piątek, 23 kwietnia 2021

John le Carre "Ludzie Smileya"

 


Ludzie Smileya - John Le Carré | okładka

    John le Carre, Javier Marias i Agata Christie to ci pisarze, którzy najgłębiej przeniknęli ludzką psychikę. Żaden z nich nie był zawodowym psychologiem. Le Carre, jak przyznają wszyscy krytycy, wzniósł powieść szpiegowską na wyżyny, na najwyższą półkę literacką. 

     "Ludzi Smileya" odbieram jako powieść o wartościach. Smiley, emerytowany były szef angielskiego wywiadu dostał informację o zamordowaniu swojego agenta, estońskiego generała. Do Smileya zwrócono się jednocześnie z prośbą, aby spróbował wyjaśnić tą sprawę. 

   Smiley jest zamożnym emerytem, wiodącym spokojne życie, mogącym oddawać się już tylko przyjemnościom życia. Mógł się nie zgodzić, no bo po co zadawać sobie masę trudów? Szansa na wyjaśnienie zagadki śmierci generała była nikła, trzeba było liczyć się z tym, że masa energii i trudu pójdzie na marne. Angażowanie się w tą sprawę bez cienia wątpliwości było niebezpieczne, a wiadome było też, że konieczne będzie odbycie co najmniej kilku zagranicznych podróży, co dla niego, który wszystko już widział, nie stanowiło żadnej atrakcji, było natomiast olbrzymim wysiłkiem fizycznym. W czasie podróży zwiększało się niebezpieczeństwo dla samego Smileya, a za granicą nikt już nie mógłby mu pomóc. Za morderstwem stał radziecki wywiad i to nie ulegało żadnych wątpliwości. Smiley się zgodził i nie były do tego potrzebne specjalne prośby ani przekupstwo. Dlaczego? Czytelnik sam musi to wydedukować, sam bohater nie przeprowadza w tym zakresie żadnych rozważań. On wie, że są rzeczy ważniejsze od egoistycznego wygodnictwa. Wie, że w przypadku rozwiązania zagadki nie dostanie żadnego bonusu, ani finansowej gratyfikacji, ani żadnego stanowiska, był emerytem, a kolejny powrót do służby nie wchodził już w rachubę, dokonała się już zmiana pokoleniowa. W tym przypadku z jego strony była to całkowita bezinteresowność. Był lojalny wobec zamordowanego, czuł, że po prostu powinien podjąć się tego zadania. Czuł, że tak trzeba. Liczył się z pewnością z tym, że gdyby mu się nie powiodło, gdyby coś się komuś stało w związku z jego działaniami, będzie miał problemy. Ale zaryzykował. Był wierny wartościom. Wiadomo jest, że są jeszcze ludzie przyzwoici, nie idealni, ale przyzwoici, którzy gdy jest taka potrzeba, potrafią bezinteresownie przedłożyć wyższy interes nad prywatę i  zrobić to, co trzeba. Dlatego właśnie tą książkę odbieram jako książkę o wartościach, nawet gdy częściej czy rzadziej zapomina się o nich. I jako hołd złożony właśnie takim osobom, mimo tego że nie są ideałami.

     Tytułowy Smiley ideałem nie był, był przyzwoity, ale też nie do końca i nie w 100%. Le Carre wiedział, że nic nie jest czarno - białe. W tym tomie dochodzi do czegoś w rodzaju ostatecznego pojedynku Smileya i i jego odwiecznego przeciwnika, Karli, szefa  wywiadu radzieckiego. Samiley uosabiał pewne wartości, Karla był skrajnie bezwzględnym fanatykiem, nie mającym żadnego problemu chociażby ze zleceniami zabójstwa. Obaj reprezentowali intelekt mocno ponadprzeciętny. Ale gdy pojawiła się możliwość znalezienia słabego punktu w tym monolicie charakterologicznym i zwerbowania Karli, Smiley uciekł się do środków, których wcześniej nie stosował. Doznał wówczas "niesamowitego zawrotu głowy, jak gdyby zło, z którym przez cały czas walczył, dosięgło go, ogarnęło i zawładnęło nim pomimo jego wysiłków, nazywając go w dodatku zdrajcą; drwiło z niego, oklaskując równocześnie jego zdradę". Smiley podjął walkę, nawet ją zainicjował, bronią używaną dotychczas przez Karlę, bronią której się brzydził. Jak stwierdził wówczas "przekroczyliśmy dzielące nas granice, jesteśmy niczyimi ludźmi na niczyjej ziemi". Zastosowanie takich metod było wg mnie całkowicie usprawiedliwione, niemniej jednak ta sytuacja pokazuje dylematy wewnętrzne postaci, ich rozdarcie i właśnie to, że nie wszystko jest takie proste, jak mogłoby komuś z zewnątrz się wydawać.  

            Kolejnym smaczkiem są obserwacje psychologiczne, których jest tu cała masa. Każda postać, jaka się pojawia, poddana jest większej lub mniejszej analizie psychologicznej. Z reguły są one krótkie, ale treściwe.  Smiley z racji bycia całe życie szpiegiem, w kontaktach z innymi osobami koncentrował się właśnie na nich, nie na sobie. Nie sposób przytoczyć tu wszystkiego. Ale widać wyraźnie gigantyczne doświadczenie le Carre`a i jego fenomenalną znajomość ludzkich charakterów
5/6

środa, 21 kwietnia 2021

Szczepan Twardoch "Morfina" - audiobook, czyta Maciej Stuhr

 


Morfina - Szczepan Twardoch | okładka

     "Morfina" jest jedną z oryginalniejszych książek, jakie znam. Pozornie to tylko parę miesięcy z życia Kostka, postaci fikcyjnej, a te miesiące to wrzesień i październik 1939r. Są jednak liczne retrospekcje, dotyczące i jego i innych postaci, jest też i mocno oryginalne wybieganie w przyszłość. Wykonanie audiobooka jest rewelacyjne, Maciej Stuhr czyta fenomenalnie, doskonale zna tekst, czyta tak, że ma się wrażenie, iż czyta nie on jeden, ale zespół aktorów. Potrafi stworzyć nastrój grozy i nastrój rozbawienia. 

   Podstawowy atut książki to świetne opisy ludzkich charakterów, bez rozwlekłości, zasadniczo to czytelnik poznaje je głównie w akcji.  Wprowadzony jest szalenie ciekawy element, jedyny irracjonalny w tej powieści, dziwnego Czegoś lub Kogoś niematerialnego, towarzyszącego Kostkowi dzień i noc. Sam Szczepan Twardoch, zapytany w jednym z wywiadów, co to jest, odpowiedział, że nie wie. Podczas słuchania przychodziło mi do głowy, czy jest to może anioł, albo diabeł, albo może po prostu intuicja, ale żadne z tych rozwiązań do końca nie pasuje. To coś lub ktoś znało i Kostka i każdą napotkaną przez niego osobę, wiedziało też wszystko o najgłębiej skrywanych tajemnicach i motywach, jakimi ktoś się kieruje, sam nawet do końca o tym nie wiedząc lub nie chcąc wiedzieć. To Coś wygłasza monologi, rzuca różne uwagi, doradza, typu: Kosteczku, Ty mnie nie słyszysz. Albo: chyba jednak usłyszałeś, co do Ciebie mówię, bo widzę, że np. wychodzisz z domu, tak jak Ci mówiłam. To coś komentuje ludzkie zachowania, np. Kosteczku, myślisz, że dlatego nie ciągniesz jej do łóżka, bo w tej sytuacji to nie wypada, ale tak naprawdę przecież nie interesuje Cię, co wypada, a co nie, Ty po prostu boisz się, że ona się nie zgodzi i Cię odrzuci, a byłoby to dla Ciebie bardzo ciężkie. Wolisz myśleć, że nic nie robisz, bo nie wypada, ale przecież gdzieś tam jednak wiesz, że to nie o to chodzi. Te monologi są rewelacyjne. Albo np. jedna z bohaterek mówi, że niczego się nie boi. Ale czy naprawdę niczego? Ten dziwny Ktoś komentuje, że ona rzeczywiście prawie niczego się nie boi, ale jednak jest wyjątek, bowiem jest coś, czego jednak się boi i wskazuje co to jest i skąd się wzięła taka postawa. Przy wielu postaciach są jeszcze informacje, co się z nimi stanie za kilka czy kilkanaście, albo kilkadziesiąt lat, oraz co działo się z nimi wcześniej. Każdy człowiek z tej perspektywy jawi się jako ktoś szalenie interesujący. Dzięki temu elementowi, aczkolwiek nie tylko dzięki temu, powieść jest pasjonująca. Gdy patrzy się z tej perspektywy na ludzkie postawy, pobudki działania, nic nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać na początku. Nic nie jest proste też  i z innej przyczyny, że Kostek pochodzi z rodziny polsko - niemieckiej, bardziej niemieckiej niż polskiej, w warunkach pokoju nie miałoby to większego znaczenia, ale nie w 1939r. Jest więc rozdarty wewnętrznie, tak jak wielu ludzi, tylko z różnych przyczyn. Są w powieści i inne osoby też  jakby rozdarte, z dylematami, np. występujący incydentalnie Niemiec, kochający Żydówkę. 

   Historia też ukazana jest nietypowo. Otóż Kostek dostanie propozycję podjęcia działalności w Muszkieterach, mało znanej tajnej organizacji, inaczej niż AK i jej poprzedniczki widzącą konieczność działań konspiracyjnych. Muszkieterzy posądzani byli niesłusznie m. in. o  kolaborację z Niemcami. Próbę zwerbowania Kostka na kartach książki podejmuje sam założyciel Muszkieterów kpt Stefan Witkowski ps. Inżynier. Twardoch o kwestiach historycznych też pisze z dystansem, nie na kolanach, nie ma patetycznego stylu, widać i krytycyzm i dystans, ale nie ma też z kolei jednoznaczności. I nie tłumaczy wszystkiego łopatologicznie, w "Morfinie" nie pada nawet nazwa Muszkieterzy, trzeba po prostu mieć pewną dawkę wiedzy i to na różne tematy, żeby w pełni zrozumieć całość. Też nie jestem pewna, czy wyłapałam i zrozumiałam wszystkie takie smaczki. 

  Podejście Kostka do działalności w konspiracji też jest pokazane oryginalnie. Nie był on jakimś szczególnym patriotą i nie czuł potrzeby takiego działania. Witkowski go śmieszył, szczególnie zabawne były jego gesty, sposób mówienia, zachowania, typu ostentacyjna konspiracja, np. rozglądanie się po kawiarni niby dyskretnie, ale w rzeczywistości tak, że wszyscy to widzieli. Cała ta konspiracja Kostkowi wydawała się trochę zabawna, trochę żałosna, z pewnością niebezpieczna, ale głównie pozbawiona sensu. Ale gdy dostał propozycję, decyzja nie była wcale prosta. Twardoch doskonale uchwycił ten dziwny paradoks, tą dziwną siłę, to uwikłanie, które każe walczyć Polakom w wiecznych bojach, w tym o stracone sprawy, w powstaniach skazanych na klęskę itp. Zaskakujące jest to, że wiele osób wiedząc np. o tym, że Powstanie Warszawskie nie ma żadnych szans na wygraną, jednak walczyło. Kostek też raczej nie miał złudzeń co do ostatecznego efektu tej konspiry.  

   Nie wszystko jest w "Morfinie" idealne. Przeszkadzało mi natężenie przemocy, wszechobecny seks, niekiedy zupełnie wynaturzony, np. podczas orgii, połączony z rozdzieraniem martwego zwierzęcia i jedzenia go na surowo. Bohaterowie w większości też są w pewien sposób wynaturzeni, mało jest osób, które można byłoby nazwać tzw. "normalnymi", czy po prostu dobrymi. Nawet kpt Witkowski jest skrajnie bezwzględny, nieliczący się z ludzkim życiem. Powieść nie jest grzeczna, autor z pewnością naraził się pewnym środowiskom. 
6/6
      

niedziela, 11 kwietnia 2021

Jaroslav Haszek "Przygody dobrego wojaka Szwejka" - audiobook, czyta zespół autorów

 

Józef Szwejk
Josef Švejk
Ilustracja


    Znakomita książka w znakomitym wykonaniu. Nagranie zostało zrealizowane wiele lat temu, wśród czytających można usłyszeć m. in. Irenę Kwiatkowską. Jest też wojskowa muzyka na koniec każdego rozdziału i są efekty specjalne, np. odgłosy jadącego pociągu. Nawet jeżeli ktoś nie czytał jeszcze książki, z pewnością różne sytuacje zna chociażby z filmu, albo z szeregu nawiązań w innych książkach czy filmach. Od samego początku lektury ma się już lepszy humor.     

   Sam tekst mnie nie zaskoczył, zaskoczyła mnie ponadczasowość tego teksu. Wszystko to, co zostało opisane, mogłoby wydarzyć się wszędzie w każdym czasie i w każdym niemal miejscu. Zachowania ludzkie są oczywiście takie same. I takie same są mechanizmy pewnych działań, wojsko chyba zawsze i wszędzie funkcjonuje tak samo, tzn. w sposób  pełen absurdów, z porażającą biurokracją, z wieloma niedouczonymi oficerami, megalomanami, wyżywającymi się na podwładnych. 

    To co natomiast najbardziej dało mi do myślenia, to czeski humor i sposób patrzenia na świat, pełen dystansu, bez tragizowania i napinania się. To coś zupełnie innego, niż u nas. U nas dominuje powaga, patos, drażliwość i cierpiętnictwo, obrażanie się, czucie się urażonym i wieczne odwoływanie się do przegranych bitew i podkreślanie roli ofiary. Owszem, pojawiają się u nas i to coraz częściej książki napisane z humorem, ale nie ma to właściwie żadnego znaczenia. Czyta mało kto, a tą konkretną książkę przeczyta garstka osób w porównaniu do liczby mieszkańców. Przygody Szwejka są zaś jedną z najważniejszych czeskich książek, są pomniki Szwejka, są restauracje nazwane jego imieniem. Chyba każdy Czech wie, kto jest Szwejk. Szwejk nie zamartwia się, nie obraża się, nie  tragizuje, nie jest mściwy, gdy spotyka go coś złego, stara się tym nie przejmować, przykładowo nawet gdy został aresztowany, to uznał, że trudno, to będzie aresztowany. Do tego jest życzliwy wobec ludzi, których spotyka. Każdemu przydałoby się trochę Szwejka w charakterze. Głupota Szwejka też jest powszechnie znana, ale gdy bliżej się jej przyjrzeć, to tak naprawdę nie wiadomo, czy to głupota, czy może jednak spryt. Wydaje mi się, że gdy już dobrych kilka pokoleń Czechów wychowuje się na Szwejku przez prawie stulecie, to widać to już w mentalności tego narodu. Nawet już podczas II wojny Czesi nie mieli problemu, aby się poddać i zaoszczędzić życie milionów ludzi. 

5/6


poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Grzegorz Skorupski "Dom pod Czerwonym Dębem"

 Dom Pod Czerwonym Dębem - Grzegorz Skorupski | okładka

    Najnowszy kryminał retro G. Skorupskiego rewelacyjnie odtwarza realia życia w latach 30-tych, ze znajomością psychologii jest już nieco gorzej. Książka nawiązuje do twórczości Agaty Christie, zabójcą bowiem mógł być tylko ktoś, kto uczestniczył w kolacji, podczas której doszło do zbrodni. Czyta się natomiast ciężko, powieść jest pełna bardzo szczegółowych informacji o historii sprzed 90 lat. Znaczną część tomu zajmują rozmowy o polityce, z naszego punktu widzenia już o historii. Autor wyraźnie postawił na historię, książce brak jest więc tej lotności, dzięki której kryminały można czytać do poduszki przed snem.    

    Jest to jednak idealna propozycja dla osób, lubiących historię. Akcja rozgrywa się w ciągu kilku dni w 1930r. Te kilka dni opisanych jest nie tylko w odniesieniu do bohaterów powieści, jest dokładny opis tego, co działo się wówczas w kraju, niemal godzina po godzinie. Są nagłówki gazet, zestawienia, co działo się w polityce, np. aresztowania posłów. A o czym się wówczas mówiło? To zaskakujące w porównaniu z obecnymi czasami, bo o naciskach na sądy, o próbach łamania przez rządzących sędziowskiej niezawisłości, o zamachach na wolność mediów (wątpliwą zresztą wolność z uwagi na cenzurę), właśnie o aresztowaniach przedstawicieli opozycji i osadzaniu ich bez wyroku sądu w Brześciu, itp. W powieści występuje sporo polityków, lokalnych, nie są to postacie historyczne, każda z nich omawiane wydarzenia ocenia oczywiście inaczej, w zależności od tego, jakie polityczne ugrupowanie reprezentuje. 

   Autor pokusił się o pewne charakterystyki osób. Tutaj jednak z tymi wnioskami, zupełnie się nie zgadzam. Przykładowo zabity, kandydat na posła, był wyjątkową kreaturą, fakt ten znany jest od samego początku. Z rozmów ze znajomymi, szczególnie z jednym z nich,  wynika jednak, że człowiek ten nie był kimś takim zawsze, że miał też piękną przeszłość, walczył w legionach. Jego dawny przyjaciel mówi, że ten zabity w życiu się pogubił, że zmienił się na gorsze pod wpływem różnych okoliczności życia, głównie wojny. Javier Marias, najwybitniejszy chyba spośród współczesnych pisarzy znawca psychologii  w genialnej trylogii "Twoja twarz jutro", o której pisałam m. in. tutaj, opisywał na przykładzie bohaterów, czy ludzie się zmieniają. Uważał, że nie zmieniają się zasadniczo. Że jedynie w pewnych okolicznościach niektóre cechy charakteru wcześniej nie wychodziły na jaw, bo po prostu nie było sprzyjających warunków, ale one tkwiły w człowieku. Tak samo uważała równie wyśmienita obserwatorka ludzkich charakterów Agata Christie, chociażby w powieści "Zakończeniem jest śmierć", o której pisałam tutaj. Inne obserwacje psychologiczne G. Skorupskiego też uważam za chybione, np. jeden z bohaterów chciał zostać posłem, ale rzekomo nie zależało mu na władzy, tylko na prestiżu i na pieniądzach. Reasumując, to są kwestie oczywiście dyskusyjne, nie każdy ma taki sam punkt widzenia. Godne uwagi jest już samo to, że autor tą psychologią się zajął i pobudził czytelników do myślenia. 

     W porównaniu do wydanych ostatnio i rozreklamowanych mocno gdzie tylko się da kryminałów, powieść G. Skorupskiego wypada naprawdę bardzo dobrze. Można nabrać zdrowego dystansu do współczesnych wydarzeń politycznych. Gdy porównam "Dom pod Czerwonym Dębem" do chociażby nagodzonych Nagrodą Wielkiego Kalibru "Roztopów " J. Pasierskiego, gdzie Pasierski mocno nawiązuje do historii, to "Dom pod Czerwonym Dębem" sytuuje się zdecydowanie kilka kategorii wyżej. 

5/6