Wreszcie!
Brakowało takiej książki ! Nie tak dawno, gdy czytałam „Królów przeklętych”
kolejny raz pomyślałam , że przecież
mamy tak ciekawą historię, wcale nie mniej intersującą od Francuzów, a
tak mało jest u nas sensownych , beletrystycznych książek historycznych. A jeżeli te książki lub filmy są , to ciągle
o tym samym, eksploatowane są stale te same wydarzenia i te same postacie (chrzest Polski, Grunwald, królowa Jadwiga, królowa Bona i
Barbara Radziwiłłówna, rozbiory, powstania i wojny) , a między nimi jest coś w
rodzaju „czarnych dziur”, o których mało kto coś wie. Jedną z tych „czarnych
dziur” jest rozbicie dzielnicowe.
Chociaż historią się interesuję i mam wykształcenie humanistyczne, to o rozbiciu dzielnicowym mam , a właściwie
miałam wiedzę zaledwie podstawową i
zawsze uważałam, że nie mam sensu jej pogłębiać, bo przecież w tym czasie nic
ciekawego się nie wydarzyło. Ta książka ten pogląd zmieniła.
„Korona śniegu i
krwi” to zbeletryzowana historia z lat 1235
- 1296. Już na wstępie można zorientować się, że istnieje mnogość wątków ,
występują postacie historyczne i fikcyjne, podobnie i wydarzenia mamy i
historyczne i fikcyjne. Książę Przemysław II chce zjednoczyć kraj i koronować
się na króla Polski. W poszczególnych księstwach panuje chaos, książęta raz się sprzymierzają, potem
kłócą, zdradzają, porywają, mordują, stale walczą o władzę . Wojują ze sobą nie
tylko poszczególne księstwa, ale konieczna jest walka tych księstw z
Brandenburgią, Krzyżakami , Czechami i in. wrogami . Kraj od 200 lat jest
ochrzczony, ale część ludności nadal kultywuje pogańskie kulty, duchowieństwo w
większości jest niemieckiego pochodzenia, w tej sytuacji na arcybiskupa mianowany zostaje Jakub Świnka
. Pierwszoplanowe postacie, wokół których koncentruje się akcja , to właśnie
Przemysław II, Jakub Świnka, Mechtylda
Askańska, książę Henryk Probus, święta Kinga, książę Bolesław Wstydliwy, książę
Bolesław Pobożny, generalnie są to postacie, o których przed lekturą , poza
Jakubem Świnką czy świętą Kingą , bardzo mało się wie.
Czuję do tek książki
olbrzymi sentyment i mogę nie być obiektywna, przy jej ocenie , trochę tak jak
rodzic , który mówi o swoim dziecku. Nie mogłam się pozbyć tego emocjonalnego podejścia,
chociaż wiedziałam, jak skończą się wątki historyczne. Czytając tak kibicowałam
Przemysłowi II, aby zjednoczył kraj i aby koronował się na króla , jak czasem ,
zdarza się to bardzo rzadko, gdy oglądam mecz piłki nożnej z naszą drużyną na
ważnych rozgrywkach. I tu i tu wydawało się, że szanse są minimalne , ale
kibicując Przemysłowi II nie kibicowałam jednak sprawie straconej , przecież jemu w większości się udało. To było niesamowite
uczucie , że jako naród tego nie spartaczyliśmy, że nie zmarnowaliśmy szansy. I tą książkę warto przeczytać chociażby dla
tych emocji.
Ale wysilając się
już na pewien obiektywizm musze powiedzieć, że „Korona śniegu i krwi” nie jest lekturą dla każdego, raczej jest dla młodych
ludzi i bez gruntownego wykształcenia historycznego. Autorka najmocniejszy nacisk postawiła na akcję i to bardzo szybką
akcję, nie zawarła zaś w niej głębszych
refleksji poszczególnych bohaterów, czy pogłębionego chociażby ich portretu
psychologicznego. Ich reakcje na poszczególne wydarzenia potraktowane są bardzo
prosto, gdy np. Przemysławowi II zmarła żona, powiedziane jest , że rozpaczał
po jej stracie i nie miał ochoty na ponowny ożenek. W rozmowach z innymi
bohaterami widzieli oni, że nie może on przeboleć straty , on niekiedy też o
tym wspominał... no i koniec tematu,
Przemysław II zajmował się już innymi wydarzeniami. Mnie to niekiedy przeszkadzało
i przez to odbierałam całą książkę jako trochę płytką, tym bardziej , że miałam w pamięci
stosunkowo świeżą lekturę „Królów przeklętych”, gdzie jednak Maurice Druon był
w stanie opisać i toczące się wydarzenia i poświęcić trochę czasu na refleksję
nad nimi i nad stosunkiem różnych bohaterów do tych wydarzeń. Myślę, że może
najmłodsze pokolenie będzie zadowolone z tego rodzaju obrotu sprawy, może chwilami
mieć wrażenie, że ma do czynienia z czymś w rodzaju gry komputerowej. Czytałam kilka książek, w których akcja była
tak szybka, że było to męczące. Podobnie jest też w tzw. filmach akcji, natłok
wydarzeń staje się w pewnym momencie nudny, wiadomo przecież , że zaraz ktoś
zginie, będzie też pościg za kimś , ktoś się z kimś pobije, będą sceny łóżkowe itp.
Portrety psychologiczne też w przeważającej większości nie są głębokie,
określiłabym je jako jednowymiarowe,
czyli czarne albo białe, mało kto ma poważne dylematy, szczytem hagiografii jest tu święta Kinga, która jest piękna, mądra, cierpliwa, dobra ,
na jej widok ludzie zaczynają wyznawać swoje grzechy, nigdy się nie denerwuje ,
unosi się w powietrzu, itp.
Kolejna kwestia, do
której mam też zastrzeżenia , to elementy fantasy. Nie wiem za bardzo, czemu
mają one służyć. Owszem, zwierzęta z herbów szlacheckich ożywają , ale tylko
chwilami i nic z tego nie wynika. Te
elementy powodują, że akcja bywa momentami bardzo dziecinna, przykładowo gdy witają się dwie
osoby, lew z jednego herbu i orzeł z drugiego przyglądają się sobie, prężą się
, lub orzeł wzbija się, by zobaczyć z wysoka , co się dzieje. A potem to
zależy, co dzieje się miedzy ludźmi, zwierzęta mogą też ze sobą walczyć .
Inaczej całkowicie wyglądało to np. we „Władcy pierścieni”, gdzie wszystko
miało swój sens i cel. W niektórych momentach sceny są przez to zdziecinniałe i
na skutek poleciłam tą książkę swojej
koleżance, która zastanawiała się nad prezentem urodzinowym dla 13-letniego
syna. Poleciłam jej książkę, gdy dopiero zaczynałam ją czytać i nie dotarłam
jeszcze do scen seksu.
Seks odgrywa w
dziele olbrzymią role i znaczna część akcji to opisy różnych scen łóżkowych.
Nie jestem pewna, czy w każdym przypadku taka drobiazgowość w tym zakresie była
potrzebna, zwłaszcza, że przy ewentualnym kręceniu filmu – gdyby kiedyś ktoś
wpadł na taki pomysł – reżyser albo musiałby zrezygnować z bycia wiernym
książce , albo wyszłoby mu porno. Przypuszczam, że te fragmenty miały służyć
uwspółcześnieniu tamtej epoki i przyciągnięciu młodego czytelnika, ale
momentami jest to chyba czasem przesadzone, opisany szczegółowo jest seks z żoną, kochanką, prostytutką i
różnice pomiędzy tym seksem we wszystkich wypadkach. Jest też scena, przypominjąca pedofilię,
gdy księżna Mechtylda doprowadza małego
chłopczyka do orgazmu. I w ogóle trzeba pamiętać, że gdy czyta się drobiazgowy
opis nocy poślubnej pomiędzy 12- latką i 15- latkiem, ma się mieszane uczucia,
nawet gdy się wie, że w tamtych czasach
było to zupełnie normalne.
Brakowało mi też
kalendarium wydarzeń, (wystarczyłby krótki wykaz z datami ) i przypisów, gdzie
byłyby dane o osobach, kiedy ktoś żył i chociaż jedno czy 2 zdania o tej
osobie. Przydałaby się też bibliografia.
Ale mimo tych
minusów „Koronę” oceniam zdecydowanie na plus. Za wydobycie z mroków
zapomnianych wydarzeń i zapomnianych postaci. Za to, że autorka zaciekawiła historią Polski
masę osób , a mnie konkretnie zaciekawiła historią rozbicia dzielnicowego
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz