poniedziałek, 9 września 2013

Ian McEwan „Na plaży Checil”

Na plaży Chesil - Ian McEwan


Oryginalna, ciekawa  i zajmująca pozycja, aczkolwiek z racji objętości nie nazywałabym jej książką, ale raczej opowiadaniem.  I jest to również jedna z najlepszych książek/opowiadań , jakie przeczytałam w tym roku.  Z cała pewnością w moim prywatnym rankingu przeczytanych dzieł będzie to kandydatka do książki 2013r. Przyznam, że to pierwsze dzieło McEwana, jakie przeczytałam, do tej pory znałam tylko  „Pokutę”, ale jako film.   Ale z całą pewnością sięgnę po dalsze jego książki . Nie potrafię o tym dziele pisać bez spojlera , ale myślę, że dla odbioru całości,  znajomość zakończenia w tym przypadku nie ma większego znaczenia, tym bardziej, że było ono ujawniane w wielu recenzjach.  To rzeczywiście jest bardzo dobra literatura, taka, jaką czyta się więcej niż jeden raz i nie robi się tego po to, aby dowiedzieć się, „jak to się skończy”, ale po to, aby chłonąc całą rzecz jeszcze i jeszcze raz.   Moim zdaniem tą książeczkę  powinien  przeczytać każdy, kto chciałby polepszyć swoje relacje z innymi ludźmi i zastanowić się nad budowaniem mocnych i trwałych więzi z innymi. Czyli inaczej mówiąc jest to książka dla każdego, a z racji tego, że wszyscy mamy jakieś problemy z komunikacją i z budowaniem  głębokich relacji, większe lub mniejsze, jest to książka o każdym z nas. Każdy z nas jest i Edwardem i Flo. Gdybym była psychologiem, a nim nie jestem, zalecałabym taką lekturę na popołudnie, to zaledwie góra 3 godziny.   Za to dyskutować o niej można byłoby zdecydowanie dłużej.

Jest o powieść/opowiadanie o trudnościach w porozumiewaniu się między ludźmi, problemach w budowaniu więzi , bezsensownych tajemnicach, o wzajemnym ranieniu się i niszczeniu, o marnowaniu szans, nieprzejednaniu,  braku cierpliwości i wyrozumiałości. Wszystkie te problemy  zostały pokazane na przykładzie nowożeńców : Flo i Edwarda, którzy w czerwcu 1962r.  znaleźli się  w hotelu , właśnie na plaży Checil, gdzie mają spędzić noc poślubną. Znają się dosyć krótko, ale są dla siebie kimś ważnym, kochają się i marzą, aby razem stworzyć rodzinę. Oboje w sprawach erotycznych nie mają żadnego doświadczenia, on ma lęki, które są typowe dla mężczyzny, szczególnie młodego. Z Flo sprawa jest trudniejsza, bo w głębi duszy nie chce ona żadnego zbliżenia, a sama myśl o nim napawa  ją olbrzymim wstrętem. Żadne z nich nie mówi drugiemu o swoich obawach, wychodząc z założenia, że ”jakoś to będzie”  . Gdy nadchodzi noc, jak można było przewidzieć, zaczyna się problem.  Młodzi w dalszym ciągu nie artykułują swoich lęków. Narracja prowadzona jest w o tyle ciekawy sposób, że narrator wie, co Flo i Edward   myślą i czują, a zarazem słyszy, co mówią i jednocześnie widzi, co robią, wszystko to niemal jednocześnie przedstawia czytelnikowi. Nie pozostawia miejsca na domysły czytelnika, wali prosto z mostu, tak, aby nie było niedomówień i wątpliwości co do przebiegu wydarzeń i co do uczuć i działań każdej ze stron . Do konsumpcji małżeństwa nie dochodzi, w trakcie nocy między małżonkami dochodzi natomiast do kłótni i jest to zarazem ich pierwsza kłótnia w życiu. Do tej pory nie podejmowali w rozmowach tematów trudnych i kontrowersyjnych, kłócić się wiec nie mieli o co.  Poza tym, Flo wywodzi się o majętnej i wykształconej rodziny, gdzie kłócić „się nie wypada”. Kłótnia więc przypomina coś w rodzaju trzęsienia ziemi, każda ze stron coraz mniej się  kontroluje i oboje  dają,  częściowo przynajmniej,  upust emocjom, wyładowują z siebie wściekłość i frustrację. Przypominało mi to trochę sceny z „Rzezi” Polańskiego, chociaż różnica polega m. in. na tym, że w filmie dwie pary poszły na całość i nikt już niczego przed nikim nie udawał, a u bohaterów McEwana mimo wszystko jeszcze działają pewne hamulce. Zarówno Flo , jak i Edward, co innego myślą i czują, a co innego mówią. W głębi duszy każde z nich chciałoby    przestać udawać  i wyznać, że ma pewne obawy, usłyszeć, że wszystko w końcu będzie dobrze , że druga strona będzie wyrozumiała i cierpliwa . Ale mówią coś zupełnie innego, ranią się, wymierzają sobie ciosy jak wytrawni szermierze.  W pewnym momencie brakuje już jakiejkolwiek nici porozumienia i cienia wyrozumiałości. Po tej nieudanej i nieskonsumowanej nocy poślubnej  Flo i Edward nie dają sobie drugiej szansy, pojawia się urażona ambicja, odchodzą od siebie raz na zawsze i dochodzi do unieważnienia małżeństwa.

Na sam już koniec widzimy Edwarda i Flo w przyszłości, Edward już 60-letni wspomina różne chwile z młodości i ocenia przebieg wydarzeń z punktu widzenia bardzo dojrzałego człowieka.  Edward ma świadomość, że mimo, iż nie pozostał kawalerem, najbardziej w życiu kochał właśnie Flo. Wie, że gdyby mieli oboje odrobinę dobrej woli, może wygraliby los na loterii, czyli udany związek. Wie, że przy niej może napisałby książki, o napisaniu których marzył. Że może miałby udane życie. Być może by tak było, być może nie. Nie ulega wątpliwości, ze nie dali sobie żadnej szansy. Przypomniały mi się też wersy ks. Twardowskiego

„żal, że serce nie poszło do serca,

żal, że dusza nie poszła do suszy”.

Brak porozumienia i stracone szanse to tematy wiele razy poruszane w literaturze, tej Wielkiej Literaturze. McEwan  podaje  je jednak w zaktualizowanej formie i „prosto z mostu”. Robi to sugestywnie, na tyle sugestywnie, że przed oczami stanęły mi różne sytuacje z życia i mojego i rodziny i znajomych, gdzie właśnie dwojgu ludzi brakło zdolności normalnego porozumiewania się, wyrażania myśli i uczuć. Cały problem jest zresztą dużo szerszy, dla mnie małżonkowie i kwestia seksu, to tylko przykład i to dosyć drastyczny, te same reguły dotyczą przecież innych relacji międzyludzkich, jak np. przyjaźń czy chociażby znajomość, a nawet relacje pokrewieństwa.  Trzymanie w tajemnicy całej masy rzeczy, które mają kluczowe  znaczenie właśnie dla relacji pomiędzy  dwojgiem ludzi, jest powszechne.  Tak samo powszechne jest ranienie się w kłótniach, tak straszne, że obcy człowiek wobec obcego nie odważyłby się na takie zachowanie.  Jeden z najbardziej drastycznych przykładów takiego ranienia się, ale już w fazie , gdzie nie do końca wiadomo, czy małżonkowie kochają się , czy już tylko nienawidzą, jest znowu u Polańskiego,  w „Gorzkich godach”, które też mi się przypomniały.  W „Na plaży Checil” mamy takie irracjonalne zachowanie w  pigułce i możemy śledzić niemalże krok po kroku, gdzie nasi bohaterowie popełniają błąd za błędem.  Wiemy, gdzie i w którym momencie jest szansa na wycofanie się z gniewu i wyciągnięcie ręki na pojednanie . Edward już po około roku od pamiętnej nocy przestał odczuwać gniew i jego emocje się ostudziły. A potem przez całe życie nosił w sobie nie do końca chyba uświadamiany , spychany gdzie głęboko do podświadomości, żal. Czy powinien odnowić kontakt z Flo? Kwestia dyskusyjna, ja uważam, że tak. Jeśli ona nie dałaby pozytywnej odpowiedzi, nie miałby sobie przynajmniej nic do zarzucenia. Tyle tylko , że my wiemy, że nawet po tym czasie Flo dalej go kochała. Czemu patrzyła podczas swojego pierwszego  koncertu na miejsce dziewiąte  w pierwszym rzędzie? Było to  miejsce, kojarzące się z obietnicą Edwarda, że    będzie tam siedział ,  gdy  ona da  pierwszy  koncert.  Zapomniałam dodać, Flo była skrzypaczką i stworzyła własny zespół, kwartet. 

Książkę tą początkowo czytało mi się tak sobie i nawet byłam zła, że się za nią zabrałam. Akcja poruszała  się niemrawo, wiele było różnych retrospekcji. Po około godzinie odłożyłam ta książeczkę na bok,     nie mając pewności, czy aby do niej wrócę. Drugiego dnia wydała mi się dużo bardziej zajmująca, nie mogłam się już od niej oderwać i gdy zobaczyłam, że zostało mi tak niewiele do końca, poczułam rozżalenie. Doczytałam już ją niemal jak jakiś thriller i byłam autentycznie zachwycona. Czy można było ją napisać ciekawiej, szczególnie na początku? Pewnie tak, zastrzeżenia co do formy mam,  ale za to końcówka rekompensuje   w całości te niedociągnięcia. Mam nadzieję, że ktoś wyreżyseruje tą książeczkę i to wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz