Śmiejąca się krowa to malunek na niemieckim U-boocie U-69 z czasów II wojny światowej, coś w rodzaju dzisiejszego logo, tylko indywidualnego. Dowódca tego okrętu a jednocześnie autor książki wsławił się m. in. wpłynięciem do dwóch portów i ich zaminowaniem.
W opowieściach o U-bootach dla mnie najciekawsza jest kwestia psychiki załogi. Służba na okrętach podwodnych była najbardziej niebezpieczna i statystycznie prawdopodobieństwo przeżycia było najmniejsze w porównaniu do innych rodzajów wojsk. Nie mogę pojąć, jak ci ludzie byli w stanie służyć na czymś, co tak naprawdę mogło stać się ich trumną. Jak byli w stanie wykonywać swoje obowiązki i nie zwariować? Przecież mieli świadomość tego, że ich szanse przeżycia są nikłe, a śmierć może być koszmarna. Nie mieli jednocześnie możliwości rozładowania napięcia przez alkohol czy narkotyki. W ich przypadku mały błąd mógł doprowadzić do zatonięcia okrętu.
Odpowiedzi na te pytania niestety nie znalazłam. Autor snuje opowieść bez wnikania w emocje swoje czy załogi. Wygląda to jak opis gry komputerowej, typu wypłynęliśmy, zanurzyliśmy się itp. Są jedynie wzmianki, iż przetrwanie zrzucania bomb głębinowych na U-boota wymagało mocnych nerwów, ale żadnych szczegółów nie ma. Bez cienia wątpliwości cała załoga chciała zatopić jak najwięcej obcych okrętów i tak naprawdę nikt się nie zastanawiał nad tym, że prowadzą wojnę napastniczą.
Myślałam o tym, czy marynarze z U-boota nie zastanawiali się nad perspektywą bliskiej śmierci, czy po prostu autor o tym nie napisał, bo chciał ich wszystkich przedstawić jako herosów, pozbawionych strachu. Wydaje mi się, że może naprawdę oni nie zastanawiali się nad tym wszystkim, nad śmiercią, nad zatopieniem, mieli masę obowiązków i musieli koncentrować się na nich, a nie na rozmyślaniach. Chyba nie mieli kiedy snuć jakichkolwiek głębokich rozważań. A gdy kończyli swoją służbę danego dnia, byli tak zmęczeni, że momentalnie zasypiali. I pewnie dzięki temu ci co przeżyli, nie zwariowali. Psycholodzy mówią, że gdy ktoś jest zajęty, nie rozważa bez przerwy swoich problemów i jest zdrowszy. I chyba w tym tkwił klucz, oczywiście nie jedyny, do tego, że marynarze z U-boota byli w stanie funkcjonować w tak ekstremalnych warunkach.
Drugim kluczem do zachowania zdrowia psychicznego była motywacja, sam autor podkreślał, że załogi U-bootów były bardzo mocno zmotywowane, ochotnicy do wojny podwodnej znajdowali się nawet wtedy, gdy Niemcy już przegrywali i szanse na przeżycie były jeszcze mniejsze. Ci ludzie wierzyli w sens tego co robili, jakkolwiek paranoicznie brzmi to z obiektywnego punktu widzenia. Psycholodzy również podkreślają, że motywacja jest najważniejsza, gdy ktoś tak naprawdę nie jest przekonany do osiągnięcia określonego celu, to go nigdy nie osiągnie.
Pewnie w grę wchodziły jeszcze jakiś inne czynniki, pewnie ci, co chcieli walczyć na U-bootach mieli już sami z siebie mocny charakter. Służyła tam przecież, podobnie jak i w lotnictwie, elita. Musieli to być ludzie lubiący wyzwania. Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby funkcjonowali oni lepiej w tak ekstremalnych warunkach, niż w zwykłej pracy w okresie pokoju.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz