czwartek, 19 września 2024

Antoine Compagnon „Lato z Montaigne`em”

 

Montaigne był prawdziwym mędrcem, żył w bardzo burzliwych czasach wojen religijnych w XVI wieku, dużo czytał, myślał. Mimo to jak dotąd nie zdobyłam się na przeczytanie w całości opus magnum jego życia, czyli „Prób”. Może gdyby powstało nowe tłumaczenie tekstu sprzed ponad 400 lat, to mogłoby pomóc. Uwielbiam za to, gdy raz na jakiś czas ktoś cytuje którąś z myśli Montaigne`a. Są z reguły głębokie, dające sporo do myślenia. „Lato z Montaigne`em”, mające na celu przybliżenie tego dorobku, okazało się jedną wielką pomyłką. 

Dobór sentencji  Montaigne`a jest fatalny. Jeżeli ktoś nie znał wcześniej żadnych jego refleksji, spostrzeżeń, itp. itd., to w zaprezentowanym zbiorze nie zauważy ani niczego nadzwyczajnego, ani ciekawego. W każdym mini rozdziale jest myśl Montaigne`a, czasem 2 lub 3, dotyczą one tego samego tematu, każdy rozdział to inny temat, jest też omówienie tej myśli, dokonane przez Compagnona. Spodziewałam się, że te omówienia będą to informacje np. o życiu myśliciela, o okolicznościach, które doprowadziły Montaigne`a do określonych wniosków, nawiązania do ówczesnej sytuacji politycznej czy do ówczesnych kwestii społecznych. Tak było zaledwie parę razy. 

W większości wygląda to dość groteskowo. Przykładowo przytoczonych jest parę zdań Montaigne`a na temat tego, jak upadł z konia. Mowa jest o dosłownym upadku z konia, nie o przenośni. Omówienie wygląda mniej więcej tak, że Compagnon wyjaśnia, że Montaigne opisuje, jak upadł z konia. Naprawdę jest to żałosne.  

5/10




wtorek, 17 września 2024

Raymond Chandler „Głęboki sen”

 

        Jeśli ktoś nie zna legendarnego detektywa Philipa Marlowa, to naprawdę warto, aby przeczytał chociaż jeden tom, bo to tak jakby się nie znało Sherlocka Holmesa. Chandler miał wielki dar obserwacji ludzi, po ich zachowaniu, po drobnych gestach czy mimice wiele już odkrywał. 

        Niezapomniany jest styl pisania Chandlera i nawet dla tego stylu warto sięgnąć po książkę. Chandler to jedyny autor, co do którego mogę stwierdzić, że nawet gdy kogoś nie interesują kryminały, to może po niego sięgnąć z uwagi właśnie na styl i język.  Pisze on z reguły krótkimi zdaniami, nie ma wodolejstwa. Opisywani ludzi to w większości ludzie czynu, którzy wolą działać, a nie stale coś rozważać. Język jest dosadny, niczego nie trzeba się domyślać. Chandler ma jeszcze dodatkowo spore poczucie humoru i jest ono mocno wyczuwalne. Nie ma tu żadnego naiwniactwa, pisarz i stworzony przez niego detektyw znają życie z każdej strony. Spostrzeżenia na temat ludzkiego zachowania, ich motywów czy dylematów również z reguły zamykają się w jednym zdaniu, czasem w dwóch czy trzech maksymalnie. Zdanie te są ostre jak brzytwa i  liczy się tam każde słowo, nie można byłoby ich skrócić. Opisywani ludzie pochodzą z wszystkich kręgów społecznych, są i bogaci i biedni, wykształceni i nie, nie brakuje osób z półświatka, jak na kryminał przystało jest ich całkiem sporo. Nie wiem, jak brzmi wcześniejsze tłumaczenie, czytałam w nowym przekładzie Bartosza Czartoryskiego. 

        Marlowe natomiast z jednej strony jest cyniczny, bo wie, czego się spodziewać po ludziach i nie ma tutaj żadnych złudzeń, z drugiej natomiast jest głęboko wrażliwy na krzywdę innych osób. Ma też swoje zasady. Wszystko wskazuje na to, że jest alkoholikiem. Kiedy nie działa i musi odpocząć bywa melancholijny. Poczucie humoru ratuje go przed dołami psychicznymi.  W tym tomie przyjął zlecenie od bogatego, starszego generała, miał znaleźć szantażystę. Potem oczywiście wszystko się skomplikowało.  

7/10


sobota, 14 września 2024

Orhan Pamuk „Dziwna myśl w mojej głowie”

 

  To naprawdę piękna, mądra książka, w sam raz na poziomie noblisty. Jest to opowieść o zwyczajnej codzienności z wielkimi wydarzeniami w tle, o przemijaniu, o Stambule, o wierności sobie, ale przede wszystkim o czymś co jest trochę na pograniczu czegoś normalnego i irracjonalnego, czyli o tej tytułowej „dziwnej myśli”. Ta „dziwna myśl w głowie” to może być np. nagłe uświadomienie sobie pewnych kwestii, uzmysłowienie sobie czego naprawdę się chce, kogo się kocha, co się lubi, moze to być również olśnienie itp. itd. 

    Natomiast z kwestii "dziwnej myśli" bardziej irracjonalnej, to jeden z bohaterów powieści został kiedyś oszukany przez bliską osobę, przez długi czas nie miał jednak świadomości roli tej osoby w zdarzeniu. Czytelnik wiedział więcej, bo narrator powoli, powoli, odkrywał przed nim różne niuanse tej sytuacji. Oszukany bohater kiedyś, nagle podczas spotkania z tą osobą, która go oszukała, po neutralnej wymianie zdań na luźne tematy, po spojrzeniu w oczy, zrozumiał, że został w tej sytuacji, o której bez spojlera nie można mówić szerzej, oszukany. I autor nie wyjaśnił, jak to się stało, że nagle to ten bohater zrozumiał. Mogło być tak, że bezwiednie gdzieś w podświadomości układały mu się w logiczną całość różne niuanse i drobne poszlaki poszlak, wskazujące na to oszustwo, którego nawet sam przed sobą nie chciał sobie uświadomić. Ale nadal jednak pozostaje pytanie, dlaczego uświadomił sobie to oszustwo tak nagle i bez żadnej przyczyny. Może pojawiła się ta przysłowiowa kropka nad i, która pomogła w tym uświadomieniu sobie tego właśnie wtedy, może skojarzył sobie wyraz twarzy tej osoby w różnych sytuacjach, może ton głosu. Pozostanie to tajemnicą. Ale oczywiste jest to, że każdy przeżywał różne podobne sytuacje, kiedy nagle coś w nim jakby zaskakiwało.  

    Olga Tokarczuk w jednym z naprawdę wspaniałych esejów czy wykładów o powieści i literaturze, zawartym w zbiorze "Czuły narrator", o którym pisałam tutaj, napisała, że Wielka Powieść musi mieć w sobie tajemnicę i musi też przedstawiać pewne fakty w inny sposób, niż zazwyczaj są postrzegane, tak aby zmienić czytelnikowi punkt widzenia, aby go wzbogacić. „Nagła myśl w mojej głowie”  spełnia te kryteria. O tajemnicy już napisałam, co do drugiej kwestii 

    Jest to też powieść o przemijaniu i o Stambule i przemijaniu. Mevlut przyjechał do Stambułu wraz z ojcem jako jeszcze dziecko i całe niemal życie sprzedawał buzę, turecki napój z alkoholem, nosił ją na ramionach w nosidłach. Obserwował, jak przez kilkadziesiąt lat zmienia się Stambuł, zarówno pod względem architektury, jak i obyczajowości. Gdy chodził samotnie po ulicach i sprzedawał buzę, miał wrażenie, jakby miasto do niego mówiło, wtedy był po prostu szczęśliwy. Obserwował też, jak zmieniają się ludzie, jak dojrzewają i jak się starzeją. To starzenie się też jest dość oryginalnie przedstawione, odebrałam to jako proces przed którym w pewien sposób można się trochę bronić, przynajmniej w aspekcie psychicznym. Nasz bohater z biegiem lat tracił ciekawość życia, gdy był młody lubił oglądać zmieniający się Stambuł, w starszym wieku zaczęło go to przerażać, wolał chodzić tylko po znanych miejscach, nie nadążał za tymi zmianami i jednocześnie nie podejmował żadnych wysiłków, aby chociaż w małym aspekcie za tymi zmianami podążać. Nie był już w stanie czerpać radości z nowoczesności i z nowości i z współczesności. Żył przeszłością, stale rozpamiętując to, co było dawno. 

Mevlut będąc całe życie biedny, uchodził za przegrywa. O. Pamuk pokazał, że ktoś taki w rzeczywistości może być dużo szczęśliwszy, niż ludzie sukcesu. Nie jest to powieść o szczęśliwym biedaku, to byłoby za proste. Mevlut nie zawsze był szczęśliwy, ale nawet w chwilach totalnego doła psychicznego wędrówka po mieście dawała mu wytchnienie i spokój.    

    Całość czyta się zaskakująco dobrze, mimo braku spektakularnych wydarzeń akcja wciąga. Wydarzenia opisywane są z punktu widzenia wielu osób, co daje większe zrozumienie różnych postaci. 

    Jedyna rzecz, która mi przeszkadzała, to fakt, że Mevlut był człowiekiem bardzo prostym, bez wykształcenia, tak samo było z przeważającą większością opisywanych postaci. Brakowało mi więc nieco głębszych jego refleksji, nie ma tu oczywiście nawiązań do literatury tureckiej czy tureckiego malarstwa, albo muzyki. Takich refleksji nie miał kto snuć, żaden z bohaterów z uwagi na wychowanie, brak wiedzy, nie miał potrzeby, aby obcować z kulturą. Nie jest to więc „W poszukiwaniu straconego czasu”, gdzie różnego rodzaju refleksji z literaturą, sztuką czy muzyka, było sporo. Zamysł Orhana Pamuka jest oczywisty, pokazał uniwersalne ludzkie odczucia, niezależne od czasu kiedy się żyje, miejsca czy wykształcenia. 

 9/10


środa, 11 września 2024

Andrzej Nowak „Dzieje Polski. Tom 2.1202-1340. Od rozbicia do nowej Polski”

 

Dzieje Polski. Tom 2. 1202-1340. Od rozbicia do nowej Polski

      Tak jak i tom I, ten jest równie porywający, może nawet i bardziej, bo osobiście wolę późniejsze średniowiecze, niż to najwcześniejsze. Tam gdzie prof. Nowak snuje różnego rodzaju rozważania, dokonuje porównań np. do tego co działo się w tym samym czasie w innych państwach lub do analogicznych sytuacji w późniejszym czasie, jest to rewelacja. Opis wydarzeń momentami bywa bardziej nużący, ale i tutaj w miarę możliwości też stara się maksymalnie zaciekawić. Książka uczy myślenia, kojarzenia faktów, wyciągania wniosków, nie są to tylko suche fakty. Autor również nie waha się oceniać tego, co opisuje. Oczywiste jest to, że każdy na co innego zwróci uwagę podczas lektury. Tak jak i przy tomie I opiszę to, co mnie najbardziej zaintrygowało. 

Pod koniec tomu sporo miejsca zostało poświęcone sojuszowi z Litwą z czasów Łokietka, kiedy to doszło do ślubu syna Łokietka, Kazimierza z córką Wielkiego Księcia Litewskiego Aldoną. Zdaniem autora ten sojusz przygotował grunt pod późniejszą Unię Polsko – Litewską z 1380r. Paweł Jasienica bardzo krytycznie ocenia tą Unię, podnosząc, że najbardziej skorzystała na niej Litwa, a nie Polska i że Unia niepotrzebnie skierowała nas na Wschód, odcięła od Zachodu i wplątała w liczne, niepotrzebne  wojny. Prof. Nowak z kolei prezentuje jeszcze inny punkt widzenia. Jego zdaniem bez Unii zostalibyśmy małym, niewiele znaczącym państwem, wciśniętym między zachodnie mocarstwa, które prędzej czy później zostałoby zwasalizowane, albo też zostalibyśmy po prostu  podbici. Nie wiadomo, czy Litwa oparłaby się zakusom Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, czy nie zostałaby wchłonięta. Problem Moskwy pojawiłby się wówczas w naszych dziejach znacznie wcześniej. Gdyby nie Unia nie powstałaby też kultura polska, która dla naszej narodowej tożsamości ma tak wielkie znaczenie. Twórcy żyjący w późniejszych wiekach na Litwie czy też na naszych kresach wschodnich z pewnością również tworzyliby, ale w innym języku i nie miałoby to z polskością nic wspólnego. Pozostaje więc pytanie, jak wyglądałaby nasza narodowa kultura np. bez Mickiewicza,  czy nadal miałaby tak wielką siłę oddziaływania, że pomogłaby przetrwać okupację? Wszystkie te pytania pozostaną oczywiście bez odpowiedzi, ale już same te dywagacje są fascynujące i mocno poszerzają horyzonty i to bez względu na to, czy czytelnik podziela punkt widzenia Jasienicy czy Nowaka. 

Autor jak zwykle nie stroni od nawiązań do kultury i literatury. Wspomniał m. in. „Imię Róży” Umberto Eco w kontekście analiz dotyczących papiestwa za czasów Łokietka. W ”Imieniu Róży” papież Jan XXII ukazany jest jako czarny charakter, postać która ma na sumieniu wiele ofiar inkwizycji. Jako przeciwwagę dla papieża Umberto Eco opisał króla, a potem cesarza Ludwika IV Bawarskiego. Zdaniem prof. Nowaka to karykaturalne przedstawienie Jana XXII jest bardzo krzywdzące, gdyż miał on wiele zasług, a teraz jeżeli ktoś w ogóle tego papieża kojarzy, to  dzięki Umberto Eco utożsamia go tylko ze złem i głupotą. Z punktu widzenia naszego państwa też wyglądało to zupełnie odwrotnie, niż u Umberto Eco.  Omawiając starania Łokietka o zjednoczenie państwa i o koronację prof. Nowak bardzo mocno podkreślał, że koronacja doszła do skutku właśnie dzięki papieżowi Janowi XXII, który walczył z cesarzem i któremu zależało, aby sąsiedzi cesarstwa byli silni. Papież był też przychylny Polsce nawet w sporze z Krzyżakami. Gdyby na tronie papieskim zasiadał inny papież nasze dzieje w ogóle mogły potoczyć się inaczej.  

Prof. Nowak jest też mistrzem aluzji do współczesności. Również pisząc o Łokietku i jego sporze z Krzyżakami, nawiązał delikatnie do naszych czasów. Otóż Krzyżacy chcąc zamknąć definitywnie sprawę zaboru Pomorza, robili Łokietkowi i Polsce bardzo negatywny PR na dworach europejskich. Opisywali go jako władcę mało elastycznego, nierozumiejącego polityki, który nie rozumie także, jak bardzo "korzystne" warunki pokojowe Krzyżacy chcą nam zaproponować. W rzeczywistości warunki, jakie były proponowane były żenujące i nie do przyjęcia. Czarny PR jednak swoje robił, Łokietek  z różnorakich względów postrzegany był za granicą negatywnie. W rzeczywistości starał się cały czas utrzymać nasze ziemie, nawet kosztem prowadzenia wojny.   Mimo kreowania tego negatywnego wizerunku naszego władcy nie poszedł na ustępstwa i nie zgodził się na warunki nie do przyjęcia. Oczywiście jednak jednoznaczne rozstrzygnięcie, czy w danych warunkach lepiej było nadal prowadzić wojnę, czy zgodzić się na niekorzystne warunki pokojowe, nie jest możliwe. Czarna legenda dotycząca wielu władców różnych krajów niekoniecznie świadczy o tym, iż rządzili, czy też że rządzą oni źle, często po prostu dbają o interesy własnego narodu, a nie innych państw. 

W tym tomie najbardziej godne uwagi było dla mnie przedstawienie postaci Wł. Łokietka. Podobnie jak i Cherezińska przedstawił on naszego króla jako postać nie tylko o wyjątkowo szerokich horyzontach, ale jako człowieka o porażającej konsekwencji w dążeniu do celu, potrafiącego podnosić się z upadków. Nie był naturalnym kandydatem do korony, jakim jest syn króla. Gdy podjął się dzieła zjednoczenia państwa i walki o koronację, uwarunkowania międzynarodowe były bardzo trudne, byliśmy zlepkiem ziem, których suwerenność była mocno zagrożona.  Przez długi czas nie miał wystarczającego poparcia wśród ówczesnych polskich elit. Przez 10 lat żył na wygnaniu, ukrywając przed wieloma osobami, kim jest. Ale miał swą wizję, mimo błędów, jakie popełniał w młodości, nawet dotyczących państwa i jego polityki, stał się finalnie mężem stanu. Został koronowany, gdy miał 54 lata, co w tamtych czasach było wiekiem podeszłym. 

Brakowało mi natomiast tego, o czym pisała Cherezińska w cyklu piastowskim, mianowicie tzw. cichych ludzi, czyli inaczej mówiąc szpiegów. Szpieg jest najstarszym zawodem świata, ludzi tej profesji było wielu i to usługach wszystkich dynastii, kwestia ta jest jak na razie jest u prof. Nowaka pominięta. Eksponowana jest z kolei rola Kościoła,  aczkolwiek jest to w pewnym stopniu uzasadnione,  w tamtych czasach Kościół nadal wszędzie miał olbrzymi wpływ na władzę, oświatę i kulturę. Bez ówczesnych naszych księży i kościelnej dyplomacji i starań o koronę, koronacja Łokietka nie byłaby możliwa, bez niej z kolei jeszcze trudniej byłoby utrzymać naszą państwowość.      

9/10