piątek, 26 lipca 2013

Arnaldur Indridason "Głos"


 
     W trakcie krótkiego urlopu przeczytałam „Głos” INDRIDASONA. Jest to kryminał  autorstwa islandzkiego pisarza, laureata m. in. Złotego Sztyletu, czyli nagrody za najlepszą powieść kryminalną roku  / dostał ją za „Grobową ciszę”/ .   „Głos” kupiłam  rok temu, ale przeczytałam go właśnie teraz. 
Głos - Arnaldur Indriðason

         Jest to bardzo mroczna książka, wchodząca w skład serii kryminałów Indridasona z policjantem   Erlendurem  Sveinssonem w roli głównej.  Tym razem historia rozgrywa się w ciągu kilku dni przed Świętami Bożego Narodzenia . Zamordowany zostaje portier hotelu, który odgrywał ponadto w różnych uroczystościach rolę Świętego Mikołaja.  Żył on samotnie, od 20 lat w wyjątkowo nędznych warunkach,  w pomieszczeniu hotelowym przeznaczonym na różne graty, przekształconym w mini pokój mieszkalny . Nikt o nim nic nie wiedział i robił wrażenie osoby mało ciekawej. Okazało się jednak , że w dzieciństwie był  wspaniałym śpiewakiem , śpiewał solo , nagrał 2 płyty i wróżono mu międzynarodową   karierę. Im bardziej akcja się rozwija, tym więcej ciekawych rzeczy wychodzi na jaw.  Otóż żyje jego ojciec i siostra, ale nie utrzymują ze sobą kontaktu.  Jest to wątek budzący spore emocje, Indridason jakby zadawał cały czas pytania, jak to się stało, że tak dobrze zapowiadający się człowiek tak marnie skończył? Nie jest to przecież,  w świecie  rzeczywistym, coś wyjątkowego, sporo jest historii   wyjątkowych ludzi, lub dzieci – geniuszy, którzy staczają się. Jaki jest mechanizm tego, że ktoś kończy życie tak bardzo samotnie?  Do tego stopnia, że właściwie nikt po nim nie rozpacza? Są to wcale nie rzadkie przypadki. Co się stało z rodziną? Czy nigdy nie miał przyjaciół?    Historia jest mroczna i przykra, ale są i inne, równie straszne wątki.

         Policjant prowadzący śledztwo jest  osobą, która ma na tyle spore problemy ze sobą, że powinien skorzystać z pomocy specjalisty – psychiatry czy psychoterapeuty lub kogoś podobnego. W dzieciństwie przeżył makabryczny wypadek. Jako 10 latek był z ojcem i młodszym bratem w górach. Chłopcy zgubili się, była zima i zapanowała straszliwa zamieć śnieżna. Młodszy braciszek Erlendura w pewnym momencie puścił jego rękę i zaginął. Pomoc odnalazła tylko Erlendura, jego brata nie  odnaleziono nigdy, biorąc pod uwagę warunki, wiadomym jest, że nie mógł przeżyć. Erlendur całe życie ma poczucie winy, że nie dopilnował brata. Całe życie wszystko mu się wali, małżeństwo rozpadło się, córka stoczyła się , stałą się narkomanką, wnuczka zmarła zaraz po urodzeniu. Córka żyje  też w poczucie winy, że jej dziecko zmarło przez jej nałóg. Erlendur z synem prawie nie ma kontaktu. Nie ma innej rodziny, związki z innymi kobietami mu nie wychodzą, zresztą prawie nigdy nie miał ani chęci ani odwagi, aby zainicjować jakiś kontakt . Powiedział kiedyś córce, że wraz ze śmiercią brata on umarł także. Ten wątek też nie pozostawił mnie obojętną, bo tym razem nasuwały mi się pytania o życie w poczucie winy , w tym przypadku winy wyimaginowanej. Ile można tak żyć ? Czy jest sposób, aby się z tego uwolnić ? Dlaczego niektórzy ludzie nie mogą po przeżyciu tragedii powrócić kiedyś do zwykłego życia?   Czy w ogóle jest to możliwe? Czy wszyscy, którzy  znajdą się w pobliżu takiej osoby, będą przez nią niszczone?

    Indridason nie udziela odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale próbuje te wątki zgłębić. Odmalowuje on obraz ludzi, których dotknęły różne nieszczęścia,  wyalienowanych , samotnych, nieszczęśliwych , żyjących bez rodziny, bez przyjaciół, bez Boga. Ale jednocześnie są to często ludzie wrażliwi, inteligentni, o skomplikowanych charakterach. No i jeszcze tytuł – „Głos”. Przez całą książkę przewija się  motyw śpiewu, śpiewu   młodego chłopca, który skończył wiele lat później  zamordowany . Jak pisze o nim Indridason  , był to „mężczyzna, który niegdyś miał tak słodki i pełen tęsknoty głos chłopięcy głos. Chłopiec, którego śpiew zmusił Erlendura , by wrócił do najboleśniejszych wspomnień”.

     Książka delikatnie mówiąc nie  jest wesoła i mało jest w niej momentów zabawnych. Ale nie zawsze wszystko jest fajne i piękne. Osobiście lubię, gdy mam z różnych powodów gorsze   dni poczytać cos mrocznego, to pomaga.  
    I na koniec jeszcze mała zabawa. Sprawdziłam, że do tej pory były u nas 2 wydania "Głosu", w dwóch różnych okładkach , Jedna wydała mi się "strzałem w dziesiątkę", a druga wręcz przeciwnie. 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz