
Niespodziewanie
to ta właśnie książka okazała się jedną z najlepszych , jakie przeczytałam w
tym roku. Zdecydowanie jest to najciekawsza
cześć Wallandera, jest to dokonały przykład na to, że kryminał dawno
temu przestał już być literaturą klasy C i bez problemu może być klasą B , czy
nawet A, tak jak w tym przypadku. Jest to refleksyjna opowieść o przemijaniu i robieniu bilansu życia, a także o starzeniu się, lub
może ładniej, o wchodzeniu w smugę cienia.
Ale od
początku. W książce snute są równolegle dwie opowieści: jedna to kryminalno – szpiegowska historia
teściów córki Wallandera, a druga to
właśnie wyjątkowo tym razem rozbudowany
wątek samego komisarza Wallandera. Nasz bohater przez swoja córkę
poznaje jej teściów, emerytowanego oficera szwedzkiej marynarki wojennej Hakana
von Enke i jego żonę. Wojskowy obchodzi
75 –te urodziny , ale mentalnie żyje jeszcze w trakcie zimnej wojny, bo stale
wspomina pewne wydarzenie z czasów, gdy był jeszcze czynnym oficerem , a związane z rosyjską łodzią podwodną,
jest to coś w rodzaju obsesji. I właściwie nic więcej nie można ujawnić, aby
nie zepsuć komuś przyjemności czytania. Sytuacja
zmienia się diametralnie, gdy oficer znika, a jakiś czas później znika także
jego żona. Wallander mimo że jest na urlopie, przez wzgląd na swoją córkę i zięcia, zajmuje
się tą sprawą . Im więcej rzeczy się dowiaduje, tym bardziej sytuacja się
komplikuje. Musi on wchodzić niejako w życie Hakana i jego żony i też dokonuje oceny ich osiągnięć czy niepowodzeń, próbując
rozwikłać zagadkę zaginięcia musi
sięgać do wydarzeń z głębokiej
przeszłości. I im bardziej ich poznaje, tym więcej pojawia się pytań, czy
rzeczywiście byli dobrym małżeństwem, dobrymi rodzicami, co tak naprawdę o nich wiadomo. Wątek ten był
dla mnie szalenie zajmujący nie tylko z
powodu nietypowej zagadki, ale głównie przez tą psychologię, przyglądaniu się z
boku całemu cudzemu życiu, wchodzeniu w najskrytsze tajemnice małżonków , porównywaniu tego, co ukryte, z tym, co było widoczne przez wszystkich na
zewnątrz.
Wallander z
kolei tym razem stał się postacią pierwszoplanową pod każdym względem. Już na
samym początku książki zaczyna mieć problemy z pamięcią i ze zdrowiem. Można
powiedzieć, że „się sypie”, co dziwne nie jest, dobija przecież do 60-tki. Może to tempo „sypania się” jest trochę za
szybkie , ale nie dbał on przecież o to zdrowie nigdy . Powoli myśli też o
swojej przyszłości, a w kontekście życia
zawodowego, realną przyszłością w jego przypadku, jako policjanta, może być
tylko emerytura. Mając pełną świadomość, że pewien rozdział w
jego życiu się kończy, do tego jeszcze wnikając w życie von Enkego i jego żony
, snuje refleksje na temat swojego
dorobku życiowego, swoich zwycięstw i porażek, marzeń spełnionych i niespełnionych. Sprzyjają temu jeszcze zbiegi
okoliczności, niespodziewana wizyta
byłej żony i wizyta innej kobiety, która była miłością jego życia, dają
początek refleksjom, czy te związki faktycznie musiały skończyć się fiaskiem,
czy on miał szansę i ją zaprzepaścił,
czy może były to tylko incydenty bez szans na powodzenie ? Może
samotność była jego przeznaczeniem , a może jednak wyborem? Refleksje te , w większości bolesne, są na
wskroś prawdziwe, bo Wallander snuje je sam przed sobą, nie udaje i nie nagina
rzeczywistości do swoich wizji. Mankell nie pomija chyba żadnego aspektu życia
Wallandera , nad każdym się pochyla i zamyka swój cykl w wielkim stylu.
Mankell jest
mniej więcej rówieśnikiem Wallandera, o ile można mówić jako o rówieśnikach, o
żywym człowieku i o postaci fikcyjnej. I to się czuje , że przeżycia starszego
człowieka – fikcyjnego bohatera - nie wyszły spod pióra 20-to, czy 30-to latka
i nie są jego bzdurnymi wymysłami.
Podczas przerw w lekturze myślałam nie tylko o Wallanderze , ale i o
swoim dorobku życiowym, chociaż do 60-tki jest mi daleko. Książka niewątpliwie pomaga w pewnej
autorefleksji i zmuszeniu się do myślenia o sobie. A co do Wallandera i jego
życia, to patrząc z boku rzeczywiście też analizowałam, co mu wyszło w życiu, a
co nie. Najbardziej rzucająca się w oczy była dla mnie jego samotność i to
bynajmniej nie w sensie braku żony czy parterki, on w ogóle miał przy sobie
bardzo, ale to bardzo mało naprawdę bliskich osób, czy to z rodziny czy
przyjaciół
I kolejna rzecz , czyli
pustka, poza pracą Wallander nie ma nic, żadnej pasji i żadnej alternatywy dla braku
pracy . Zaskakujące dla mnie było też
to, że w jego życiu nie było w ogóle Boga, nie spodziewałam się, że zacznie na
starość chodzić do kościoła, ale Boga, chociażby w kontekście pytania o Niego, nie ma
nawet w najgłębszych refleksjach ,
nawet wówczas, gdy zwierza się córce, że boi się śmierci. Ani on, ani ona, nie
wspominają nawet o Bogu .Chyba jest to ateizm w najczystszej postaci, dla mnie
dosyć szokujący. Zaskakująca była dla mnie też jego refleksja o polityce, w
swych rozważaniach nie ograniczył się tylko do swego „Ja”, popatrzył też trochę
szerzej na siebie, jako przedstawiciela pokolenia zimnej wojny i zastanowił się
nad dorobkiem całego tego pokolenia. I przypomniał mu się jego ojciec, gdy
zrobił mu kiedyś awanturę za to, że nie poszedł na wybory. Wallander doszedł do
wniosku, że ojciec miał wówczas całkowita rację, bo przecież każdy nawet w minimalnym stopniu ma
wpływ na kształt świata, na to, co po nas zostanie, chociażby przez udział w
wyborach. I po tej konkluzji żałował nawet, że tą polityką nie interesował się
bardziej.
Wszystkie te
rozważania autorstwa Mankella są też moim zdaniem typowo męskie, może się mylę,
ale to mężczyźni emeryturę i pierwsze oznaki starzenia się odbierają jako
niemal koniec świata, a właściwie jako śmierć. Kobiety snują plany na ten czas i
wiedzą, że różne niedomagania organizmu i choroby , są w pewnym wieku
nieodłączną częścią życia. Może się mylę,
ale takie mam obserwacje, patrząc na różnych członków mojej rodziny i na znajomych
z pracy. Ale to już trochę za daleko odbiega od tematu książki.
Bałam się,
że „Niespokojny człowiek” może być
dołujący, zaczęłam go czytać tuż przed wyjazdem na urlop i nawet pomyślałam, że
wrócę do niego dopiero po powrocie. Na
wyjazd chciałam wziąć książki lekkie, a jak się okazało, ta , kryjąca się pod
płaszczykiem kryminału, była lekka
jedynie z pozoru . Ale pozostawienie jej
okazało się niemożliwe, bardzo szybko
wsiąkłam w akcję i książkę tą musiałam ze sobą zabrać .I wbrew pozorom nie była wcale dołująca.
6/6
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz