Książka momentami przypomina harlekina. Nie ulega wątpliwości, że pierwsze tomy były najlepsze, potem temat rodziny Kostków, która odzyskała swój rodowy zamek, robi się mocno wyeksploatowany. W naszej głównej bohaterce, Marii, zakochał się szaleńczo i nagle milioner, na dodatek bajecznie przystojny, mądry, inteligentny, dowcipny, hojny itp., itd. i nie ma tu żadnego haczyka i brzmi to jak bajka dla dzieci. Teraz dziewczyna ma problem, bo zakochany jest w niej również poprzedni adorator, stara się więc tak manewrować, aby jeden o drugim nie wiedział. Sceny z owym milionerem z racji tego absurdu są bardziej żałosne, niż śmieszne. Najbardziej komiczne zaś sceny w całym cyklu to dla mnie sceny z turystami, tutaj jest ich najmniej, aczkolwiek nadal całość jest i tak zabawna.
W książce i w całym cyklu mimo tych wad jest jednak coś, co sprawia, że i tak będę sięgać po kolejne tomy. Jest to czeskie podejście do życia, które tutaj prezentuje nawet i Maria, Amerykanka, ale „czeskie geny” ma po ojcu. Mimo wielu problemów, które ma chyba każdy, podchodzi do nich z dystansem i humorem. Ma tolerancję dla cudzych wad, jest wyrozumiała i bardziej ją one śmieszą, niż denerwują. Własnych problemów też nie wyolbrzymia, podchodzi do nich na luzie, nadmiar adoratorów nie jest oczywiście jej jedynym problemem, są też poważniejsze. Książka może być odskocznią od codzienności i jednocześnie może pomóc w zdystansowaniu się do własnych spraw. U nas cały czas bardzo silny nurt martyrologiczny, koncentrowanie się na przegranych bitwach i powstaniach, wspominanie krzywd, jakie kiedyś ktoś nam zrobił itp. A u Czechów i u Ewzena Bocka jest więcej luzu. I warto się temu przyjrzeć.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz