Sięgnęłam po Żeromskiego po raz pierwszy od
skończenia liceum. Podobnie , jak i niektórych innych polskich klasyków lubiłam
go, ale tak jakoś wyszło, że nie czułam potrzeby, aby po niego sięgać. Nie
sięgałam po Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Krasickiego, Wyspiańskiego,
Fredrę i
wielu innych jeszcze twórców. Nie wiem sama dlaczego. Czy fakt, że
musiało się ich czytać, że był to
przymus, miał znaczenie? Chyba nie, bo po obcych klasyków sięgałam. O tych
naszych chyba …..….. zapomniałam. To dziwne zjawisko, nie potrafię powiedzieć,
dlaczego właściwie po nich nie sięgałam. Nie robiłam tak z jakiejś przekory,
zawsze było cos innego do czytania, albo nowego, albo współczesnego .
„Wiatr od morza” znalazłam w domu u rodziców, jest to jeszcze wydanie z
minionej epoki , w sensie dosłownym, na zgrzebnym papierze, przypominającym
papier toaletowy, z malutką czcionką, wyjątkowo mało estetyczne, teraz tak nie
wydaje się książek . Ponieważ lubię morze, szczególnie Bałtyk, a wyjeżdżam tam
jesienią, sięgnęłam po „Wiatr od morza”. Zastanowiło mnie też, czy czytanie
naszej klasyki w zalewie olbrzymiej ilości współczesnej literatury ma jeszcze sens, czy potrafi wzbogacać ? Czy
jest już ona anachroniczna, czy ponadczasowa? Czy przeczytanie po raz kolejny
znanej pozycji naszego klasyki potrafiłoby cieszyć, czy odkrylibyśmy coś dzięki
temu?
„Wiatr od morza” to zbiór opowiadań, zbeletryzowanych oczywiście, poświęconych
wybranym epizodom z historii Pomorza ,
Wschodniego i Zachodniego, ułożone są one chronologicznie. Dobór wydarzeń jest
całkowicie subiektywny, a pod pojęciem Pomorza rozumiem, tak jak Żeromski, całą krainę geograficzną, nie tylko wąski pas
wybrzeża. Opowiadania zaczynają się
jeszcze w czasach pogańskich, od najazdów wikingów na te ziemie, a kończą już
po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Niektóre poświęcone są konkretnemu
wydarzeniu historycznemu, np. zabójstwie św. Wojciecha, rzezi Gdańszczan w 1308r.,
zwycięstwie po Świecinem w 1462r nad Krzyżakami . Są też opowiadania, w których
bohaterami są tzw. zwykli ludzie i ich
zwyczajne życie, wpisane jednak oczywiście w epokę. Bohaterem, który przewija
się w wielu opowiadaniach jest Smętek, czyli zły duch, diabeł, który mącił, aby
było źle. Jak to zwykle bywa przy doborze do czegokolwiek, każdy pewnie, ja
zresztą też, trochę inaczej wybrałabym wydarzenia. Ale to kwestia typowo
subiektywna.
Konkluzja moich rozważań, czy warto nadal sięgać po klasykę, okazała się
jasna i prosta. Warto po nią sięgać, nie musiałam nawet długo zastanawiać się
nad odpowiedzią. Jedne opowiadania podobały mi się bardziej, inne mniej. Każde
na swój sposób wzbogacało wiedzę historyczną, o wielu faktach już nie
pamiętałam. Co do niektórych to nie jestem pewna, czy w ogóle kiedykolwiek o
nich wiedziałam. Ale to nie jest najważniejsze. To nie jest podręcznik
historii. Pod względem literackim opowiadania są piękne i potrafią sięgnąć
gdzieś bardzo głęboko, potrafią wzruszyć
w niesamowity sposób. Są niektóre, perełki, które miałabym ochotę niemal całe
zacytować. Nie da się zacytować całych, ale troszeczkę tak.
Jeden z najpiękniejszych opisów jest
w opowiadaniu „Śmierć św. Wojciecha”
, jest to opis muzyki. Św. Wojciech wraz z trzema innymi zakonnikami
płynął łodzią , a ich przewodnik w pewnym momencie zaczął grać na
pięciostrunnej, normandzkiej wioli. „Niezwyciężona potęga tej muzyki ,
najwyższa, najbardziej niezmożona potęga ziemi” …”ogarnęła serce”. „Jej
obezwładniająca woń tak przemyślnie a
zarazem tak prosto wyjawiała zapomniane skrytości , tkwiące na początku i we
środku życia, wczoraj i dzisiaj. Chwile dawne, w czasie zamierzchłe, zaginione
i do cna przepadłe w niepamięci , stawały się dzisiejszymi, o sile wyrazistości
o stokroć większej , niż ją wówczas posiadały. Uczucia pogubione w
dzieciństwie, w młodości”…… „dogoniły go i teraz odnalazły.” Cały opis jest
przepiękny, ale zajmuje dobrych kilka stron.
Inny z kolei przepiękny opis odnosi się do Mikołaja Kopernika, w
opowiadaniu „Kopernik”, gdy dokonał on swego odkrycia. Żeromski spróbował wejść w jego odczucia, z
jednej strony niebotyczne zdumienie, z drugiej zafascynowanie, wątpliwości, co
dalej zrobić w tej sytuacji, z kim porozmawiać... „Kto miał mu podać rękę, pomoc i radę?” „Stała się wokoło jedyna towarzyszka żywota : niezmienna i wierna – samotność” .
Jedyna rzecz, którą określiłabym
jako nieco anachroniczną, to język. Zdania są długie, niektóre wyrazy czy nawet
zwroty , nie są już używane. Widać już po kilku zdaniach, że nie jest to język
współczesny. I z tym czytelnik musi się
zmierzyć. Czytałam kiedyś dyskusję na temat tłumaczeń literatury obcej.
Tłumacze stali na stanowiskach, że warto tłumaczyć niektóre dzieła po raz
kolejny, bo niektóre tłumaczenia mają po kilkadziesiąt i więcej lat, są właśnie
anachroniczne i utrudniają lekturę. Nie słyszałam zaś nigdy o czymś w rodzaju
uwspółcześniania starych, rodzimych,
tekstów . Ale poza tym językiem nie widzę innych trudności.
Dobór tematów i to, czy więcej jest opisów zwycięstw, czy różnych tragedii , nie jest kwestią tego,
kiedy Żeromski żył. To kwestia światopoglądu i tego, z jakiego punktu spogląda
na dzieje. Współcześnie też toczą się dyskusje nad sensownością naszych
powstań, nad tym, czy zamiast walczyć, lepiej byłoby zająć się czymś innym,
chociażby pracą czy kształceniem się. Jedni wolą składać hołd różnego rodzaju
bojownikom. Inni, np. Stefan Bratkowski we wspaniałej książce „Skąd przychodzimy”
stawia tezę, że czcimy tylko wojowników, a zapominamy o bohaterach pracy,
którzy nie podejmując walki w sensie dosłownym, więcej zrobili, niż ci
walczący. W każdym rozdziale wspomina inną postać, np. Ernesta Malinowskiego, Eugeniusza
Kwiatkowskiego i in. Mnie trochę drażniło przedstawiane nas, Polaków , przez
Żeromskiego, jako nieudaczników ( mój zwrot, autor używa innych, patetycznych),
którzy ciągle byli gnębieni i prześladowani.
Na szczęście nie wszędzie , nie w każdym opowiadaniu tak jest. Mieszko I
chociażby pokazany jest jako chytrzejszy od Niemców. Generalnie jednak naprawdę
warto.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz