poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Elżbieta Cherezińska „Korona śniegu i krwi”

Korona śniegu i krwi - Elżbieta Cherezińska

     Wreszcie! Brakowało takiej książki ! Nie tak dawno, gdy czytałam „Królów przeklętych” kolejny raz pomyślałam , że przecież  mamy tak ciekawą historię, wcale nie mniej intersującą od Francuzów, a tak mało jest u nas sensownych , beletrystycznych książek historycznych.  A jeżeli te książki lub filmy są , to ciągle o tym samym, eksploatowane są stale te same wydarzenia i te same postacie  (chrzest Polski,  Grunwald, królowa Jadwiga, królowa Bona i Barbara Radziwiłłówna, rozbiory, powstania i wojny) , a między nimi jest coś w rodzaju „czarnych dziur”, o których mało kto coś wie. Jedną z tych „czarnych dziur”  jest rozbicie dzielnicowe. Chociaż historią się interesuję i mam wykształcenie humanistyczne,  to o rozbiciu dzielnicowym mam , a właściwie miałam wiedzę zaledwie podstawową  i zawsze uważałam, że nie mam sensu jej pogłębiać, bo przecież w tym czasie nic ciekawego się nie wydarzyło. Ta książka ten pogląd zmieniła.

      „Korona śniegu i krwi” to zbeletryzowana historia z lat  1235 - 1296. Już na wstępie można zorientować się, że istnieje mnogość wątków , występują postacie historyczne i fikcyjne, podobnie i wydarzenia mamy i historyczne i fikcyjne. Książę Przemysław II chce zjednoczyć kraj i koronować się na króla Polski. W poszczególnych księstwach panuje  chaos, książęta raz się sprzymierzają, potem kłócą, zdradzają, porywają, mordują, stale walczą o władzę . Wojują ze sobą nie tylko poszczególne księstwa, ale konieczna jest walka tych księstw z Brandenburgią, Krzyżakami , Czechami i in. wrogami . Kraj od 200 lat jest ochrzczony, ale część ludności nadal kultywuje pogańskie kulty, duchowieństwo w większości jest niemieckiego pochodzenia, w tej sytuacji  na arcybiskupa mianowany zostaje Jakub Świnka . Pierwszoplanowe postacie, wokół których koncentruje się akcja , to właśnie Przemysław II,  Jakub Świnka, Mechtylda Askańska, książę Henryk Probus, święta Kinga, książę Bolesław Wstydliwy, książę Bolesław Pobożny, generalnie są to postacie, o których przed lekturą , poza Jakubem Świnką czy świętą Kingą , bardzo mało się wie. 

     Czuję do tek książki olbrzymi sentyment i mogę nie być obiektywna, przy jej ocenie , trochę tak jak rodzic , który mówi o swoim dziecku. Nie mogłam się pozbyć tego emocjonalnego podejścia, chociaż wiedziałam, jak skończą się wątki historyczne. Czytając tak kibicowałam Przemysłowi II, aby zjednoczył kraj i aby koronował się na króla , jak czasem , zdarza się to bardzo rzadko, gdy oglądam mecz piłki nożnej z naszą drużyną na ważnych rozgrywkach. I tu i tu wydawało się, że szanse są minimalne , ale kibicując Przemysłowi II nie kibicowałam jednak sprawie straconej ,  przecież jemu w większości się udało. To było niesamowite uczucie , że jako naród tego nie spartaczyliśmy, że nie zmarnowaliśmy szansy.  I tą książkę warto przeczytać chociażby dla tych emocji.

    Ale wysilając się już na pewien obiektywizm musze powiedzieć, że „Korona śniegu i krwi” nie jest  lekturą dla każdego, raczej jest dla młodych ludzi i bez gruntownego wykształcenia historycznego. Autorka najmocniejszy  nacisk postawiła na akcję i to bardzo szybką akcję, nie zawarła zaś w niej  głębszych refleksji poszczególnych bohaterów, czy pogłębionego chociażby ich portretu psychologicznego. Ich reakcje na poszczególne wydarzenia potraktowane są bardzo prosto, gdy np. Przemysławowi II zmarła żona, powiedziane jest , że rozpaczał po jej stracie i nie miał ochoty na ponowny ożenek. W rozmowach z innymi bohaterami widzieli oni, że nie może on przeboleć straty , on niekiedy też o tym wspominał...  no i koniec tematu, Przemysław II zajmował się już innymi wydarzeniami. Mnie to niekiedy przeszkadzało i przez to odbierałam całą książkę jako trochę  płytką, tym bardziej , że miałam w pamięci stosunkowo świeżą lekturę „Królów przeklętych”, gdzie jednak Maurice Druon był w stanie opisać i toczące się wydarzenia i poświęcić trochę czasu na refleksję nad nimi i nad stosunkiem różnych bohaterów do tych wydarzeń. Myślę, że może najmłodsze pokolenie będzie zadowolone z tego rodzaju obrotu sprawy, może chwilami mieć wrażenie, że ma do czynienia z czymś w rodzaju gry komputerowej.  Czytałam kilka książek, w których akcja była tak szybka, że było to męczące. Podobnie jest też w tzw. filmach akcji, natłok wydarzeń staje się w pewnym momencie nudny, wiadomo przecież , że zaraz ktoś zginie, będzie też pościg za kimś , ktoś się z kimś pobije, będą sceny łóżkowe  itp.  Portrety psychologiczne też w przeważającej większości nie są głębokie, określiłabym je jako  jednowymiarowe, czyli czarne albo białe, mało kto ma poważne dylematy,   szczytem hagiografii jest tu święta Kinga,  która jest piękna, mądra, cierpliwa, dobra , na jej widok ludzie zaczynają wyznawać swoje grzechy, nigdy się nie denerwuje , unosi się w powietrzu, itp.

   Kolejna kwestia, do której mam też zastrzeżenia , to elementy fantasy. Nie wiem za bardzo, czemu mają one służyć. Owszem, zwierzęta z herbów szlacheckich ożywają , ale tylko chwilami i nic z tego nie wynika.  Te elementy powodują, że akcja bywa momentami bardzo  dziecinna, przykładowo gdy witają się dwie osoby, lew z jednego herbu i orzeł z drugiego przyglądają się sobie, prężą się , lub orzeł wzbija się, by zobaczyć z wysoka , co się dzieje. A potem to zależy, co dzieje się miedzy ludźmi, zwierzęta mogą też ze sobą walczyć . Inaczej całkowicie wyglądało to np. we „Władcy pierścieni”, gdzie wszystko miało swój sens i cel. W niektórych momentach sceny są przez to zdziecinniałe i na skutek  poleciłam tą książkę swojej koleżance, która zastanawiała się nad prezentem urodzinowym dla 13-letniego syna. Poleciłam jej książkę, gdy dopiero zaczynałam ją czytać i nie dotarłam jeszcze do scen seksu. 

      Seks odgrywa w dziele olbrzymią role i znaczna część akcji to opisy różnych scen łóżkowych. Nie jestem pewna, czy w każdym przypadku taka drobiazgowość w tym zakresie była potrzebna, zwłaszcza, że przy ewentualnym kręceniu filmu – gdyby kiedyś ktoś wpadł na taki pomysł – reżyser albo musiałby zrezygnować z bycia wiernym książce , albo wyszłoby mu porno. Przypuszczam, że te fragmenty miały służyć uwspółcześnieniu tamtej epoki i przyciągnięciu młodego czytelnika, ale momentami jest to chyba czasem przesadzone, opisany szczegółowo  jest seks z żoną, kochanką, prostytutką i różnice pomiędzy tym seksem we wszystkich wypadkach.    Jest też scena, przypominjąca pedofilię, gdy księżna Mechtylda  doprowadza małego chłopczyka do orgazmu. I w ogóle trzeba pamiętać, że gdy czyta się drobiazgowy opis nocy poślubnej pomiędzy 12- latką i 15- latkiem, ma się mieszane uczucia, nawet gdy się wie, że w tamtych czasach  było to zupełnie normalne.

    Brakowało mi też kalendarium wydarzeń, (wystarczyłby krótki wykaz z datami ) i przypisów, gdzie byłyby dane o osobach, kiedy ktoś żył i chociaż jedno czy 2 zdania o tej osobie.  Przydałaby się też bibliografia.

    Ale mimo tych minusów „Koronę” oceniam zdecydowanie na plus. Za wydobycie z mroków zapomnianych wydarzeń i zapomnianych postaci. Za  to, że autorka zaciekawiła historią Polski masę osób , a mnie konkretnie zaciekawiła historią rozbicia dzielnicowego .  

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz