wtorek, 1 marca 2016

Evzen Bocek „Arystokratka w ukropie”

Okładka książki Arystokratka w ukropie           

 
„Arystokratka w ukropie”  to bez cienia wątpliwości arcyzabawna  książka i jedna z najśmieszniejszych, jakie kiedykolwiek czytałam. Pierwsza część, o której pisałam w marcu 2015r.  była gorsza, nie miałam wówczas zamiaru kupować części drugiej. Jak się okazało , część druga jest wyśmienita .

      Właściciele po odzyskaniu rodowego zamku w Czechach już się w nim zadomowili, przyzwyczaili nawet  do nowego życia i zatrudnili menedżerkę, która miała pomóc im zwabiać turystów i zarabiać jakieś pieniądze.  W tym właśnie tomie interes ten się rozkręca. O wszystkim opowiada , tak jak i poprzednio, córka Maria.  W tym tomie głównym tematem są turyści i różne śmieszne sytuacje z turystami .  Maria, czyli autor ma niewątpliwie dar obserwacji. Do tego nie moralizuje, nie popisuje się , nie udaje kogoś lepszego czy mądrzejszego, niż jest w rzeczywistości. Z dystansem opisuje różne scenki , które ewidentnie wskazują na porażającą chytrość i skąpstwo jej ojca. Poczucie humoru jest kwestią względną , jednego śmieszy to, drugiego tamto.  W tym tomie coś u mnie zaskoczyło, był rewelacyjny. Nie ma w nim już tego, co drażniło mnie w pierwszym tomie, nie ma żadnych scen, w których zwierzętom dzieje się krzywda, nie ma dowcipów z sikaniem i tego typu rzeczami.    

    Narratorka z dystansem opisuje i swą rodzinę i innych arystokratów, których udało jej się poznać. Okazuje się, jak można było przewidzieć, że nie są oni ani specjalnie mądrzy, ani nie mają innych pozytywnych cech, które wyróżniałyby ich od ogółu.  Poziomem wykształcenia czy życiową mądrością nie odbiegają od ogółu. Są za to w większości snobami. Według Bocka czeska arystokracja nie jest grupą szczególnie wartą poznania.

   Po tej lekturze nabrałam   apetytu na inne książki , nazwijmy to humorystyczne. Po zastanowieniu wygląda na to, że nie czytałam ich za wiele, w ogóle nie szukałam takiej lektury, przynajmniej ostatnimi czasy. Z ostatnio czytanych przypominam sobie „Nomen Omen” Marty Kisiel, o której pisałam w marcu 2015r. Pod względem humoru Bocek był jednak dla mnie dużo zabawniejszy.   Raz na jakiś czas wracam też do Chmielewskiej, najzabawniejszy dla mnie był chyba „Lesio”. Generalnie coś kiepsko to u mnie wygląda czytanie tego typu książek. A plusy są ewidentne. Podczas czytania „Arystokratki w ukropie” zapomniałam o całym świecie.

   Opisywanie tego, co jest w książce nie będzie w stanie oddać jej humoru, każdy musi sam się zorientować, czy mu odpowiada. Poza rozbawieniem zyskuje się też jeszcze pewną dawkę wiedzy o czeskiej arystokracji, o psychologii. Zaskoczeniem były dla mnie np. informacje o tym, że turyści są w stanie ukraść wszystko, kradną nawet papier toaletowy.   A autor, będąc kasztelanem na zamku, wie, o czym pisze. W książce nie ma polityki na całe szczęście.

   Część drugą można spokojnie czytać bez znajomości pierwszej. Na początku jest krótka informacja , kto jest kim, np. „Pan Spock – ogrodnik zamkowy, wyglądający jak pan Spock z serialu Star Treck. Muzyk i hipochondryk obawiający się raka, zawału, cukrzycy i Alzheimera, Parkinsona i łysienia, ponieważ na to wszystko chorował jego ojciec.”   Jest też krótko streszczone to, co działo się w części pierwszej.  
6/6

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz