piątek, 19 lipca 2024

Ulf Kvensler „Sarek”


     Jest to szalenie wciągający thirler psychologiczny, a przy okazji książka o górach. Trójka przyjaciół co roku wyjeżdżała w góry, tym razem jednak pojechali w czwórkę z nowo poznanym chłopakiem jednej z dziewczyn, Jacobem. Wydawałoby się pozornie, że niewiadomą będzie tutaj ten nowy osobnik, pozostali przecież się znają. Byłoby to zbyt proste i zbyt nudne. 

Wszystko tutaj zaskakuje, ludzi i góry. Szwedzkie, tytułowe pasmo górskie Sarek, w niczym nie przypomina takich gór, jakie zna zdecydowana większość z nas. Teren jest olbrzymi, szlaków jest bardzo mało, nie ma schronisk, nie ma osad ludzkich, sklepów, nie ma też zasięgu telefonicznego. I te góry cały czas zaskakują, a to nagła zmianą pogody, a to nieprzewidzianym ukształtowaniem terenu. Do najbliższej miejscowości w zależności od tego, gdzie się jest, może być nawet parę dni drogi.   Na coś takiego pod wpływem Jacoba zdecydowała się cała czwórka. 

Tak samo jak i góry zaskakują, zaskakujące jest to, co zaczyna dziać się z ludźmi. Tak jakby surowa przyroda nie tolerowała zakłamania. Ta sytuacja była lepsza od psychoterapii, ujawniła wszystkie skrywane dotąd kompleksy, niespełnienia, traumy, brak odwagi, by spojrzeć w oczy niechcianym prawdom, ale i bezwzględność, brak empatii i wiele innych rzeczy. Jest to zadziwiająca mieszanka.

Czytając powieść, świetnie można obserwować różne zjawiska, chociażby to, jak rodzi się przemoc psychiczna i tolerancja na nią. Gdy występuje ona w skrajnej postaci, nic nie budzi wątpliwości, zdrowy psychicznie człowiek wie, że ktoś przekracza granice i reaguje na określone zachowanie. Tu pokazane jest, jak dochodzi do tego, że w relacji pomiędzy dwojgiem osób co, co nie jest normalne, zaczyna być traktowane jako norma. Zacząć się wszystko może od drobiazgów, od drobnego grymasu, gdy ktoś ma inne zdanie, od niezbyt miłego tonu, gdy się do kogoś coś mówi. Potem już zaczynają się niemiłe komentarze, lekceważenie w towarzystwie, wręcz agresja słowna i pozostaje tylko mały krok do użycia siły. A druga osoba nawet nie zauważa, że jest poniżana, dezawuowana, że niszczone jest jej poczucie wartości, nawet uzależnia się od sprawcy.   

Świetnie jest popatrzeć, jak bardzo różni się prawdziwa osobowość opisywanych osób od tego, na kogo wyglądają. To tak jakby oglądać aktora w kostiumie, kiedy spektakl dopiero się zaczyna. Nasi bohaterowie są właśnie niczym ci aktorzy, tylko że w miarę upływu wydarzeń maski spadają, a kostiumy się niszczą, pozostaje tylko prawda. W pierwszych scenach obserwujemy ludzi sukcesu, prawdziwych japiszonów, zarabiających dużą kasę, robiących karierę, mających dobrą pozycję zawodową i towarzyską. Potem obraz coraz bardziej się komplikuje. Ale nic tu nie jest proste, nic nie jest czarno – białe. Powieść naprawdę zaskakuje. 

8/10











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz