Po raz pierwszy napiszę o pozycji, której
nie przeczytałam, konkretnie nie przeczytałam całej, tylko część , a resztę
przejrzałam. No i bardzo pozytywnie ją oceniam. Ale po kolei.
Rocznica
powstania warszawskiego nastroiła mnie jakoś tak, że postanowiłam wybrać się ,
oczywiście kilka dni później, na Powązki . Nigdy wcześniej nie miałam takiego
zamiłowania, aby zwiedzać cmentarze, wręcz przeciwnie, raczej ich unikam . Ale
mieszkam przecież od kilkunastu lat w Warszawie i w tym czasie nigdy na
Powązkach nie byłam, a bywałam przecież na wielu innych cmentarzach podczas
różnych wycieczek i wyjazdów zagranicznych. Umówiłam się więc z Szymonem, który
jest idealnym kolegą do zwiedzania i
wyruszyliśmy na Stare Powązki i Wojskowe Powązki . W trakcie jazdy uświadomiłam
sobie, że jest problem, bo właściwie będziemy tam chodzić w ciemno, bez
pojęcia, kto i gdzie jest pochowany, a chciałam oprócz mogił powstańców,
zapalić jeszcze parę świeczek na innych grobach. I rzeczywiście byłoby to
trudne przedsięwzięcie, ale na szczęście Szymon wziął ze sobą stare, broszurowe
wydania takich mini przewodników , dołączonych kiedyś do jednej z gazet. Dzięki
temu nie poruszaliśmy się na chybił trafił, tylko wiedzieliśmy już, jak
idziemy, no i była to olbrzymia ulga.
Po powrocie jedną
z pierwszych rzeczy, jakie zrobiłam, było poszperanie w internecie i
znalezienie czegoś w rodzaju przewodnika po cmentarzach warszawskich . Nie
wiem, czy wybrałam dobrze, być może gdybym szukała wnikliwiej, znalazłabym coś
lepszego, trudno mi powiedzieć, bo porównania nie mam. Uważam jednak, że
„Spacerownik” jest idealny dla kogoś takiego, jak ja, czyli dla kogoś, kto
potrzebuje podstawowej wiedzy o tych nekropoliach. Dzieli się on na 7
rozdziałów, każdy poświęcony jest innemu cmentarzowi, ostatni tylko rozdział
mówi zbiorczo o „innych warszawskich cmentarzach” . Przykładowo na Stare
Powązki poświęconych jest ponad 40 stron , na Powązki Wojskowe 25 stron. W
każdym rozdziale jest propozycja trasy zwiedzania , mapa z tą trasą, a miejsca
zasługujące na szczególną uwagę , jak groby czy pomniki , są oznaczone
numerami. Do tego są zdjęcia części tych grobów czy pomników i dodatkowo informacje
o zmarłym, a niekiedy jeszcze o grobie, o ile ma walory dzieła sztuki, lub
chociażby dzieła, zasługującego na uznanie.
Wydanie jest oczywiście kolorowe. Miałam problem, aby ustalić datę
wydania, nie widzę jej tam, ale znalazłam zdjęcia z 2009r. i chyba mniej więcej
wówczas było to wydane, tym bardziej, ze nie ma mowy o Smoleńsku.
Ta drobna
książka może służyć całe lata , nawet
gdybym chciała ponownie udać się na Powązki znowu za rok. I będzie idealna np.
gdy ktoś z rodziny czy znajomych przyjedzie i chciałabym mu pokazać cmentarz.
Jeżeli ktoś interesuje się sztuką szczególnie, to „Spacerownik” mu z pewnością
nie wystarczy, ale na razie nie zamierzam kupować niczego obszerniejszego, nie
wiem nawet, czy coś obszerniejszego w ogóle jest.
Tegoroczne
zwiedzanie moje i Szymona mogło przypominać wizytę przybyszów z obcego miasta,
niemal obcokrajowców, ale dzięki z kolei temu broszurowemu wydaniu, jakie
Szymon miał, było w nim trochę ładu i składu. Wiedziałam, np. na Powązkach
Wojskowych, które wydały mi się zdecydowanie ciekawsze od Powązek Starych , że
mogę szukać kwater powstańców nie tylko warszawskich, ale i listopadowych czy
styczniowych, a nawet wielkopolskich, grobów poległych w wojnie bolszewickiej,
czy zamachu majowym. Odrębną kwestia są groby różnych twórców. Uzmysłowiłam sobie patrząc w te broszury, że
na Powązkach leżą m. in. ci pisarze czy poeci, których wyjątkowo cenię, a nawet
i ci , którzy są moimi ulubionymi. I dzięki temu już właściwie na początku wędrówki mogłam zapalić świeczkę na grobie Andrzeja Drawicza, którego
za tłumaczenie „Mistrza i Małgorzaty” będę zawsze pamiętać. Zapaliliśmy znicze też u
innych paru pisarzy i poetów. Było to dziwne
uczucie, bo nigdy wcześniej niczego takiego nie robiłam, na groby
rodzinne chodziłam 1 listopada. Broszura
była niestety mało dokładna i nie znaleźliśmy grobu K.K. Baczyńskiego, świeczkę
zapalę mu więc innym razem, szkoda jednak , żałowałam , że wcześniej nie
zakupiłam jakiegokolwiek przewodnika, mogłabym zrobić to od razu.
To wyjście, poza
mankamentem , że nie mieliśmy normalnego przewodnika, i że nie byliśmy
przygotowani, zrobiło nieoczekiwanie na
mnie spore wrażenie. Nie chcę snuć tu teorii o duchach, bo niczego takiego nie
wiedzieliśmy i nie słyszeliśmy, byliśmy tam w biały dzień. Ale – nie wiem, z
czego to wynika – czułam pewną , nazwijmy to pozytywną energię podczas całej
tej wizyty, do dziś czuje się nią naładowana.
Być może wynika to z tego, że zwiedzaliśmy miejsce dalekie od hałasu,
spokojnie i bez pośpiechu . Ale może to
jednak z tych zmarłych płynie jakaś siła, jakąś myśl, która nie umarła i którą
można czerpać? Nie wiem, jaka siła i jak miałaby płynąć i wiem, że brzmi to
mało rozsądnie, ale tak to odczuwam .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz