środa, 20 marca 2019

Katarzyna Gurnard "Pani Henryka i morderstwo w pensjonacie"


Na tle innych kryminałów książka K. Gurnard wypada fatalnie. Plusów jest niewiele. Jednym z nich jest główna bohaterka, ale też nie do końca. Pani Henryka to emerytka, która żyje skromnie, jest wdową, nie ma dzieci ani wnuków. Za mąż wyszła w jesieni życia. Jest zadowolona i szczęśliwa. Otrzymała spadek, dzięki któremu mogła sobie pozwolić na wyjazd do ekskluzywnego pensjonatu. Przygarnęła tam kota. I na tym plusy lektury się kończą. 


   Całość jest nudna. Portrety psychologiczne zarówno pani Henryki, jak i innych osób żadne. Obserwacji psychologicznych nie ma. Miejscowość, w której jest pensjonat, ani lokalna społeczność, nie zasłużyły na jakąkolwiek wzmiankę. Porównanie pani Henryki do panny Marple są absurdalne.  Panna Marple fascynowała się obserwacjami ludzi, była pod tym względem szalenie wnikliwa.  Pani Henryka obserwuje na zasadzie takiej, że coś podsłucha,coś innego zauważy, kogoś o coś wypyta, bez żadnej głębi co do motywów działań, w ogóle praktycznie bez psychologii. Pod względem intelektu pomiędzy panną Marple, a panią Henryką jest przepaść. 

    Powoli, powoli, pojawia się coraz więcej książek z emerytkami w wieku 60 plus w roli głównej, które mają inne zajęcia i marzenia, niż bawienie wnuków. Podczas lektury przypominała mi się "Ciotka Poldi i sycylijskie lwy" Mario Giordano. Różnice między emerytką polską, a niemiecką, jednak są dosyć mocne. Niemka ubiera się w seksowne ubrania, maluje się, bez żadnych zachamowań uwodzi mężczyzn i lubi seks. Polka nie za bardzo zwraca uwagę na to, w co się ubiera, a o innych kwestiach w ogóle nie ma mowy.
2/6
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz