szalenie bogatego i wpływowego przedsiębiorcy. Z powodu korzystania z
protekcji nie miał żadnych skrupułów, był wręcz zadowolony , że ma takie możliwości. Paradoksalnie jednak, cały czas miał ambicję, aby ścigać przestępców,
w tym też i policjantów, i nie wycofał się
z tego pomysłu nawet wtedy, gdy zorientował się jak bardzo wysoko sięga w
policji korupcja.
Jest też ciekawie i bardzo nietypowo zarysowany wątek miłosny. Nie ma żadnych szaleńczych zakochań się. Nie
ma pięknych , dobrych kobiet. Jest luksusowa prostytutka Lynn, będąca w
doskonałej komitywie z wysoko postawionym , bajecznie bogatym przestępcą, robiącym
interesy w narkotykach, prostytucji, dystrybucji pism porno. Jest córeczka
bogatego tatusia, która nie wie, co robić z pieniędzmi.
Hansom w filmie dokonał rewelacyjnych skrótów, akcję zagęścił na
przestrzeni krótkiego odcinka czasu. Odciął zbyt rozbudowane wątki. Do tego obsadził w głównych rolach
rewelacyjnych aktorów: gra Kevin Spacey, Russel Crowe, Kim Basinger, Danny de Vito, James Cromwell, Guy
Pearce. No i muzyka tez jest wspaniała – Jerryego Goldsmitha. Wspaniałe jest
odtworzenie realiów lat 50-tych. Zakończenie jest częściowo zmienione ,
bardziej hollywoodzkie. Pewnie to dziecinne, ale od zawsze lubiłam happy endy,
jeżeli już nie całkowite, to przynajmniej w pewnym stopniu. W tym przypadku, jak już pisałam, nawet w filmie całkowitego happy endu nie ma, jest za to trochę optymizmu, chociaż w dalszym ciągu nie ma żadnej naiwności. Zakończenie w filmie jest jednym z ciekawszych zakończeń, jakie w ogóle kiedykolwiek widziałam, totalnie niespodziewane i to niespodziewane co każdego bez wyjątku wątku . I jest równie realne, co w książce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz