Nazwisko Mariusza Czubaja brzmi
niemal jak legenda, a to, że autor żyje, miewa się dobrze i jest zaledwie w
średnim wieku, nie ma żadnego znaczenia. Czubaj jest współautorem „Krwawej
setki. 100 najważniejszych powieści
kryminalnych”, która to pozycja jest w stanie zainteresować każdego chyba miłośnika
kryminałów, a mnie spodobała się wyjątkowo. Poza tym dwukrotnie już został
laureatem Nagrody Wielkiego Kalibru, czyli nagrody dla najlepszej powieści
kryminalnej roku, w 2008r. za „21.37”, a w tym za „R.I.P.”. Aż sama się zdziwiłam,
że nie czytałam dotąd żadnego jego kryminału. Czas już był najwyższy.
Spodziewałam się absolutnej rewelacji, no i jednak mimo wszystko trochę
się rozczarowałam. Chyba nie do końca ta twórczość jest w moim typie. Główny
bohater o nazwisku, którego zapomnieć ani pomylić z czymkolwiek nie można, Marcin
Hłasko, to wyjątkowo nadziany były policjant, zajmujący się aktualnie
wszelkiego rodzaju zleceniami , bardzo dobrze płatnymi oczywiście, aktualnie są
to zlecenia odnajdowania zaginionych osób. W tym przypadku zaginął młody
człowiek, zatrudniony w prywatnej firmie. Ustalenie, czym tam tak naprawdę się zajmował,
nie było proste, ale Marcin Hłasko doskonal radzi sobie z każdym zadaniem i bez
problemów uzyskuje odpowiedzi na wszystkie pytania. Niezależnie od tego autor
opowiada też o zabójstwie , do którego doszło w hotelu w Gdańsku, kiedy to w biały dzień zastrzelono znanego
polityka. Wątki te potem oczywiście zaczynają się łączyć. W tle opowieści, rozgrywającej
się współcześnie w Warszawie, przewija się motyw sprzed około lat 70, kiedy to
hieny cmentarne przeszukiwały miejsca pochówku Żydów z czasów wojny.
Współczesna Warszawa pokazana
jest rewelacyjnie, tyle tylko, że jest to Warszawa ludzi bogatych, raczej pustych,
bezproblemowych, spędzających czas w klubach nocnych, wysiadujących na Placu
Zbawiciela w ogródkach. W powieści przewija się wiele nawiązań do współczesnej literatury
czy filmu, które winny być powszechnie znane, a jak ktoś nie zna , to też nic się
nie stanie, np. do trylogii Millenium, do „House of Cards” i in. Jest opis
osiedli warszawskich, np. Jazdowa, czy podwarszawskich miejscowości , jak
chociażby Magdalenka. Z pewnością jest to książka, kopalnia wiedzy o
współczesnej stolicy. Pod tym względem Czubaj może spokojnie, moim zdaniem, być
porównywany do Tyrmanda , czy Konwickiego, każdy z nich jako opowiadacz innego
czasu oczywiście. Z książki Czubaja
można się dowiedzieć, gdzie bywa tzw. warszawka, co się czyta, co się ogląda,
jakie sztuki walki czy samoobrony są popularne itp, , w tle oczywiście nie może
zabraknąć wszechobecnego internetu i googla. Brat Hłaski, fotograf wojenny, po
powrocie z Iraku czy Afganistanu, cierpi na zespół stresu pourazowego i można
obserwować, jak rujnuje to życie i jego i jego narzeczonej, to też taki wyraźny
znak naszych czasów. Nie brak i aluzji
do polityki, Hłasko inwigilując pewne osoby, musiał swoją obserwację spotkania
prowadzić na cmentarzu, tam bowiem omawiano interesy.
To co najbardziej mi przeszkadzało, to główny bohater. Hłasko to niemal
bezproblemowy, poza kwestią brata, cwaniaczek.
Nie ma żadnych dylematów, do zbyt refleksyjnych też nie należy. Jest to
przeciwieństwo mrocznych, skandynawskich kryminałów, gdzie policjanci mają masę
problemów, w pracy, w domu, tkwią w nałogach, zachowują się niekiedy
nielogicznie, nie wiedzą , co robić, żałują pewnych rzeczy lub roztrząsają
różne dylematy, cierpią na brak kondycji fizycznej, nie mogą się dostosować do
współczesności, mają problemy, żeby z kimś się związać na stałe itp. itd. Poza tym, mimo lekkiego stylu
pisania, bieg wydarzeń nie był w stanie mnie zainteresować.
Czubaj w rozdziale „Od autora” złożył podziękowania za wkład w książkę wskazanym
osobom. Wymienił tam K. Bondę, jako „świetną” autorkę kryminałów. Z Bondą
stanowczo mi nie po drodze, jedna jej powieść mi wystarczy. Z Czubajem zobaczymy.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz