sobota, 10 czerwca 2017

Mariusz Czubaj „Martwe popołudnie”




        




     Nazwisko Mariusza Czubaja brzmi niemal jak legenda, a to, że autor żyje, miewa się dobrze i jest zaledwie w średnim wieku, nie ma żadnego znaczenia. Czubaj jest współautorem „Krwawej setki. 100  najważniejszych powieści kryminalnych”, która to pozycja jest w stanie zainteresować każdego chyba miłośnika kryminałów, a mnie spodobała się wyjątkowo. Poza tym dwukrotnie już został laureatem Nagrody Wielkiego Kalibru, czyli nagrody dla najlepszej powieści kryminalnej roku, w 2008r. za „21.37”, a w tym za „R.I.P.”. Aż sama się zdziwiłam, że nie czytałam dotąd żadnego jego kryminału. Czas już był najwyższy.

     Spodziewałam się absolutnej rewelacji, no i jednak mimo wszystko trochę się rozczarowałam. Chyba nie do końca ta twórczość jest w moim typie. Główny bohater o nazwisku, którego zapomnieć ani pomylić z czymkolwiek nie można, Marcin Hłasko, to wyjątkowo nadziany były policjant, zajmujący się aktualnie wszelkiego rodzaju zleceniami , bardzo dobrze płatnymi oczywiście, aktualnie są to zlecenia odnajdowania zaginionych osób. W tym przypadku zaginął młody człowiek, zatrudniony w prywatnej firmie. Ustalenie, czym tam tak naprawdę się zajmował, nie było proste, ale Marcin Hłasko doskonal radzi sobie z każdym zadaniem i bez problemów uzyskuje odpowiedzi na wszystkie pytania. Niezależnie od tego autor opowiada też o zabójstwie , do którego doszło w hotelu w Gdańsku,  kiedy to w biały dzień zastrzelono znanego polityka. Wątki te potem oczywiście zaczynają się łączyć. W tle opowieści, rozgrywającej się współcześnie w Warszawie, przewija się motyw sprzed około lat 70, kiedy to hieny cmentarne przeszukiwały miejsca pochówku Żydów z czasów wojny.

      Współczesna Warszawa pokazana jest rewelacyjnie, tyle tylko, że jest to Warszawa ludzi bogatych, raczej pustych, bezproblemowych, spędzających czas w klubach nocnych, wysiadujących na Placu Zbawiciela w ogródkach. W powieści przewija się wiele nawiązań do współczesnej literatury czy filmu, które winny być powszechnie znane, a jak ktoś nie zna , to też nic się nie stanie, np. do trylogii Millenium, do „House of Cards” i in. Jest opis osiedli warszawskich, np. Jazdowa, czy podwarszawskich miejscowości , jak chociażby Magdalenka. Z pewnością jest to książka, kopalnia wiedzy o współczesnej stolicy. Pod tym względem Czubaj może spokojnie, moim zdaniem, być porównywany do Tyrmanda , czy Konwickiego, każdy z nich jako opowiadacz innego czasu oczywiście.  Z książki Czubaja można się dowiedzieć, gdzie bywa tzw. warszawka, co się czyta, co się ogląda, jakie sztuki walki czy samoobrony są popularne itp, , w tle oczywiście nie może zabraknąć wszechobecnego internetu i googla. Brat Hłaski, fotograf wojenny, po powrocie z Iraku czy Afganistanu, cierpi na zespół stresu pourazowego i można obserwować, jak rujnuje to życie i jego i jego narzeczonej, to też taki wyraźny znak naszych czasów.  Nie brak i aluzji do polityki, Hłasko inwigilując pewne osoby, musiał swoją obserwację spotkania prowadzić na cmentarzu, tam bowiem omawiano interesy.    

     To co najbardziej mi przeszkadzało, to główny bohater. Hłasko to niemal bezproblemowy, poza kwestią brata,  cwaniaczek. Nie ma żadnych dylematów, do zbyt refleksyjnych też nie należy. Jest to przeciwieństwo mrocznych, skandynawskich kryminałów, gdzie policjanci mają masę problemów, w pracy, w domu, tkwią w nałogach, zachowują się niekiedy nielogicznie, nie wiedzą , co robić, żałują pewnych rzeczy lub roztrząsają różne dylematy, cierpią na brak kondycji fizycznej, nie mogą się dostosować do współczesności, mają problemy, żeby z kimś się związać na stałe  itp. itd. Poza tym, mimo lekkiego stylu pisania, bieg wydarzeń nie był w stanie mnie zainteresować.

    Czubaj w rozdziale „Od autora” złożył podziękowania za wkład w książkę wskazanym osobom. Wymienił tam K. Bondę, jako „świetną” autorkę kryminałów. Z Bondą stanowczo mi nie po drodze, jedna jej powieść mi wystarczy.  Z Czubajem zobaczymy.

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz