piątek, 25 października 2024

Charlotte Bronte „Dziwne losy Jane Eyre”

 

        Z racji tego, że „Dziwne losy” są jedną z moich ulubionych książek, czytałam ją po raz bodajże trzeci, nawet pisałam już o niej. Za każdym razem jednak na wielkie dzieła patrzy się inaczej, mamy kolejne doświadczenia, jesteśmy dojrzalsi i mądrzejsi, na co innego zwracamy uwagę. 

Powieść czyta się świetnie, mimo znanej już treści i mimo że ma około 200 lat. Cały czas fascynujący jest mroczny klimat, w szczególności wielkie, pełne tajemnic i niebezpieczeństw, usytuowane na odludziu domostwo pracodawcy Jane, Rochestra. Jeśli ktoś nie zna treści, powinien przygotować się na zaskoczenia. 

Tak jak i poprzednio najbardziej zafascynowały mnie obserwacje psychologiczne. Jane nie ma nic wspólnego z bezmyślnym życiem i z podążaniem za utartymi schematami. Wiele czasu poświęcała na myślenie, na analizowanie tego, co się wokół niej dzieje. Będąc wyśmienitym obserwatorem była w stanie rozszyfrować ludzkie charaktery. Jak to robiła, na co zwracała uwagę, to wszystko jest opisane. Dzięki temu Jane miała w sobie wielką siłę i będąc na świecie całkiem samą była, a właściwie żyjąc w przeświadczeniu, że jest całkowicie sama,  była w stanie podjąć działania, które wymagały niewyobrażalnej odwagi i których chyba nikt inny nie zrealizowałby. Podczas czytania pojawia się pokusa, aby również zacząć żyć bardziej świadomie, w mniejszym pędzie, aby znaleźć czas na zastanowienie się i na przemyślenie pewnych rzeczy.  

Książka ta może być idealna na tzw. trudne czasy, Jane prawie całe życie miała pod górkę i niemal stale musiała walczyć z licznymi przeciwnościami losu. Było jej ciężko, a niekiedy nawet bardzo ciężko, starała się, o ile to tylko było możliwe, znaleźć koło siebie kogoś bliskiego, z kim byłoby już raźniej, mogła to być nawet koleżanka. Była też głęboko wierząca, co też pomagało w trudnej codzienności. Przemyślenia na różnego rodzaju tematy nie są rozwlekłe, nie przeszkadzają w lekturze, niekiedy wypowiada je narrator, kiedy indziej pojawiają się w rozmowach. Przydałoby się jednak nowe tłumaczenie, niektóre kwestie brzmią nieco archaicznie, np. Jane mówiąca do swojego ukochanego „Mój panie”, współcześnie takie zwroty są i irytujące i śmieszne. Nie przeszkadza to na szczęście w lekturze. 

    Odnośnie różnych tematów do rozważań, to pojawiła się np. kwestia zemsty. Autorka porównała ją do wina, początkowo picie go jest czymś fajnym, nastrój się poprawia, ale chce się pić coraz więcej. No i pojawia się wiadome niebezpieczeństwo, uzależnienie, po pewnym czasie już się nad piciem nie panuje. Gdy kogoś ogarnia szał zemsty i pielęgnuje w sobie to uczucie, nadchodzi moment, gdy również przestaje się nad nim panować, człowiek staje się niewolnikiem zemsty. Obserwowałam to zjawisko w zwykłym życiu, znam takie osoby, zostały w pracy bardzo niesprawiedliwie potraktowane, wyrzucone i dla wielu takich osób od dobrych kilku lat nic innego poza zemstą się już nie liczy.   

    Mowa jest np. o przyjaźni i bliskich relacjach między ludźmi. Jane przez wiele lat miała bardzo ograniczone kontakty towarzyskie, skazana była po prostu na te osoby, które były w pobliżu, była oczywiście w stanie docenić ich zalety, widziała również wady, ale miała świadomość, że tak naprawdę z tymi osobami ma niewiele wspólnego. Była samotna. Gdy w końcu sytuacja się zmieniła i poznała swoje kuzynki, stałą się szczęśliwa, bo szybka się zorientowała, że łączy je taki sam system wartości, podobny poziom intelektualny, zainteresowania. Poza tym mogła z nimi po prostu szczerze rozmawiać niemal o wszystkim. Stała się szczęśliwa. To uczucie, gdy ma się kontakt z kimś choć trochę podobnym, jest rewelacyjne i każdy chyba je zna, jest to przeciwieństwo kontaktów na siłę, lub takich wynikających np. z tylko pracy. Są też świetne opisy relacji z kuzynem, który był wyjątkowo prawnym człowiekiem, ale jego osobowość była tak silna, że działając w dobrej wierze narzucał innym, a w szczególności Jane swoje zdanie. Ciężko było czuć się w jego towarzystwie dobrze.  

    „Dziwne losy” z tym mrocznym klimatem i tajemnicą są idealne na jesień. 

10/10




piątek, 18 października 2024

Szczepan Twardoch „Powiedzmy że Piontek” – audiobook, czyta Szczepan Twardoch i Borys Szyc

 

        Kiedy ma się ulubionego autora i czyta się niemal wszystko, co on napisze, trzeba niestety liczyć się z tym, że nie każda napisana przez niego pozycja będzie udana. Ta właśnie jest chyba najsłabsza.

Zapowiadało się całkiem nieźle, bo Twardoch na samym początku opisał  emerytowanego górnika, który pozornie ma udane życie. Ma żonę, dzieci, wnuki, niezłą emeryturę, nie wiadomo nic o tym, aby miał jakieś poważne problemy zdrowotne. Ale okazało się, że całe życie nosi on w sobie niespełnione marzenie o żeglowaniu i to na morzu. Nigdy nie robił nic w tym kierunku, aby to marzenie spełnić, a bo to nie było czasu, a bo praca, a bo dzieci, a bo nikt w otoczeniu nie zajmował się takimi „fanaberiami”,  itp. itd. Nasz górnik nauczył się żyć w takim niespełnieniu, w kołowrocie, dom, praca, dzieci, ale w pewnym momencie się ocknął. I ten początek książki był naprawdę frapujący.  

Potem nagle pojawia się inny bohater, w zupełnie innym czasie, w innym miejscu, a mianowicie w Afryce, wiele, wiele lat wcześniej, jest żołnierzem. I również ma niespełnione marzenie o żeglowaniu. Przy nim pojawia się dziwna, niewidzialna postać, która wie, co było, co jest i co będzie, wie nawet, jak rozegrałyby się alternatywne historie życia tego żołnierza. Fascynujące były tutaj spostrzeżenia na temat chociażby przypadku czy przeznaczenia w życiu człowieka. Nasz żołnierz z przyczyn niezależnych od niego, nie brał udziału w bitwie przeciwko rdzennej ludności afrykańskiej, podczas której doszło do ludobójstwa. Kilka lat później gdy wpadł w ręce autochtonów, fakt ten, że nie uczestniczył w tej wcześniejszej bitwie, uratował mu życie.  Zapowiadało się więc coraz lepiej.  

A potem audiobooka słuchało się coraz gorzej. Pojawiła się kolejna postać, która nie wiadomo do końca, kim była. Ten bohater sam nie wiedział, kim jest, raz patrzył na kogoś innego, potem jakby tym kimś innym się stał. Dla mnie to  był bełkot. Książka stał się nudna, przewidywalna i gdyby nie to, że jest krótka, to chyba przerwałabym słuchanie przed zakończeniem. 

6/10    


czwartek, 17 października 2024

Lilian Jackson Braun „Kot, który miał 60 wąsów”

 

           Przedostatni tom serii wydany został po raz pierwszy, gdy autorka miała już 94 lata, u nas rok później. Jest to bardzo imponujące, bo najprawdopodobniej chyba właśnie w tym wieku ten tom napisała. Dożyła 98 lat. Sadząc po jej spuściźnie literackiej, gdzie opisuje w większości ludzi szczęśliwych, sama również była szczęśliwa. 

30 tomów serii z Qwillem i jego kotami Koko i Yum Yum, to jednocześnie kryminały i właśnie opowieści o tym, jak być człowiekiem spełnionym szczęśliwym. Nie wszyscy oczywiście byli szczęśliwi całe życie, każdy ma lepszy i gorszy czas. Ale nawet po różnych dramatach i klęskach ludzie ci potrafili się podnosić. O dziwo, wielu mieszkańców miasteczka, opisywanego przez   Lilian Jackson Braun dożywało sędziwego wieku w bardzo dobrym zdrowiu. Nie każdy jednak prowadził tzw. zdrowy tryb życia, nie każdy dbał należycie o dietę czy o ruch fizyczny. Wyglądało to tak, jakby jednak psychika i nastawienie do życia były najważniejsze i jakby to one wpływały na stan zdrowia. Jestem przekonana, że pisarka opisując swoich bohaterów, czerpała po prostu z życia, miała pierwowzory  w realu. I że rzeczywiście tak po prostu było. 

A jaka jest recepta Lilian Jackson Braun na udane życie?  Satysfakcjonujące relacje międzyludzkie z pewnością mają tu kluczowe znaczenie. Jedni bardzo lubią towarzystwo i cały czas muszą otaczać się dużym gronem rodziny, czy znajomych, inni wręcz przeciwnie. Wystarcza im bardzo mała ilość kontaktów. Wspólnym mianownikiem jest to, że te ich potrzeby towarzyskie są zaspokojone. Ludzie ci mają pasje i tu również nie ma żadnej reguły, co może być taką pasją. Jest coś, co lubią robić i czerpią z tego satysfakcję. U Qwilla było to pisanie, całe  życie był dziennikarzem, były to też książki, koty i rower. Czytanie książek jest jednym z ulubionych zajęć wielu opisywanych postaci. A o tym, jakie szczęście daje kot w domu, wiedzą doskonale kociarze. U Lilian Jackson Braun również olbrzymia część mieszkańców Pickax to fascynaci kotów. Poza tym opisywane osoby są pożyteczne dla ogółu. Wielu z nich to wolontariusze, angażujący się w różne lokalne inicjatywny, wspierający np. lokalną bibliotekę, potem księgarnię. Są też w dużej mierze indywidualistami, niekiedy nawet i ekscentrykami, są sobą i nikogo nie udają. 

W związku z tym, że  z całej serii pozostał mi jeszcze do przeczytania tylko ostatni tom, zacznę je czytać ponownie. 

8/10    


    




czwartek, 3 października 2024

Stephen King "Sklepik z marzeniami" - audiobook, czyta Leszek Filipowicz

 

Sklepik z marzeniami
    "Sklepik" to idealny przykład na to, jak bardzo świetna myśl przewodnia, przesłanie powieści, o którym nie da się zapomnieć i nie można go nie zauważyć,  może rozmijać się z formą, w jakiej powieść ta została napisana. Książka w szczególności do połowy jest zbyt rozwlekła, wieje z niej nudą, słuchanie audiobooka z pewnością było prostsze, niż czytanie. Zanim wydarzenia się tak naprawdę rozkręciły, kilkakrotnie miałam zamiar zrezygnować. Finalnie jednak było warto i to bez cienia wątpliwości.  Co oczywiste, skoro jest Stephen King, muszą być elementy nadprzyrodzone. 
    Do małego amerykańskiego miasteczka przybył sprzedawca, otworzył sklep i za pół darmo oferował do sprzedaży takie przedmioty, o których ktoś marzył i nawet nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie mógł coś takiego nabyć. Niekiedy oferował nie tylko przedmioty, ale coś niematerialnego, np. pozbycie się fizycznego bólu. Ludzie płacili za to przysłowiowe grosze, ale musieli też dodatkowo zrobić coś, co sprzedawca określał jako zrobienie komuś psikusa. On decydował, na czym to miało polegać. Te psikusy to były po prostu złe czyny, jedne wydawały się mniej złe, jak np. zniszczenie komuś prania, inne wyglądały dużo groźniej, np. podrzucenie komuś zdjęcia, sugerującego romans partnera z kimś innym. Konsekwencje tych czynów były finalnie katastrofalne. Ludzie których to zło spotkało, z reguły uznawali za sprawców niewłaściwe osoby i usiłowali się na nich zemścić. Ktoś zaczął mieć poczucie winy i zaczął rozważać samobójstwo. Spirala zła się rozkręcała coraz bardziej. 
    Doskonale to obrazuje, jak bardzo zło rezonuje, jak nawet nie do końca świadomie można doprowadzić bezmyślnością, głupotą czy zachłannością do nieobliczalnych wręcz konsekwencji. Pozornie drobne zło może skutkować nawet czyjąś śmiercią, czy zniszczeniem życia. 
    Stephen King pokazał też, że tak duże  zło wyrządzają tzw. normalni ludzie, a nie zwyrodnialcy, przynajmniej w przeważającej większości wypadków. I co gorsze, pobudki jakimi ktoś się kierował, wcale nie musiały być takie tragiczne. Przykładowo jedna z bohaterek cierpiała na ostrą postać artretyzmu i straszliwie bolały ją dłonie. Ból był tak straszny, że rozważała nawet amputację dłoni, a choroba ta była przewlekła. Z powodu tego bólu była na granicy poczytalności i była w stanie zrobić niemal wszystko, aby to ustało. Gdy dostała propozycję "zrobienia psikusa" w zamian za pobycie się bólu, nawet się za wiele nie zastanawiała. 
    Inny bohater był około 50 tki, był totalnym przegrywem, alkoholikiem, prawdopodobnie w depresji, jego życie było ruiną. W sklepie zobaczył przedmiot, który podobał mu się strasznie w czasach młodości. W ataku desperacji pomyślał, że gdy go zakupi, może los się odwróci, że choć przez chwilę stanie się dawnym sobą i wszystko jeszcze stanie się możliwe. 
    "Sklepik" przypomina trochę moralitet, chociaż w ogóle nie ma tu mowy o jakimkolwiek bezpośrednim moralizatorstwie. Ale King pokazał, że wszyscy jesteśmy zdolni do czynienia zła i je czynimy, a konsekwencje tego zła są obecne przez starsznie długi czas, bo rodzi ono kolejne zło, a ono kolejne itd.  I że warto zastanowić się nad sobą w tym właśnie kontekście. 
8/10