czwartek, 27 maja 2021

Rhys Bowen "Ostatnia iluzja" tom IX z Molly Murphy


 

Ostatnia iluzja - Rhys Bowen

  

    Wydawnictwo Noir Sur Blanc zrobiło sobie dłuższą przerwę w wydawaniu książek z mojej ulubionej serii z Molly Murphy. Ale na szczęście nie porzuciło pomysły kontynuowania całości.   Zarówno ta pozycja, jak i wszystkie poprzednie są naprawdę dobrą rozrywką. Nie mają ani głębokich rozważań psychologicznych czy filozoficznych, ale można przy nich odpocząć i jednak sporo się dowiedzieć. Czytając można poróżować w czasie do Nowego Jorku sprzed 100 lat. Detektyw Molly jak zawsze jest wytrwała, przebojowa, optymistycznie nastawiona do świata, dbająca o przyjaźnie.

 

     Gigantycznym atutem serii są właśnie opisy Nowego Jorku. W tym tomie wkraczamy w zapomniany już świat iluzjonistów. Z reguły te środowiska, w których przebywała Molly z biegiem czasu ewoluowały, np. tkaczki z fabryki teraz pracują w zupełnie innych warunkach, maja zabezpieczenia socjalne itp. Wróżbitki, z którymi też miała kontakt zawodowy, też istnieją i w tym zakresie wiele się nie zmieniło. Szpitale psychiatryczne, w których kiedyś z racji wykonywanej pracy i dla rozwiązani zagadki Molly musiała się znaleźć, też się zmieniły. Ale iluzjonistów chyba już naprawdę nie ma, a jeżeli są to ich znaczenie i popyt na ich usługi są marginalne. A kiedyś było zupełnie inaczej. Iluzjonistami świat się fascynował, występowali w najbardziej prestiżowych teatrach, byli ówczesnymi celebrytami. Patrząc nieraz wstecz, widzimy, że wszystko się zmienia, ale są przecież i takie aspekty rzeczywistości, które kiedyś były, a potem zanikły. Klimat retro jest więc tutaj wyjątkowy. Jeden z opisywanych iluzjonistów, Houdini to autentyczna postać, ówczesny celebryta, biorący udział w autentycznej gigantycznej aferze tamtych czasów. Wprowadzanie przez Rhys Bowen do powieści autentycznych wydarzeń i snucie akcji na ich tle, np. zamach na prezydenta Wiliama McKinleya, protesty sufrażystek i masa innych, jest wyśmienitym pomysłem.

   

  Problemy z kolei, z jakimi zmaga się Molly, są ponadczasowe. Tym razem zbliża się dzień jej zaręczyn, a narzeczony, Daniel, coraz częściej mówi o ślubie. Chciałby, aby Molly po ślubie zrezygnowała  z pracy i zajęła się tylko domem, najlepiej byłoby, gdyby nawet zrezygnowała ze swoich przyjaciółek. Molly z kolei kocha Daniela,  ale fascynuje się też swoją pracą, dobrze czuje się jako osoba niezależna finansowo i ceni sobie bardzo swoje przyjaciółki. I jak z tego wybrnąć, aby nie zrezygnować z niczego? Być szczerą i uprzedzić narzeczonego, że nie będzie mogła zrezygnować z pracy, czy udawać i być nieszczerą? Molly jest uczciwa, kłamstwa nie wchodzą wiec w rachubę. Są też problemy właśnie szczerości w związku. Ile można mówić drugiej osobie, gdy np. jest się zobowiązaną przez kogoś innego do dochowania tajemnicy? Czy tajemnice będą mogły wpłynąć negatywnie na związek? A jak tajemnice wpływają na przyjaźń, gdy Molly nie ma czasu dla przyjaciółek i nie może im powiedzieć, czym się zajmuje?

 

   Mam nadzieję, że na kolejny tom nie będzie trzeba czekać znowu dwóch lat.

5/6

 

 

 

poniedziałek, 17 maja 2021

Robert Galbraith (J. K. Rowlling) "Wołanie kukułki" - audiobook, czyta Maciej Stuhr

 

Audiobook Wołanie kukułki  - autor Robert Galbraith   - czyta Maciej Stuhr

   Moje drugie spotkanie z kryminałami J.K. Rowling nie zakończyło się szczególnie pozytywnie. Zaczęłam czytać cykl parę lat temu od drugiego lub trzeciego tomu i myślałam, że już więcej po Rowling nie sięgnę. Dałam jednak jej drugą szansę, trzeciej raczej będzie. 

     Atutów powieści nie jest wiele. Główny zaś to postać Cormorana Strike`a, detektywa, byłego żołnierza, który podczas pobytu w Afganistanie stracił nogę. Widać wyraźnie, co mi się podoba,  nawiązanie do klasyki, do nieśmiertelnego detektywa wszechczasów, Sherlocka Holmesa, i do jego przyjaciela doktora Watsona. Watson też był żołnierzem  i stacjonował z wojskiem właśnie w Afganistanie 100 lat wcześniej niż Cormoran, tam też został ranny. Gdy Watson poznał Holmesa, utykał. Tak to przedstawia serial "Sherlock", nie pamiętam, czy w tym zakresie są różnice pomiędzy serialem a wersją Conan Doyle`a. No i u Rowling też jest para, tak jak był Holmes i Watson, współcześnie jest Cormoran i Robin, jego sekretarka. Detektyw Cormoran naprawdę intryguje. Nie użala się nad sobą, nie biadoli, dlaczego to właśnie jego coś takiego spotkało. Zmaga się z kalectwem i stara się normalnie żyć. Jest inteligentny i dociekliwy, w kontaktach towarzyskich potrafi być trudny i niemiły, chociaż to też zależy dla kogo. Cormoranowi wiedzie się bardzo źle pod względem finansowym, po zerwaniu związku nie ma gdzie mieszkać i mieszka w swojej agencji. Ma pełno długów, ale mimo tego potrafi być szczodry. Tuż przed tym, jak kończył się okres zatrudnienia Robin, kupił jej w prezencie potwornie drogą sukienkę, na którą absolutnie nie było go stać, a którą kiedyś przy nim przymierzała i wyglądała w niej rewelacyjne. Dziewczyna aż się rozpłakała ze wzruszenia, jej narzeczony nigdy nie zrobił względem niej takiego gestu.  Czy po czymś takim można kogoś nie lubić, nawet mimo jego wielu wad? 

    Podoba mi się też pokazanie Londynu, widać wyraźnie że to obecnie wielokulturowy tygiel, pełen osób różnych narodowości i różnych ras. Rowling pokazuje porażające bogactwo celebrytów, w tym tomie znana modelka Lula wypadła z okna, a Cormoran miał stwierdzić, czy rzeczywiście było to samobójstwo, jak ustaliła policja, czy może jednak zabójstwo. Celebryci, wśród których Lula żyła, zachowują się tak, jak można to sobie z łatwością wyobrazić, nic nowego tu nie ma. Są narkotyki, jest alkohol, są imprezy. Można poznać apartamentowiec dla najbogatszych, gdzie mieszkała Lula. Przyznam, że opis był rozczarowujący, niczego specjalnego tam nie było. Ale poznajemy też przyjaciółkę Luli, bezdomną i niewykształconą narkomankę Rachel, z którą razem były na odwyku, mieszkającą w londyńskich noclegowaniach. Są oczywiście londyńskie czarne taksówki, przypominające według jednego z bohaterów pogrzebowe karawany. Jest też kolejny trup, tym razem topielec z Tamizy. Podczas słuchania nasuwały mi się porównania do Londynu, opisanego przez Conan Doyle`a. Pozornie nie ma wiele wspólnego pomiędzy tymi obrazami, ale gdyby się głębiej zastanowić, to już się coś znajdzie, chociażby coś na kształt kastowości, Lula była adoptowana, adoptowała ją arystokratyczna rodzina, zmanierowanie w tych kręgach i poczucie wyższości nie zmieniło się w najmniejszym stopniu.   

    Gigantycznym atutem jest też czytający audiobooka, Maciej Stuhr. Czyta świetnie. 

    Cała reszta jest niestety nieszczególna. Wszyscy celebryci są do siebie tak podobni, że zlewają się w jedną masę, miałam momentami lekki problem, aby odróżnić kto jest kim, zaczęli mi się mylić. Jeden wracał z imprezy, drugi już właśnie wrócił, trzeci dopiero na imprezę się wybierał. Każdy nienawidzi dziennikarzy. Głębszej psychologii jest tu tyle co nic. Znaczna część akcji to rozmowy Cormorana z celebrytami, są one po prostu nudne. Momentami wyłączałam się, jakoś tak automatycznie ze słuchania, co przy interesujących powieściach nigdy się nie zdarza.  Akcja wciąga dopiero pod sam koniec, gdy dochodzi już do kulminacyjnego rozwiązania zagadki. W powieści nie ma ani drugiego, ani trzeciego dna. Nie ma niczego, nad czym warto byłoby się zastanowić. I nie ma niczego, co utkwiłoby w pamięci na dłużej. 
3/6   

czwartek, 13 maja 2021

Agnieszka Maciąg "Smak zdrowia"

 


Smak zdrowia - Agnieszka Maciąg | okładka

    Agnieszka Maciąg od kilkunastu lat żyje z pisania książek kulinarnych i o zdrowiu, prowadzi też warsztaty, pisze bloga. Jej książki sprzedają się  w gigantycznych nakładach. Autorka sporo czyta właśnie na temat zdrowia i korzysta przy tym nie tylko z pozycji, pisanych z punktu widzenia medycyny konwencjonalnej, ale też medycyny Dalekiego Wschodu. Wspomina wielokrotnie o ajurwedzie, starożytnej indyjskiej medycynie, z której sporo czerpie. Książka to częściowo teksty o zdrowiu w różnych jego aspektach, częściowo zaś przepisy kulinarne. Pomimo olbrzymiej liczby książek kulinarnych na rynku, ta z pewnością mocno się wyróżnia. Autorka mimo skończonych 50 lat, trzyma się świetnie i nie choruje, mając 42 lata urodziła drugie dziecko.   Kilkanaście lat wcześniej ciągle coś jej dolegało. 

    Zasadnicza teza, jaka jest postawiona przez Agnieszkę Maciąg jest taka, że ciało i duch są integralną częścią. Człowiek nieszczęśliwy, mający problemy emocjonalne, niepełniony, czy skrzywdzony i rozpamiętujący stale tą krzywdę, albo z drugiej strony np. zawistny, mściwy, przepełniony negatywnymi emocjami, nie będzie nigdy zdrowy fizycznie. Jeśli nie zrobi się porządku z sobą samym, nie rozwiąże się problemów, albo nie porzuci tych złych emocji, choroba z pewnością się pojawi, to tylko kwestia czasu kiedy. Autorka podaje tytuły innych książek, w których temat związków ciała z psychiką jest pogłębiony, tytuły te można znaleźć też na jej blogu, do którego też zaglądam. 

    Na zdrowie wpływa psychika, ale też oczywiście zdrowe odżywianie, aczkolwiek różne osoby różnie je przedstawiają, ruch, ale też nadużywanie leków i stosowanie przesadnej liczby kosmetyków opartych nie na naturalnych, roślinnych składnikach, tylko na samej chemii. A. Maciąg przedstawia szczegółowo, jakie pokarmy są najzdrowsze i w jaki sposób winny być one przyrządzane. A ponieważ często odwołuje się właśnie do ajurwedy, to widać nieco różnicy pomiędzy tym, co zalecają nasi lekarze, a co właśnie ajurweda. Przykładowo w ajurwedzie preferuje się posiłki gotowane, ciepłe, a nie surowizny. Są też oczywiście i punkty wspólne, typu stawianie na warzywa i owoce, a nie na tłuszcze zwierzęce. 

   Opinie na temat leków mogą budzić kontrowersje, ale ja np. całkowicie z nią się zgadzam. Ona sama nie zażywa żadnych leków właśnie od kilkunastu lat i jest w pełni zdrowa. Oczywiste jest to, że przy określonych chorobach nie ma innego wyjścia, ale u nas leków się stanowczo nadużywa. Przypisywanie leku każdemu pacjentowi, obojętnie z jaką dolegliwością on przychodzi, jest niemal dogmatem naszych  lekarzy. A te leki rozwalają żołądek, wątrobę, nerki i mało kto o tym mówi. Podobnie kosmetyki, zdecydowana większość to czysta chemia, a różne związki chemiczne z tych kosmetyków rozregulowują chociażby układ hormonalny. 

     W niektórych miejscach autorka jest jak dla mnie za bardzo dogmatyczna, np. radzi, aby bezwzględnie kłaść się spać na tyle wcześnie, aby o godz. 22 już spać, albo aby nigdy w żadnej postaci nie pić żadnego alkoholu, nawet piwa czy lampki wina. Dlatego dystans do tego, co ona pisze jest potrzebny, ale sporo pomysłów z lektury można zaczerpnąć. 

    Przepisy kulinarne to po części dania na śniadanie czy obiad, ale bardzo niekonwencjonalne, zbliżone do diety wegańskiej, ale są też np. mikstury na wzmocnienie odporności, syropy.  
5/6  
    

wtorek, 11 maja 2021

Tadeusz Dołęga - Mostowicz "Doktor Murek zredukowany" - audiobook, czyta Marcin Popczyński

 


Doktor Murek zredukowany - Tadeusz Dołęga-Mostowicz | okładka



    Tadeusz Dołęga - Mostowicz, najpoczytniejszy pisarz w okresie dwudziestolecia międzywojennego, określany jest często jako pisarz "dla kucharek". Zaczęło się to już w czasach, kiedy żył. Według niektórych po prostu pisze on nie najlepiej, według innych "gębę" pisarza niskich lotów, którego w pewnych kręgach nie wypada czytać, dorobiły mu władze sanacyjne, oburzone tym, jak przedstawiał efekty ich rządów. Wielu osobom z zawiści mogło nie podobać się już to, że Dołęga - Mostowicz na pisaniu dorobił się fortuny. Dla mnie osobiście nazwanie kogoś, kto napisał "Karierę Nikodema Dyzmy" podrzędnym pisarzem, jest absurdalne. Fakt, że "Znachor" arcydziełem literatury nie jest, ale twórczość Dołęgi - Mostowicza jest na tyle bogata, że naprawdę można znaleźć w niej również i wartościowe pozycje. 

    Tytułowy doktor Murek, to doktor praw, zatrudniony w małym miasteczku w magistracie, któremu na początku powieści naprawdę dobrze się powodzi, ma narzeczoną, w której jest zakochany, przed nim zaś widać szanse na wspaniałą karierę. I nagle jego etat zostaje zlikwidowany, a Murek zostaje bez pracy. Znalezienie nowej pracy okazuje się szalenie trudne, zaczynają odwracać się znajomi, pieniędzy zaczyna brakować. 

   Psychologia w tej powieści jest na fatalnym poziomie. Bohaterowie są czarno - biali. Czasem dobry bohater zrobi coś złego, ale widać, że to warunki go do tego zmusiły. Nie ma też głębszych rozważań właściwie na żaden temat. W ogóle nie zauważyłam tutaj żadnej głębi. Ale są inne atuty. Akcja jest wartka i zaskakująca. No i świetnie można poznać realia życia w latach trzydziestych ubiegłego wieku. A czytelnik poznaje różne warstwy społeczne, zarówno ludzi zamożnych na stanowiskach, jak i biedotę z noclegowni dla bezdomnych. Świetnie ukazane jest skłanianie się biedoty ku ruchowi komunistycznemu, który wydawał się tym ludziom w ich naiwności czymś, co da im prawdziwą szansę na lepsze życie. Pokazana jest cała konspira, w jakiej ten ruch działał, mimo sporego zaangażowania służb państwa w walkę z nim, powstała już wówczas na naszym terenie cała siatka komunistycznych komórek partyjnych, przygotowujących się do przejęcia władzy, gdy zajdzie taka potrzeba i nastanie dogodna chwila. Wielkie było zdziwienie Murka, gdy dowiedział się, że ruch ten w 95% finansowany jest przez Moskwę. 

   Sporo jest małych smaczków, obrazów życia codziennego w takich aspektach, które mógł zaobserwować tylko ktoś, kto żył w tamtych czasach. Myślę, że chociażby i z tego powodu książki Dołęgi - Mostowicza zawsze będą czytane, mogą nawet i zyskiwać na wartości. Przykładowo biedacy mogli wynająć u kogoś kąt do spania, nie był to wynajem pokoju, tylko łóżka. W książce pokazana jest matka z dorosłą córką, które mieszkając w malutkim mieszkaniu, wynajmowały kilku osobom łóżka i wszyscy spali niemal razem, odgrodzeni jedynie parawanem. Dla niektórych osób i tak był to luksus. Albo np. zajęcie dla biedaków bez posady: zaprzyjaźniali się z kucharką i służbą z bogatego domu, wyrzucali za nich kubły ze śmieciami, co uchodziło za zajęcie uwłaczające. Ale wzamian biedak dostawał od tej kucharki butelki do wyrzucenia, oczywiście je sprzedawał. Albo komiczne są sytuacje, gdy dziewczyna z tzw. dobrego domu zadecydowała, że będzie pracować. Uchodziło to za coś absolutnie niedopuszczalnego. Żadna porządna rodzina nie mogła sobie pozwolić na to, aby ich córka pracowała. 

    Są też i ciekawe wątki, które zupełnie się nie zdezaktualizowały. Dołęga - Mostowicz pokazuje, w jaki sposób ówczesne kobiety zabiegały o mężczyzn. Wydawało mi się, że kobiety są wyzwolone dopiero teraz, że w tamtych czasach były one raczej bierne, nieśmiałe wobec płci przeciwnej. Nic bardziej mylnego, o względy Murka ubiegało się kilka kobiet. Dwie bez żadnych skrupułów i żadnych niedomówień ciągnęły go do łóżka. Inne stosowały inne chwyty. Jedna z nich np. działała według scenariusza, realizowanego przez moją znajomą z pracy, opowiadała tym mężczyznom, którymi była zainteresowana, o swoim nieszczęśliwym życiu, kwestia "nieszczęśliwego życia" jest oczywiście sprawą względną. Użalała się nad sobą i czekała na zaoferowanie męskiej, pomocnej dłoni. Wątki damsko - męskie są naprawdę mocno intrygujące. 

     Powieść jest idealna jako audiobook, akcja nie jest skomplikowana, słucha się dobrze, Marcin Popczyński czyta całkiem nieźle. 
4/6  


sobota, 8 maja 2021

Piotr Zychowicz "Alianci. Opowieści niepoprawne politycznie cz. V"

 


Alianci Część 5 Opowieści niepoprawne politycznie - Piotr Zychowicz | okładka
    Raz na jakiś czas trafia się książka, która na trwale zmienia  horyzonty postrzegania świata i o której nie da się zapomnieć. Może to być beletrystyka, ale niekoniecznie. Mistrzem tego rodzaju książek jest Piotr Zychowicz, czytałam większość tego, co napisał i za każdym razem jestem jego tekstami porażona. Wydobywa on z historii fakty mało znane, ukrywane skrzętnie przez różne rządy, albo pisze o czymś, co jest niby powszechnie znane, ale jak się okazuje, widzieliśmy te fakty w sposób niepełny, zupełnie zniekształcony. Cykl "Opowieści niepoprawne politycznie" jest szczególnie rewelacyjny.  Interesuję się historią, ale Zychowicz zawsze mnie zaskakuje. Gdy pisze o faktach, o dyskusji nie może być mowy. Gdy wyciąga z faktów wnioski, mogą być one dyskusyjne, mnie jednak z reguły przekonują. Zychowicz pisze o wieku XX, najczęściej o wydarzeniach, związanych z II wojną. Ale jego dzieł nie można postrzegać tylko i wyłącznie jako historycznych. Uczą one myślenia i  krytycyzmu do przekazu, jaki otrzymujemy, obojętnie od kogo ten przekaz pochodzi i obojętnie czego dotyczy. Uczą, że z reguły przyjęty powszechnie punkt widzenia narzucony został przez silniejszego, a rzeczywistość wygląda nieco inaczej. 

    W tym tomie autor zwraca uwagę na coś, co wydaje się pozornie jasne i oczywiste, niemal niepodlegające dyskusji. Prawie wszyscy chyba jesteśmy przyzwyczajeni do takiego sposobu postrzegania świata i historii z okresu II wojny, że aliantów postrzegany jako siłę, reprezentującą dobro, walczącą ze złem, czyli z nazizmem, z Niemcami. Każdy zapewne ma świadomość, że alianci też nie byli ideałami, że nie zawsze i nie wszędzie postępowali tak, jak się powinno, czego najlepszym przykładem jest chociażby to, bez żadnego problemu zostaliśmy oddani Stalinowi. No ale co do zasady, to uważa się, że jednak byli generalnie w porządku. Tego że pokonali Niemców nie można im oczywiście odmówić i nie można zapomnieć, ale o tym, że popełnili wiele zbrodni wojennych i to z zimną krwią, już się nie pamięta. Walka aliantów o prawa człowieka, o demokrację, o sprawiedliwość, jest czystym frazesem i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To tylko mit, a tak naprawdę liczył się tylko własny interes, a środki zmierzające do jego osiągnięcia realizowane były w sposób bezwzględny. 

     Wspomniana jest eksterminacja Indian, realizowana bez cienia sentymentu. Jest też mowa o obozach koncentracyjnych, zbudowanych przez Anglików dla Burów i o wymordowaniu  gigantycznej liczby Burów, o czym też powszechnie się nie mówi. O zabijaniu jeńców  przez Amerykanów w czasie II wojny i o znęcaniu się  nad nimi też generalnie się nie mówi.  

    Kwestia bombardowań niemieckich miast w 1944 i 1945 r. też nie jest na tyle znana, na ile powinna. Zychowicz udowadnia, że bombardowania te nie miały żadnego sensu z punktu widzenia militarnego, że nie miały i nie mogły mieć żadnego wpływu na przebieg działań wojennych. Zabitych zostało w ich trakcie m. in. wiele tysięcy robotników przymusowych  i jeńców, pojmanych przez Niemców. W miastach tych były głównie kobiety, dzieci i starcy. Środki użyte do tego celu, w tym bomby zapalające były niewspółmiernie większe, niż chociażby do bombardowania Warszawy. W niemieckich miastach podczas tych wielogodzinnych bombardowań rozgrywały się iście dantejskie sceny, np. topił się asfalt na jezdniach, ludzie dosłownie wyparowywali, efekt był zbliżony do wybuchu bomby atomowej, tylko bez efektu skażenia radioaktywnego. 

    Zychowicz udowadnia również, że zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki również nie było potrzebne, losy wojny były już bowiem przesądzone. Nie zaprzecza okrucieństwu Japończyków wobec Amerykanów w obozach jenieckich, ale pisze też i o okrucieństwie Amerykanów. Rasizm był po obu stronach. Mowa jest też o znanym powszechnie sposobie walki Japończyków, którzy się nie poddawali i walczyli po różnych jaskiniach do samego końca, mimo braku cienia szansy na to, ze zwyciężą. Częściowo wynikało to z ich mentalności i systemu wartości, ale w dużym stopniu też z tego, że wiedzieli oni, iż Amerykanie nie biorą jeńców, tylko zabijają ich, a gdy nie zabiją od razu, tu lubią się nad nimi znęcać. Woleli więc zginąć w walce, zabijając jeszcze przy okazji paru Amerykanów. Japończycy zarówno w mediach amerykańskich, jak też i wypowiedziach wojskowych i innych oficjeli przedstawiani byli jak podludzie, mniej więcej tak, jak Niemcy postrzegali Żydów. 

    Książka jest arcyciekawa, kontrowersyjna. W tym roku to dopiero druga pozycja, której mogę dać ocenę 6 i to bez cienia wątpliwości. 

6/6