„Piękni
dwudziestoletni” to książka kultowa, którą , jak to się mówi, „powinno
się znać” . Zgadzam się z tym, że powinno się, bo jest dzieło jest fascynujące,
tylko, ja „Pięknych” nie znałam .
Owszem, słyszałam o nich wiele, ale nic
poza tym. Audiobooka odsłuchałam pod koniec
grudnia podczas wyjazdów świątecznych , ale nie miałam kiedy go opisać, niech
więc będzie tak, że jest to pierwszy mój
audiobook Nowego Roku. Będąc jeszcze w
liceum, a może na początku studiów przeczytałam sporo tego, co napisał Hłasko,
„Pięknych dwudziestoletnich” z pewnością musiałam ominąć, niczego podczas słuchania sobie nie
przypominałam. Kiedy się przymierzałam do jej słuchania, miałam wrażenie, że
spotkam się z legendą, wiele się spodziewałam, na szczęście się nie zawiodłam.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu,
„Piękni” niesamowicie wciągają. Słuchałam już różnych audiobooków, część z nich
odsłuchałam zanim jeszcze zaczęłam pisać
tego bloga. Zauważyłam, że do
słuchania w samochodzie najlepsze są powieści, nic innego się do tej pory nie
sprawdzało. Wszystkich innych pozycji słuchało mi się ciężko, trudniej było mi się skupić, miałam też problemy, gdy chciałam czegoś odsłuchać
ponownie. Miałam wątpliwość, czy „Piękni dwudziestoletni” jako audiobook do
samochodu , są to przecież wspomnienia, to dobry pomysł, okazuje się, że owszem, jest
to wyjątek od zasady – do samochodu tylko powieści. Słuchałam tej książki z
większym chyba zainteresowaniem, niż niejednego kryminału, co było tym bardziej zaskakujące, że w obecnych
czasach o wszystkim można mówić, nie ma tzw. białych plam i „Piękni” nie noszą
posmaku owocu zakazanego. Tak wiec nie tylko słuchałam tej książki z szalonym
zainteresowaniem, ale i nie mogę o niej zapomnieć, plącze mi się po głowie. A
na dodatek zmieniła chyba trochę moje podejście do pewnych spraw. I to właśnie
chyba nazywa się talent pisarski.
łasko pisze tak, jakby opowiadał coś
komuś w knajpie, no i jest to fascynujące. Nie ma tam niczego wydumanego, pisze o tym, co zna , co widział , słyszał i
co go interesuje. A widział i słyszał niejedno, wykonywał kilkanaście zawodów,
był i pracownikiem fizycznym i dziennikarzem, mieszkał i w lesie i we Wrocławiu
i Warszawie i na emigracji. Był szalenie
oczytany. Byłby wyjątkowo ciekawym rozmówcą. „Piękni” nie są reportażem, nie można więc wymagać od nich drobiazgowości czy obiektywizmu .
Przekaz jest szalenie subiektywny, co trzeba mieć na względzie szczególnie
wówczas, gdy Hłasko pisze o różnych ludziach. Opowieść
ułożona jest chronologicznie, zaczyna się od czasu, gdy nasz narrator pracował
jako kierowca, potem zaś są wspomnienia z czasów, gdy został korespondentem „Po prostu” no i wszystko kończy się na emigracji. Hłasko
pisze o sobie i swoich znajomych, w tym o postaciach, które przeszły już do
historii, np. o pisarzach tamtego okresu, wtrąca często różne anegdoty. Nie
wybiela się przy tym, wspomina o incydencie współpracy z bezpieką, o
alkoholizmie. Wszystko to robi na luzie i z poczuciem humoru. Wspomina
oczywiście i swoją twórczość. To , o czym dawniej pisać nie było można, o warunkach życia, o
polityce , teraz jest już na tyle znane, że wrażenia już nie robi , a
przynajmniej na mnie nie zrobiło . Nie interesowałam się szczególnie Hłaską,
nie czytałam jego życiorysu, nie wiem więc, na ile prawda miesza się tu z
konfabulacją czy zmyśleniem. Wiem, że efekt robi wrażenie.
Każdy oczywiście inaczej odbiera tego
typu lekturę i z pewnością każdy na coś innego zwraca uwagę, każdy co innego
zapamięta. Mnie utkwiło w pamięci szczególnie zdanie o twórczości Hłaski. Stwierdził
on, że nic nie poradzi na to, że interesował
go jeden temat : kobieta, mężczyzna, miłość i ich klęska. Niby proste, ale cały czas można
o tym pisać. Spojrzenie na te sprawy zaprawione jest sporą dawką goryczy, no
ale on tak to widział. I chyba miał sporo racji.
Ciekawe były też jego spostrzeżenia na
temat literatury, jego zdaniem jedną z cech, po której można rozróżnić dobra
literaturę od złej, jest to, czy w książce jest mowa o pieniądzach. U
Dostojewskiego np. bohaterowie cały czas liczą kopiejki, a w literaturze
debilnej tylko płacą, a pieniądze biorą nie wiadomo skąd. Do Dostojewskiego jest znacznie więcej nawiązań,
sporo jest mowy o filmach. Ciekawe są też
rozważania o życiu w tamtej Polsce i na Zachodzie. Hłasko zastanawiał się,
dlaczego ludzie z Zachodu nie interesowali się tym, jak tu jest, a
jeżeli już wiedzieli, to się tym nie
przejmowali . Stwierdził, że „doświadczenie jest nieprzekazywalne” . Z
zainteresowaniem słuchałam też fragmentów, gdzie mowa była o „Po prostu”, tez
legendzie tamtych czasów. Nie mam pojęcia, jak to pismo wyglądało . Hłasko strasznie
zjechał naczelnego tego pisma, niejakiego Lasotę. Podkreślał dobitnie, że
naczelny był niesamowitym tchórzem , ćwierćinteligentem i że pismo było tak
dobre wyłącznie za sprawą z-cy redaktora naczelnego, redaktor Bratkowskiej. W internecie znalazłam publikację , w której
Lasota ustosunkował się do tych spostrzeżeń Hłaski, chyba dosyć starą, na pewno
nie z obecnego okresu. Zrobił to z klasą, stwierdził, że przykro mu z tego
powodu, ale że to jest zdanie Hłaski, z którym on się zgadza, a następnie
zachwycał się talentem literackim Hłaski. Jak było naprawdę? Nie mam pojęcia.
Tym razem nie mogę narzekać na wykonanie
audiobooka. Borys Szyc , za którym nie przepadam, jako czytający tą książkę jest idealny. Czyta z lekką ironią, ale i z
dystansem, jak ktoś, kto mówi o czymś, co było dawno, ale co było mu bliskie,
nie wpada na szczęście w martyrologiczny ton. Jest oczywiście i mieszanka
dystansu i zaangażowania. Wszystko zależy od fragmentu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz