Nie mogę oderwać się od tej wielkiej pochwały codzienności w całej serii, przy boku kotów, oczywiście. W tym tomie autorka postawiła mocno na ekscentryczność bohaterów. Do miasteczka, zamieszkiwanego przez Qwilla powróciła po kilkudziesięciu latach dawna mieszkanka, bardzo majętna Thelma, mająca 82 lata. Nie była zniedołężniała, wręcz przeciwnie, cieszyła się życiem. Miała zamiłowanie do kapeluszy i to nie byle jakich, bo jej kapelusze były dziełami sztuki. Dawały radość jej i innym, bo patrzenie na nie też było przyjemnością. Zaakcentowany jest też wątek seniorów, bo Qwill uczestniczył w 99 – tych urodzinach historyka Homera Tibbita, urodziny te w dużej mierze urządziła jego żona 88 – latka. Para poznała się w wieku emerytalnym, a Homer nadal prowadził swoje historyczne badania. Autorka jak zwykle uwielbia oryginałów, ludzi z pasją. Takimi kimś stale jest Qwill, ów wielki filantrop w tym tomie powiedział: „Mam nadzieję, że nikt mnie nie nazwie uroczym, przemiłym człowiekiem.” Qwill zaś w jednym z fragmentów wspomniał swój znajomą, którą lubił za jej ostrość.
W miasteczku odbyła się uroczystość dobroczynna na rzecz bezdomnych kotów, połączona z akcją, zachęcającą do adopcji. Przy okazji można poznać imiona kotów, których opiekunowie zamieszkują miasteczko. Te imiona to wyraz pasji tych ludzi: Sokrates, Winston, Churchil, Brutus, Touluse (ten ostatni od wielkiego malarza Toulusa Latreca).
Wisienką na torcie są książki, czytane przez Qwilla. Tym razem czyta m. in. Wiersze o kotach T.S. Eliota. Teksty tych wierszy zostały wykorzystane w musicalu „Koty”. Można sobie porównać, do którego z opisywanych przez Eliota kotów, nasze koty są podobne. Koko najbardziej podobny był do Kota Naprzekóra, „Nic nie wskórasz u kocura Naprzekura, taka bowiem tego gbura jest natura”.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz