niedziela, 16 marca 2014

Stefania Grodzieńska „Już nic nie muszę” audiobook, czyta Blanka Kutyłowska

 
Książka Już nic nie muszę
    Nie wiem sama, jak byłam w stanie odsłuchać całą tą książkę. Nie wiem, co było gorsze, czy teść, czy wykonanie. Pamiętam, jak kilka lat temu przeczytałam ze Stafanią Grodzieńską wywiad i mówiła ona, że starość jest całkiem fajnym okresem w życiu, bo już nic się nie musi, nie musi się nikomu podobać, nie musi robić się tego, na co nie ma się ochoty itp. Był to interesujący punkt widzenia. I kojarzyłam Grodzieńską też i z innych wypowiedzi .Postrzegałam ją jako interesująca i oryginalną osobę.  Zakupiłam więc plik z „Już nic nie muszę”.     

    W większości książka ma formę wywiadu, ostatni zaś rozdział to własne spostrzeżenia autorki. Zdecydowana większość jest totalnie nudna. Są to wspomnienia z dzieciństwa, o rodzicach, potem o pracy i mężu czy dziecku, jest też i trochę o znajomych, w tym różnych znanych osobach. Brakuje refleksji i głębszego spojrzenia , w większości są za  to suche opisy różnych wydarzeń .  O znanych osobach nie dowiedziałam się zbyt wiele, bo wszyscy oni byli „świetni i wspaniali”, podobnie jak i rodzice Grodzieńskiej, mąż i córka.  Nie dowiedziałam się, co czytała i jakie miała przemyślenia na temat tej lektury. O obejrzanych filmach było wyjątkowo mało, o muzyce też tyle, co nic. O teatrze i różnych sztukach, czy przemyśleniom na ich temat  wbrew pozorom podobnie – prawie nic nie ma . Zabawnych anegdot jest jak na lekarstwo.  Pod koniec za to są opisy nieżyjących  znajomych pod kątem głównie tego, kiedy kto umarł i na  ile przed śmiercią tej osoby się widzieli  Właściwie to o autorce z tej książki nie dowiedziałam się za wiele.  

     Ten audiobook to zdecydowanie najgorsza interpretacja, jaka słyszałam. Kutyłowska czyta skrajnie nienaturalnym tonem, tonem „słodkiej idiotki”, biorąc pod uwagę jej wiek,  jest to ton stylizowany na „starą słodką idiotkę”. Jest to ton , który niektórzy przybierają, mówiąc  do dzieci. Gdy w zdaniu było cos wesołego, głos robił się sztucznie wesoły, a w kolejnym zdaniu mógł już być sztucznie smutny, bo tam akurat było coś mniej wesołego. Było to skrajnie sztuczne i nienaturalne, klasyczny kiepski aktor. Prawdę powiedziawszy, nie miałam okazji oglądać  B. Kutyłowskiej w żadnym filmie. Sprawdziłam, że grywała w serialach podrzędne role.   Szczególnie idiotycznie brzmiało, gdy na początku rozdziałów sama sobie zadawała pytanie, niby jako dziennikarka, udając młoda osobę,  a potem na to pytanie odpowiadała innym głosem. Można przecież było do odczytania pytań zatrudnić inna osobę, lub te pytania pominąć.   

        Cały czas liczyłam na to, że jednak  w audiobooku coś ciekawego się znajdzie  i aby nie przegapić tego czegoś , wysłuchałam go do końca. Tyle tylko, że tam nic specjalnego nie znalazłam. Nie było ani zaciekawienia ani zaskoczenia. Nie dowiedziałam się nawet, czemu Grodzieńska zawdzięczała tak dobrą kondycję, chyba genom i może jeszcze alkoholowi , bo jak sama powiedziała pijała go codziennie i to formie czystej wódki , bez względu na wiek . To ostatnie to chyba faktycznie było jednak jedynym  zaskoczeniem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz