Od dłuższego już czasu usiłuję
znaleźć jakąś nową serię kryminałów z przyciągającym uwagę prywatnym detektywem
czy policjantem. Teraz dałam szansę Nesserowi. Hakan Nesser jest pisarzem szwedzkim,
znanym głównie z serii książek o komisarzu Van Veeterenie, a kilka dni
temu otrzymał za całokształt twórczości nagrodę Wielkiego Kalibru , czyli
nagrody za najlepszą powieść kryminalną roku.
„Jaskółka, kot, róża, śmierć” jest
dziewiątym tomem z serii o komisarzu Van Veeternie. Nie czytałam
wcześniej żadnego innego tomu z tej serii, nie czytałam w ogóle niczego,
napisanego przez Hakana Nessera. Oryginalnym pomysłem było umieszczenie akcji w
bliżej nieokreślonym miejscu , w fikcyjnej miejscowości Maardam. W Szwecji
wydana została w 2001r. , ale jeżeli nie wiedziałabym o tym , byłabym pewna, że dotyczy to
wcześniejszego okresu, nie przypominam sobie, aby ktoś z bohaterów książki używał
telefonu komórkowego czy komputera. Komisarz w tym tomie jest już emerytem i
oddaje się swojej pasji, tj. książkom, prowadzi bowiem antykwariat . Mimo, że
odszedł na emeryturę, został wciągnięty
w prowadzenie śledztwa zmierzającego do ujęcia seryjnego dusiciela. Zabójca
atakował młode kobiety i aż do pewnego momentu nie zostawiał śladów. Wiadomo o
nim było tylko tyle, że lubi dobrą literaturę. Miejscowi policjanci nie do
końca dawali sobie radę z tym problemem i stąd też pojawiła się konieczność wciągnięcia
w sprawę komisarza. W tym tomie ma on około 60 lat, mieszka z partnerką mniej
więcej w swoim wieku. Wiadomo, że miał syna, który nie żyje. Żyje
natomiast wnuk, jeszcze niemowlę. Ulrikę
, swa partnerkę, poznał w bardzo dojrzałym wieku.
Sposób napisania książki też działa na jej korzyść, w niektórych
momentach akcja toczyła się wolno, w niektórych ostro przyśpieszała. Były i
takie, że zdenerwowana musiałam sprawdzić „skacząc” po kilku kartkach, jak
skończy się określone wydarzenie, czy ofiara zostanie uduszona, czy uda się jej
umknąć.
Podobało mi się to, że sporo mówi się w tym tomie o książkach, skoro
literaturą fascynuje się i komisarz i morderca, nie mogło być inaczej. Z tego
też względu postać komisarza jest ciekawsza, niż innych policjantów z jego
otoczenia. O jego życiu osobistym wiadomo właściwie tylko tyle, co już
napisałam, nie wiadomo, jak to się stało, z jego syn nie żyje, co stało się z
matką tego syna, od kiedy jest z Ulriką.
Sam komisarz staje się postacią pierwszoplanową dopiero pod koniec
książki . Sam fakt, że ktoś tak bardzo
fascynuje się książkami, sprawił, że
polubiłam Van Veeterna . Znajomość pewnych książek sprawiła, że trafił na trop
mordercy. Otóż morderca ten poznając kobiety, które stawały się potem jego
ofiarami, przedstawiał się imieniem i nazwiskiem bohatera powieści, w jednym
przypadku postacią z powieści był dusiciel . Kobiety nie znały książek , żadna
się nie zorientowała, w jakim jest niebezpieczeństwie . Prawdę powiedziawszy,
ja też nie znałam ani jednej z książek, o których jest mowa w powieści Nessera.
A poza jednym wyjątkiem mowa jest o klasyce. Myślę, że Van Veetern może
postacią , która zaciekawi jeszcze bardziej, gdy pozna się go bliżej.
Natrafienie na serię powieści
kryminalnych, w której występuje ciekawy bohater, detektyw czy policjant, nie
jest wcale takie łatwe. To chyba trochę tak, jak z zaprzyjaźnianiem się. Trzeba
trafić na kogoś, do kogo się poczuje sympatię i z kim ma się trochę wspólnego.
Jest to kwestia bardzo indywidualna.
Usytuowanie akcji powieści też ma swoje znaczenie. Na pierwszym miejscu zawsze chyba będzie u
mnie Sherlock Holmes, panna Marple i detektyw Poirot. Ale świat się na nich nie
zakończył.
Nie mogę się oprzeć urokowi powieści
Donny Leon, chociaż komisarz Brunetii nie jest postacią szczególnie oryginalną,
a autorka za często jak dla mnie porusza tematy polityki. Ale Brunetti mieszka
w Wenecji i wszystkie zabójstwa rozgrywają się właśnie tam. I razem z nim można
poznać wszystkie uroki i bolączki
zamieszkiwania w tym mieście, można niemal poczuć smaki i zapachy włoskich
potraw. I dlatego sięgam po książki Leon.
Niezmiernie urokliwy jest też dla mnie Fandorin z powieści retro
Akunina. To postać nieco mało realna, bardziej bajkowa: szalenie inteligentny,
wysportowany, błyskotliwy , z poczuciem humoru. Każdy tom dzieje się w innym
środowisku, np. jeden wśród przestępców moskiewskich, innych wśród ludzi
teatru, jeszcze inny w Baku, wśród ludzi, zarabiających na wydobyciu
nafty. Podobały mi się tez niezmiernie
tomy z siostrą Pelagią, ale było ich zaledwie trzy. Swój osobliwy urok ma też
znany chyba każdemu Wallander z powieści Mankella. Oryginalności nie można też
odmówić Nastii Kamieńskiej z powieści Aleksandry Maryninej. Usytuowanie akcji w
Rosji, głównie w Moskwie , też powoduje, że zainteresowanie wzrasta.
Ale są też i tacy detektywi, którzy mnie irytują lub nudzą. Jest nią
chociażby Annika, dziennikarka z serii
powieści Lisy Marklund, która kojarzy mi się z płaczliwością i nie odpowiada mi
jej typ charakteru . Harry Hole z powieści Jo Nesbo jest
niewątpliwie postacią ciekawą, zmaga się z alkoholizmem, poszukuje drugiej
połówki. Przeszkadza mi jednak zbyt duża dawka przemocy w książkach Nesbo,
opisy są drastyczne, szczegółowe, nie dla mnie.
Nie do końca wiem dlaczego, ale nie spodobała mi się Camilla Lackberg .
Nie znoszę celebrytów i wątpię, abym mogła polubić coś , co napisała ta autorka
. Jej książki wydają mi się puste. Ale może to uprzedzenie. Nie przekonałam się
do naszego rodzimego Eberharda Mocka z powieści Krajewskiego. Książki
Krajewskiego są tak ponure, że nie mam ochoty, mimo niemal entuzjastycznych recenzji,
ich czytać.
Chętnie przeczytałabym też
cos jeszcze Mari Jungstedt, wysłuchałam z ogromnym zainteresowaniem jednego z
audiobooków, z jej cyklu kryminałów, rozgrywających się na Gotlandii. Miejsce
akcji – wyspa , której centrum otoczone jest murem, ma taki urok, jak i
Wenecja. Chętnie też sięgnę po coś jeszcze, napisanego przez Martę Guzowską,
usytuowanie wydarzeń wśród archeologów na wykopaliskach, było oryginalnym pomysłem. Fakt, że zrobiła to
już znacznie wcześniej Agata Christie, nie ma znaczenia, bo realia pracy archeologów
teraz są inne, niż kilkadziesiąt lat
temu. Na szczęście wśród książek tego typu
można wybierać i przebierać. Można zaczynać czytać nowe serie, licząc, że
będzie to jakaś rewelacja. Można też uzupełniać braki, poprzez czytanie pozycji
z tej serii, którą już się zaczęło. Van Veeter nie jest złym pomysłem.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz