W dalszym ciągu w pracy mam
urwanie głowy, jestem totalnie zmęczona i kolejny raz sięgnęłam po kryminał. Oczekiwałam
rozrywki na poziomie i chwili oddechu od masy zajęć. Liczyłam na to, że oderwę
się od rzeczywistości . Kryminały powinny być idealne do takich celów. W tym
przypadku wyszło dokładnie odwrotnie. Po przeczytaniu byłam jeszcze bardziej
zmęczona i zdenerwowana.
Książka
Krajewskiego opowiada o serii brutalnych gwałtów i zabójstw we Wrocławiu w
1946r. Przedwojenny były policjant, żołnierz AK - 60-letni Popielski
zaangażował się początkowo w rozwiązywanie zagadki, kto z uczniów „podziemnego”
gimnazjum może być donosicielem UB, a gdy jedna z podejrzanych została zgwałcona
i zabita przez nieznanych sprawców, zabrał się za rozwiązywanie i tej drugiej sprawy.
Wszystko wskazuje na to, że sprawcami są
żołnierzem Armii Czerwonej.
„W otchłani mroku” było dla mnie koszmarne.
Tego rodzaju lektura to idealny sposób na to, aby dostać doła. Jest przeraźliwie
przygnębiająca , a na dodatek nudna. Krajewski
nagromadził w niej całą masę różnego rodzaju koszmarów: tortury w sensie
dosłownym , głód, chłód, zabójstwa, gwałty, pobicia, grabieże, donosicielstwo,
choroby, prostytucja w sytuacji, gdy nie ma już innego wyjścia. Jest to opis
piekła. A żeby nie było mało, dochodzą do tego jeszcze osobiste koszmarne przeżycia
Popielskiego z wcześniejszego okresu ,
który raz na jakiś czas powraca do nich myślami . Wiem, że tak w tamtym czasie było
i wierzę, że realia powojennego Wrocławia są odtworzone wiernie pod każdym względem.
Myślę
jednak, że gdyby autor zrezygnował z wątku kryminalnego i napisałby po prostu powieść
historyczną, byłoby lepiej. Intryga stricte kryminalna była dla mnie nie do końca
wiarygodna . Popielski naraża się wszystkim chyba osobom, z którymi ma kontakt,
łącznie z żołnierzami Armii Czerwonej, ale działa dalej, a mimo przeżytej wojny , głodu i starszego wieku kondycję ma niczym
Rambo . Krajewski uniemożliwiał wciągnięcie się w intrygę i zapomnienie o całym
świecie, gdyż wplątał w akcję spór
filozoficzny, którzy wiodą dwaj profesorowie . Raz na jakiś czas musimy więc
śledzić przebieg dyskusji pomiędzy nimi.
Nie znoszę ani filmów, ani książek epatujących
tylko okropieństwem , bez żadnego chociażby promyczka optymizmu. Tutaj
pozytywnych elementów trzeba szukać jak na lekarstwo. Dla mnie jest lektura nie
do przyjęcia. Ciekawe jest motto książki, cytat z F. Nietzsche . „Kto walczy z
potworami, niechaj baczy, by przy tym samemu nie stać się potworem. A jeśli
długo patrzysz w otchłań, to otchłań również wpatruje się w ciebie”. Czytanie
tej książki było dla mnie porównywalne do wpatrywania się w otchłań
okrucieństwa. I faktycznie miałam wrażenie, że ta otchłań mnie wciąga. Popsułam
sobie i tak nienajlepszy nastrój i to cały „zysk” z tej lektury. Może moment na czytanie nie był odpowiedni, nie
wiem. Ale po Krajewskiego nie będę już sięgać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz