„Grek
Zorba” to jedna z książek, klasyków, znanych i cenionych na świecie, co do którego
nie jestem w stanie pojąć, cóż takiego w tym dziele ludzi tak zachwyca.
Kazantakis opowiada historię dwóch mężczyzn: młodego, 30- to kilku latka,
zwanego szefem i starszego 60- latka,
Zorby. Szef i zarazem narrator to człowiek wykształcony, który przybył na Kretę,
aby zainwestować w kopalnię węgla i trochę oderwać się od codzienności. Zorba to
prosty, często moim zdaniem wręcz prostaczy autochton, który lubił kobiety, muzykę, no i dobrze zjeść i
napić się. W przeciwieństwie do szefa, ani nie był wykształcony, ani nie czytał
książek. Obaj razem zajęli się kopalnią, Zorba nadzorował robotników i sam też
pracował, a młodszy mężczyzna finansował
całe przedsięwzięcie i przyglądał się pracom, w wolnych chwilach rozmyślali i
rozmawiał z Zorbą o życiu.
Zorba nazywany jest niekiedy przez
miłośników tej książki mędrcem. Jest to dosyć żałosne. Głównym punktem jego zainteresowania były
kobiety i gdy któraś była w jego zasięgu, przystępował do uwodzenia. Doradzał też swojemu kompanowi w tym zakresie.
Jego rozmyślania życiowe skupiały się właśnie na tym, rozważał np. czy kobieta
pochodzi od Boga i skłaniał się ku tezie, że raczej nie, że nie tylko stoi ona
niżej od mężczyzny, ale że w ogóle jest przedstawicielką jakiejś innej kasty. Nie
ograniczał się oczywiście tylko do rozmyślań, nie żył w abstynencji płciowej. Jego
szef, dotychczas siedzący w książkach i bez większego doświadczenia życiowego,
zafascynował się tymi „mądrościami” i słuchał ich z zapartym tchem. Literatura
zaczęła wydawać mu się miałka i niewarta uwagi. Pod wpływem Zorby jego
dotychczasowy światopogląd runął jak domek z kart. Godny uwagi i słuchania był tylko
Zorba. A Zorba usiłował znaleźć dla swojego
szefa kobietę, bez niej bowiem szczęście nie jest możliwe. Najlepiej według
niego było zmieniać te kobiety możliwie jak najczęściej. Bzdury, które
opowiadał Zorba na temat kobiet tak mocno wpływały na całość jego wypowiedzi, że
nie byłam w stanie spokojnie i bez irytacji słuchać całego tekstu. W tle
opowieści widać tubylców, niewiarygodnych prostaków, a do tego przepełnionych
okrucieństwem.
Zelnik czytał powieść, wcielając się
mocno w rolę młodego mężczyzny, w jego głosie czuć fascynację Zorbą i zero
dystansu do czytanego tekstu. Interpretacja jest nieco fanatyczna. Audiobooka
słucha się ciężko, trzeba się mocno skupiać. Ani tekst, ani sposób jego
odczytywania nie były w stanie mnie zainteresować
. Zdecydowanie lepszy jest film, gdzie miło się patrzy na Anthonego Quinna jako
Zorbę i słucha się pięknej, greckiej muzyki.
2/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz