Jeżeli
ktoś jest zaniepokojony lub nawet i przerażony tym, co dzieje się współcześnie
dookoła, np. klęską suszy, zmianami klimatu, polityką najogólniej mówiąc, szalejącym
populizmem, groźbą wojny, przemianami obyczajowymi i masą innych rzeczy,
powinien sięgnąć po „Wiedeński znaki czasu”. Joseph Roth swoje felietony wiedeńskie
napisał dokładne 100 lat temu, problemy były wówczas inne. Ale świat, który
znał, nagle przestał istnieć. I zastąpił go świat gorszy z jego punktu widzenia
i nieprzewidywalny. Ukochane przez niego cesarstwo przestało istnieć. Austro –Węgry
przestały istnieć. Wiedeń, niegdyś niemal stolica świata, stał się miastem biedaków.
U progu, bo już na Węgrzech, szalała rewolucja bolszewicka, a wówczas nie było
wiadomo, jak to się może skończyć. W felietonach nie znajdzie się lekarstwa na lęk przed zmieniającym się światem
i przed masą niebezpieczeństw, jakie się wyłaniają. Ale można poczuć, że inni ludzie już przeżywali
takie stany. I po tym względem felietony Rotha się nie zdezaktualizowały i nie
jest tak, że mają tylko wartość historyczną.
Nie zdezaktualizowały się także i z tego
względu, że zawsze są i będą jacyś ludzie biedni i nieszczęśliwi, nad którymi
należałoby się pochylić. A Joseph Roth nigdy takich osób nie mijał obojętnie.
Zawsze wiedział, komu dzieje się krzywda. Był mistrzem empatii. Proust np., którego
dopiero co skończyłam czytać, też pisał
genialnie, ale żadnymi biedakami nigdy sobie głowy nie zawracał. Sporo jest
teraz literatury lekkiej, pokazującej nieskomplikowany obraz „pięknego świata”.
Nie ma tam biedy i nieszczęść. Życie jest pasjonującą przygodą, w trakcie której
można co najwyżej natrafić na trudności, które można i należy przezwyciężyć. Życie
w warunkach pokoju i we względnym dobrobycie może utwierdzać w takim
przekonaniu. Warto jednak sięgnąć do literatury, która ten piękny i prosty obrazek
może nam nieco wzruszyć, albo nawet i zburzyć. Chociażby nawet po to, aby uzmysłowić sobie,
że może jednak nie do końca mamy racje. Że życie z punktu widzenia tych
skrzywdzonych i nieszczęśliwych wygląda zupełnie inaczej. Roth do tego stopnia
skupił się na nich, że aby funkcjonować, zaczął się znieczulać
alkoholem. A potem już nie mógł przestać pić.
Poszczególne teksty są krótkie, czyta się je
szybko, ale o niektórych z nich trudno jest zapomnieć. Pisarz nie miał żadnych złudzeń co natury
ludzkiej. Widział bez żadnych upiększeń. I bynajmniej nie uważał, że ludzie są
dobrzy, a życie jest piękne. Uważał, że jest dokładnie odwrotnie. Oczywiście nie
generalizował, był mędrcem. W felietonie „Marionetki” opisał 7 letnią dziewczynkę,
Lily, którą zabrał na przedstawienie kukiełek. Wspomniał, jak widzowie
obserwują w trakcie spektaklu poruszające się marionetki. „Widz nie widzi poruszanych
przez aktorów grubych drutów, ani prymitywnego mechanizmu, którym opatrzność
boska dyryguje losami”. Doszedł też do wniosku, że „Marionetki nie kłamią tak,
jak ludzie. Gdy nie porusza ich drut, tkwią w bezruchu. I nie udają wolnej woli
tam, gdzie istnieje tylko dyktat aktora, poruszającego drutami. Prawda istnieje
tylko w świecie marionetek”. Po spektaklu chciał pokazać dziewczynce „powagę
życia”, „by zobaczyła, jaki jest koniec każdej ziemskiej przyjemności.
Jak biedne i pozbawione duszy są te lalki”. „Zburzę okrutnie iluzje, myślałem”.
Ale dziewczynce w niczym nie przeszkadzało, gdy zobaczyła z bliska lalki. Widziała,
że są częściowo popsute i wyglądają strasznie. Śmiała się. Zamiast rozczulać
się nad dziewczynką, jak jest piękna i mądra, jak to mają w zwyczaju dorośli, konkluzja
autora była zupełnie inna. Stwierdził, że małe dziewczynki potrafią być „jakże
okrutne”. A potem, gdy dorosną są okrutne jeszcze bardziej.
W innym tekście opisał, jak to młoda
dziewczyna, Resi poznała mężczyznę. Zauważył, że się sobie spodobali. Stwierdził jednak, że
wie, jak historia ta dalej się potoczy. Mężczyzna, nauczyciel zresztą, będzie
czytał Resi swoje poezje, potem pojawi się dziecko. A potem nastąpi koniec miłości.
Opowiedział też bajkę o biednym skrzypku, który zakochał się w królewnie, „I
stało się to, co musiało się stać”, królewna wybrała innego. I jeszcze jedna
próbka, aby zobrazować styl pisania Rotha. Opisał oszusta. „Spójrzcie na tego
małego jasnowłosego chłopca w marynarskim stroju. Święty duch zysku nadał jego
twarzy rys zadufania, na czole wyrył kainowy znak: piętno oszusta, co mydli
oczy własnemu bratu”.
Od kiedy pierwszy raz sięgnęłam po Josepha
Rotha, nie przestaję go czytać. Postrzegam go jako geniusza i wybitnego Pisarza,
właśnie przez duże P. W tekstach wiedeńskich jedne są lepsze, drugie ciut
gorsze, ale te lepsze rekompensują wszystko. Na uwagę zasługuje też wstęp prof.
Jacka Purchli, który snuje swoje refleksje na temat felietonów, ale przybliża
też historię Wiednia z okresu, w jakim mieszkał tam pisarz.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz