sobota, 15 marca 2014

Marek Krajewski „W otchłani mroku”


  
      W dalszym ciągu w pracy mam urwanie głowy, jestem totalnie zmęczona i kolejny raz sięgnęłam po kryminał. Oczekiwałam rozrywki na poziomie i chwili oddechu od masy zajęć. Liczyłam na to, że oderwę się od rzeczywistości . Kryminały powinny być idealne do takich celów. W tym przypadku wyszło dokładnie odwrotnie. Po przeczytaniu byłam jeszcze bardziej zmęczona i zdenerwowana.

      Książka Krajewskiego opowiada o serii brutalnych gwałtów i zabójstw we Wrocławiu w 1946r. Przedwojenny były policjant, żołnierz AK - 60-letni Popielski zaangażował się początkowo w rozwiązywanie zagadki, kto z uczniów „podziemnego” gimnazjum może być donosicielem UB, a gdy jedna z podejrzanych została zgwałcona i zabita przez nieznanych sprawców, zabrał się za rozwiązywanie i tej drugiej sprawy.  Wszystko wskazuje na to, że sprawcami są żołnierzem Armii Czerwonej.

    „W otchłani mroku” było dla mnie koszmarne. Tego rodzaju lektura to idealny sposób na to, aby dostać doła. Jest przeraźliwie przygnębiająca ,  a na dodatek nudna. Krajewski nagromadził w niej całą masę różnego rodzaju koszmarów: tortury w sensie dosłownym , głód, chłód, zabójstwa, gwałty, pobicia, grabieże, donosicielstwo, choroby, prostytucja w sytuacji, gdy nie ma już innego wyjścia. Jest to opis piekła. A żeby nie było mało, dochodzą do tego jeszcze osobiste koszmarne przeżycia Popielskiego z wcześniejszego okresu  , który raz na jakiś czas powraca do nich myślami . Wiem, że tak w tamtym czasie było i wierzę, że realia powojennego Wrocławia są odtworzone wiernie pod każdym względem.   Myślę jednak, że gdyby autor zrezygnował z wątku kryminalnego i napisałby po prostu powieść historyczną, byłoby lepiej. Intryga stricte kryminalna była dla mnie nie do końca wiarygodna . Popielski naraża się wszystkim chyba osobom, z którymi ma kontakt, łącznie z żołnierzami Armii Czerwonej, ale  działa dalej, a mimo przeżytej wojny ,  głodu i starszego wieku kondycję ma niczym Rambo . Krajewski uniemożliwiał wciągnięcie się w intrygę i zapomnienie o całym świecie, gdyż  wplątał w akcję spór filozoficzny, którzy wiodą dwaj profesorowie . Raz na jakiś czas musimy więc śledzić przebieg dyskusji pomiędzy nimi.

      Nie znoszę ani filmów, ani książek epatujących tylko okropieństwem , bez żadnego chociażby promyczka optymizmu. Tutaj pozytywnych elementów trzeba szukać jak na lekarstwo. Dla mnie jest lektura nie do przyjęcia. Ciekawe jest motto książki, cytat z F. Nietzsche . „Kto walczy z potworami, niechaj baczy, by przy tym samemu nie stać się potworem. A jeśli długo patrzysz w otchłań, to otchłań również wpatruje się w ciebie”. Czytanie tej książki było dla mnie porównywalne do wpatrywania się w otchłań okrucieństwa. I faktycznie miałam wrażenie, że ta otchłań mnie wciąga. Popsułam sobie i tak nienajlepszy nastrój i to cały „zysk” z tej lektury.  Może moment na czytanie nie był odpowiedni, nie wiem. Ale po Krajewskiego nie będę już sięgać.  

     

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz