środa, 29 maja 2024

Erich Maria Remarque ”Noc w Lizbonie” – audiobook, czyta Krzysztof Gosztyła

 

     Czytając czy słuchając Remarque`a nieodmiennie mam poczucie, że słucham mądrego, inteligentnego człowieka, który ma olbrzymie doświadczenie życiowe, sporo widział, sporo wie, zetknął się osobiście, lub przez osoby z którymi był w stałym kontakcie, zarówno z olbrzymim złem, jak też i z bezinteresownymi, ludzkimi aktami dobroci. Zarówno ta powieść, jak i cała twórczość Remarque`a przepełniona jest olbrzymią empatią. 

      Mamy tutaj bohatera, Niemca, który w przededniu  wybuchu II wojny musiał uciec z Niemiec, z Osnabruck, czyli rodzinnego miasta autora, wkrótce wrócił jednak po żonę. Tułaczka prowadziła przez Austrię, Francję, Hiszpanię i Portugalię, a wymarzonym celem była oczywiście Ameryka. Motywy i pewne sytuacje przypominają nieco słynny „Łuk Triumfalny”, który Remarque napisał wcześniej. W obu powieściach jest uchodźca, któremu w razie złapania grozi wywózka do obozu koncentracyjnego, jest śmiertelnie chora kobieta, która chce jeszcze skorzystać z życia tyle, ile może, jest zabójstwo Niemca, który torturował ludzi, jest i samobójstwo. Najważniejsze jest jednak to, że dzięki tej prozie można wręcz namacalnie poczuć to samo, co czuli zaszczuci ludzie ponad 100 lat temu. Oczywiste jest, że ludzie w podobnych sytuacjach czuli to samo 1000 lat temu, czują to samo i obecnie. 

    To jednak w "Nocy w Lizbonie" ustami jednego z bohaterów, którego prawdziwe imię i nazwisko nigdy nie padło,  Erich Maria Remarque wypowiada się wprost o sensie życia. Człowiek ten, nazywający się Schwarzem, miał za sobą wyjątkowo traumatyczne przeżycia. Zrozumiałe byłoby, gdyby nie szukał sensu życia, tylko ograniczył się do walki o przeżycie, żył przecież w piekle. To on na pierwszych kartach powieści oddał za darmo przypadkowo spotkanemu mężczyźnie bilety na okręt, odpływający nazajutrz z Lizbony do Ameryki. Było to już po wybuchu wojny. Wydaje się to zupełnie irracjonalne, bo skorzystanie z tych biletów oznaczało życie, a pozostanie w Europie to dalszy ciąg gehenny i nikłe szanse na przeżycie, tym bardziej że był poszukiwany. Powiedział on jednak, dlaczego mimo wszystko zostaje. Został, bo chciał walczyć ze złem. Walka ze złem stała się jego misją. 

9/10  


poniedziałek, 27 maja 2024

Piotr Kwiatek „Psalmoterapia” OFMCap

 

Kapucyn Piotr Kwiatek jest psychologiem i psychoterapeutą, podjął próbę przybliżenia współczesnemu czytelnikowi psalmów i próbę spowodowania, aby czytelnik ten mógł w tych psalmach się rozsmakować i sięgać po nie regularnie. W przeważającej większość książka jest mocno przekonująca. Każdy słyszał fragmenty psalmów, są śpiewane w kościele podczas każdej mszy. Mało kto jednak się w nie wgłębiał i się nad nimi zastanawiał. A są to teksty, mające kilka tysięcy lat, są wartością samą w sobie nie tylko z uwagi na kwestie religijne, ale i też i historyczne czy językowe. Tłumaczyli je najwięksi poeci, u nas m. in. Jan Kochanowski i Czesław Miłosz. Świadomość, że poezję tą  czytały wieki temu różne wielkie postacie, robi kolosalne wrażenie. 

    Autor opisuje psalmy i ogólnie i cytując konkretne fragmenty, przybliża kontekst historyczny i kładzie nacisk na aspekty psychologiczne. Zamieszcza też informacje, które  są bardzo mało znane, a są frapujące, np. opisuje psalmy złorzeczące, które w Piśmie Świętym są, jednakże z uwagi na ich treść  nie są nigdy w kościele czytane. W psalmach tych autor np. pragnie zemsty na wrogach, pragnie nawet ich śmierci, złorzeczy nawet Bogu, wyrzuca mu, że dlaczego dopuścił do tego, że tak wiele złych i tragicznych rzeczy go spotkało. Psalmy te nie są włączone do śpiewania i czytania w kościele z uwagi na to, że mogłyby wzbudzić i zdziwienie i gorszenie, w ludzie mogliby mieć problemy z właściwym zrozumieniem tekstu. Powstawały one wieki temu, w określonym kontekście historycznym, gdzie zemsta była nieodłączną częścią rzeczywistości.  

       Psalmy są utworami religijnymi i niewątpliwe to jest ich największa wartość, ale są i inne aspekty. W aspekcie psychologicznym chociażby w przypadku wspomnianych psalmów złorzeczących psalmista opisuje stan swoich uczuć, koncentrując się na uczuciach złych, do których nie każdy się chce przyznać i nie każdy je sobie uświadamia, jak np. pragnienie zemsty, zawiść, zazdrość, chciwość. Gdy ktoś odczuwa któreś z takich uczuć, to uświadomienie sobie tego faktu, zdaniem autora, jest niezbędne dla zdrowia psychicznego. To oczywiście dopiero początek, warto potem zastanowić się, dlaczego odczuwa się coś takiego, a jeszcze później, co z tym zrobić dalej. Analogicznie, w przypadku psalmów dziękczynnych, czytając warto się zastanowić nad tym, za co możemy być wdzięczni. I to m. in. jest właśnie ta psalmoterapia, aby tekst odnosić do siebie, do swoich relacji z Bogiem, z ludźmi, aby dzięki niemu się zastanowić nad wieloma rzeczami . 

    Nie trafiło mi z kolei do przekonania sugerowanie, aby przepisywać psalmy, że to może być formą modlitwy i lepszego zrozumienia tekstu. 

8/10


wtorek, 21 maja 2024

Joshua Harmon „Źli Żydzi” - spektakl teatralny Teatr Ateneum

 


Tytuł sugerować może coś ciężkiego i dramatycznego, sztuka jednak jest lekka i można oglądając, mocno się pośmiać. Nudzić się nie można. Pod tą lekką warstwą jest oczywiście głębsza treść. Wydarzenia rozgrywają się w USA w gronie dwóch bardzo dobrze usytuowanych braci, ich krewnej i narzeczonej jednego z nich. Krótko przed spotkaniem doszło do śmierci nestora rodu. Początkowo rozmowy toczą się na banalne tematy, bracia pozornie wydają się niezainteresowani swoją żydowską tożsamością, młoda krewna drąży jednak ten temat, bo jest to dla niej bardzo ważne, wyznaje judaizm i ma narzeczonego, który służy w izraelskim wojsku,  ona też zamierza przenieść się do Izraela. W miarę rozkręcania się rozmowy, temat żydowskiej tożsamości zaczyna wypierać inne tematy. Muszą się z nim zmierzyć także bracia. Rozmowa przybiera coraz ciekawszy i coraz bardziej zaskakujący obrót.

     Często ludzie funkcjonują i wydaje się, że ich pochodzenie społeczne, niekiedy narodowość, tradycja, czy religia przodków, nie mają dla nich  większego znaczenia. Aż dzieje się coś, co uzmysławia nawet im samym, że jednak to wszystko gdzieś w nich siedzi, przykładem jest chociażby obecna fala zainteresowania chłopstwem. Jeszcze do niedawna mało kto przyznawał się do chłopskiego pochodzenia, teraz jest już inaczej, „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” jest bestsellerem. 

     Czy kwestia pochodzenia i tradycji ma dla braci znaczenie, czy duże, czy nie, można się przekonać. Czy nieświadomie kierują się, lub kierowali wartościami, które pozornie odrzucają?  No i można się zastanowić nad sobą, czy aby samemu nie ma się "trupów w szafie". 

9/10


środa, 8 maja 2024

Sławomir Gortych „Schronisko, które spowijał mrok”

 

Cykl kryminałów o Karkonoszach jest naprawdę świetny, a właśnie dopiero co wydana trzecia część jest najlepsza. Czyta się rewelacyjnie, ciężko jest się oderwać. Gdy rok temu w majówkę czytałam dwa pierwsze tomy, po zakończonej lekturze czułam jakiś smutek, że to już koniec, że na razie nie ma żadnych dalszych części, ciężko było też mi rozstać się, nawet w tej papierowej formie z górami. To właśnie te książki stały się bodźcem do wyjazdu w Karkonosze, w których nie byłam kilkanaście lat. 

     Intryga kryminalna naprawdę jest frapująca. Główne wydarzenia toczą się prawie współcześnie, w 2007r., ale są też opisy zdarzeń wcześniejszych z 1947r. i 1992r., mających kluczowe znaczenie dla wypadków najnowszych. W 1947r. doszło do tajemniczego zniknięcia dwóch osób, w 1992r. miał miejsce dziwny zgon, a w 2007r. zaginęła kolejna osoba. Autor w fikcyjną historię kryminalną wplata liczne nawiązania do historii Karkonoszy i regionu, w tym także do legend o Duchu Gór. We wcześniejszych tomach była mowa m. in. niemieckiej ludności tubylczej, wysiedlonej po II wojnie, o obozach koncentracyjnych. W „Schronisku, które spowijał mrok” wspomniani są z kolei komuniści i NKWD z lat czterdziestych. 

         Z atrakcji przyrodniczych i turystycznych, jest mowa m. in. o torfowisku pod Śnieżką, w którym można się utopić, w tym kontekście wspomniana jest też historia XIX wiecznego turysty, upamiętnionego na tablicy na Śnieżce. Sporo jest też o lawinach, w tym o najbardziej śmiercionośnej lawinie w polskich górach, właśnie w Karkonoszach, kiedy to zginęło 19 osób. Można przy tym się sporo dowiedzieć o tym, jak unikać zagrożenia, jak zabezpieczać się przed zasypaniem w kawinie itp. Nie brakło też mgły i to zabójczej, uniemożliwiającej jakąkolwiek orientację w terenie, Sł. Gortych wspomniał w tym kontekście stary horror Carpentera z 1980r. „Mgła”, mój ulubiony, o takiej zabójczej mgle na morzu, z której wyłaniają się upiory zatopionych ludzi. 

       Autor nawiązuje też  wiele razy do dzieł literackich, głównie dotyczących Karkonoszy, ale nie tylko. Nawiązuje też do Agaty Christie, cytuje ją i ma w tym cel. Również i u Sł. Gortycha jest kilka osób, które mogły dokonać zabójstwa, miały taką możliwość i miały w tym interes. 

    10/10


czwartek, 2 maja 2024

Lee Child, Andrew Child „Bez planu B” – audiobook, czyta Mateusz Drozda

 


Wielokrotnie już pisałam przy okazji książek Lee Childa, że to coś w rodzaju szalenie wciągającej bajki dla dorosłych o walce dobra ze złem. A Jack Reacher uosabia wszystkie te cechy, które każdy chciałby mieć, jak odwaga, inteligencja, spostrzegawczość, zaangażowanie. I po lekturze nabiera się siły do walki z przeciwieństwami. 

         W poszczególnych tomach autor często nawiązywał do różnych bieżących problemów amerykańskich, a niekiedy i globalnych, według zasady - jeden tom, jedno zagadnienie. Były więc nawiązania do wojny w Wietnamie, Afganistanie, do ataków terrorystycznych, w tym samobójczych, do przemocy wobec kobiet itp. itd. Czytając, poznaje się też Amerykę, wydarzenia rozgrywały się już chyba we wszystkich niemal możliwych stanach, w mrozie ok -30 stopni, i w upale +40,  w wielkich amerykańskich miastach i w miejscach, gdzie gęstość zaludnienia jest tak mała, że trudno spotkać człowieka.

         Parę lat temu Lee Child wpadł na pomysł, że cykl mu się trochę znudził, a że szkoda było mu przyszłych dochodów, wraz z bratem, Andrew postanowili, że cykl przejmie Andrew. Kilka tomów, bodajże 5, napiszą wspólnie. Jak na razie eksperyment nie jest udany. „Bez planu B” jest pozycją zdecydowanie gorszą od wcześniejszych i to pod każdym względem. Tym razem z zainteresowaniem  Lee lub Andrew, spotkała się kwestia prywatyzacji tych instytucji, które powinny raczej zostać w gestii państwa,  a mianowicie więzienia. W USA mogą nimi zarządzać prywatne spółki, nie ma w nich żadnej państwowej służby. No i możliwe patologie takiego układu są właśnie opisane. Temat jak dla mnie średnio ciekawy i średnio opisany. Początek zapowiada się bardzo ciekawie, a potem jest odwrotnie, niż sugerował Hitchcock, bo potem jest gorzej i gorzej. 

4/10