niedziela, 5 lipca 2015

Frances Mayes „Pod słońcem Toskanii” – audiobook, czyta Danuta Stenka

Pod słońcem Toskanii


    Rzadko kiedy mam tak bardzo mieszane uczucia, jak po wysłuchaniu tego audiobooka. Z jednej strony jest to bardzo optymistyczna  opowieść o odnalezieniu tzw. swojego miejsca na świecie. Z drugiej zaś liczba irytujących kwestii w książce , w tym interpretacja Danuty Stenki, jest dla mnie nie do przyjęcia.  

    Frances Mayes to Amerykanka, która wraz z mężem zakupiła dom w Toskanii. Mimo, że nie był to jej pierwszy dom,  ale to właśnie w tym toskańskim się zakochała i poczuła naprawdę szczęśliwą. Któż z nas nie marzy o odnalezieniu takiego miejsca? W książce opisuje ona transakcję kupna - nie obyło się, jak można się domyślić bez komplikacji - remonty, porządki, urządzanie domu i w końcu rozkoszowanie się możliwością zamieszkiwania w takim miejscu. Ten dom to właściwie mały, kilkuset letni pałac, zamieszkiwany w dawnych wiekach przez arystokrację. Poza samymi opisami faktów, autorka zawarła też sporo refleksji na różne tematy, wspomina np. o historii , o swojej rodzinie , o miejscowych obyczajach itp.  Książka jest wyjątkowo pogodna, jest to wręcz idealna lektura na lato. Kończyłam ją słuchać właśnie teraz, gdy zaczęły się upały, a odniesienia do upału są w niej wyjątkowo częste.  
             Ta masa pozytywów przepleciona jest jednak, przynajmniej w moim odczuciu, z masą niewyobrażalnie denerwujących rzeczy. Najważniejszą  rzeczą przy audiobooku jest sposób interpretacji tekstu przez lektora. Interpretacja Stenki była dla mnie szalenie irytująca .  Całość czytana jest tonem szalenie egzaltowanym , pełnym uniesienia  . Opis każdej czynności , opisywanej w  książce, w wykonaniu Stenki  brzmi jak opis najwspanialszych życiowych przeżyć. Mayes opisywała remonty domu i gigantyczne problemy z ekipami budowlanymi, czyli coś,  co zna każdy,  kto nie tylko budował,   ale chociażby tylko remontował  lub nawet gdy tylko wzywał tzw. fachowca do naprawy. Ekipy nagminnie nie dotrzymywały terminów, robiły nie tak jak trzeba i oczywiście domagały się zapłaty wyższej, niż wcześniej uzgodniona. Stenka tego rodzaju opisy czyta głosem pełnym szczęścia, niczym opisy najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia  z dzieciństwa. Dla mnie był to dysonans nie do przyjęcia. Nie znam ani jednej osoby, która wspominając o różnych ekipach remontowych czy budowlanych, byłaby tak bezmiernie szczęśliwa, jak właśnie Stenka. Idiotycznie brzmi jej szczęśliwy głos, gdy czyta, jak to ekipa połączyła gorąca wodę do ubikacji, przebiła dziurę w suficie itp. Pisarka wspomina też okres kilku miesięcy, gdy wraz z mężem porządkowali dom, ona  przez 8 godzin dziennie na klęczkach myła podłogi. Według Stenki , tzn. sądząc po brzmieniu jej głosu, nie ma wspanialszej rzeczy, niż coś takiego właśnie. Kulminacja szczęścia w głosie Stenki następuje, gdy autorka nie mogła pod koniec dnia podnieść się z podłogi, efekty pracy nie były jeszcze widoczne , a ogrom roboty do wykonania był jeszcze olbrzymi .  Jednego dnia pisarka spotkała sąsiada i pomyślała, „To on”… gdy Stenka zaczęła to czytać, pomyślałam , że chyba dał autorce kiedyś wspaniały prezent lub coś podobnego, może mu coś wielkiego zawdzięcza.  W tonacji głosu wyczułam taką nostalgię, jak np. za Świętym Mikołajem.  Zdanie brzmiało zaś : „To on zabijał rajskie ptaki”. Rajskie lub śpiewające, nie pamiętam. Mayes pomachała  mu. Ton głosu naszej aktorki przez cały czas jest nienaturalny, ludzi ani w  pracy, ani w domu nie mówią w tak sztuczny sposób.  „Pod słońcem Toskanii” szalenie dużo straciło na tej interpretacji.

      W samym tekście też zdarzały się irytujące fragmenty. Opisy mycia podłogi ,  malowania belek , czy innych prac domowych były najzwyczajniej w świecie nudne. Zaskoczeniem było dla mnie to, jak niski poziom intelektualny prezentowała autorka książki i jej mąż. Oboje   byli pracownikami naukowymi na amerykańskich uniwersytetach. Ona wykładała przedmiot zbliżony do literatury amerykańskiej, a być może właśnie to. Podczas wielu miesięcy,   spędzonych w toskańskim domu w trakcie kliku lat, opisanych w książce, zarówno jej , jak i jej małżonka potrzeby intelektualne, były minimalne. Owszem, czytali książki, tyle tylko że były to poradniki dotyczące remontów , a także książki kucharskie. Inne pozycje  nie budziły zainteresowania małżonków. W całej książce jest wspomniane chyba raz, góra dwa ,  jak to autorka zajęła się lekturą. Poziom jej  wiedzy historycznej jest jeszcze gorszy, jest  porażająco, wręcz niewyobrażalnie  niski. W jednym z rozdziałów zajęła się opisem pobliskiego miasteczka, Cortony. Poniosły ją refleksje. Przeczytała w przewodniku, że w przed II wojną  zamieszkiwała tam duża społeczność żydowska, ale w podczas wojny została wybita przez Niemców. Mayes stwierdziła, że nie chce się jej wierzyć w coś takiego, a ponieważ przewodniki się często mylą, ona nie będzie wierzyła w tą informację o zagładzie Żydów przez Niemców . Małżonek autorki oprócz tego wszystkiego sporo czasu spędzał na usilnym naśladowaniu Włochów.  Do czasu zakupu domu w Toskanii wolał  herbatę od kawy. Wolał to chyba za mocno powiedziane.  Nauczył się pijać herbatę podczas dłuższego pobytu w Londynie. We Włoszech uznał, że nie lubi już herbaty, smakuje mu zaś to, co piją Włosi, czyli mała espresso, wypijana jednym łykiem na stojąco. Ponieważ jego żona wolała cappuccino, gdy w byli w barze, on stojąc łykał espresso, zostawiał żonę i szedł do samochodu, gdzie czekał, aż ona wypije swoje cappuccino.

          Nie ulega wątpliwości, że zarówno autorka, jak i jej mąż,  to para zwyczajnych prostaków i nieuków, którzy w Stanach tworzą coś w rodzaju elity intelektualnej.  We Włoszech czas spędzają na gotowaniu, jedzeniu, spaniu i przyjmowaniu gości, raz na jakiś czas na zwiedzaniu okolicy. Ich tryb  życia nie różni się od trybu życia przekupek . U siebie zaś zarabiają gigantyczne pieniądze za wiedzę, która jest niższa niż u naszego ucznia podstawówki.

         Na motywach książki Mayes powstał film pod takim samym tytułem. Scenariusz mocno różni się od książki. W filmie do Włoch wyjeżdża samotna, rozwiedziona  kobieta, która ma nadzieję na nowe, lepsze życie ,  na znalezienie mężczyzny i zamieszkuje tam na stałe.  Też kupuje dom w Toskanii , remontuje , ma problemy z ekipami remontowymi.  Jest pisarką. Film jest komedią romantyczną, w moim odczuciu wyjątkowo udaną i niekoniecznie tylko dla kobiet . Oglądałam go 5 lub 6 razy, nie nudził mnie , ani nie drażnił.   Jak na komedię romantyczną nie był wcale aż tak bardzo schematyczny. W roli głównej zagrała Diana Lane. Film polecam każdemu, gdy tylko jest taka okazja, jest pogodny, zajmujący, relaksujący, lekki w odbiorze.  Jest zdecydowanie lepszy od książki.

3/3

       

    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz