Kocham morze, czytałam książki o okrętach podwodnych, ale o okrętach, tworzących w czasie II wojny konwój, dotąd nie czytałam niczego. Autor chociaż zasłynął jako pisarz, w czasie wojny był marynarzem, tak więc tematyka, o której jest ta książka jest mu znana. Powieść opowiada o fikcyjnym konwoju, ale z racji doświadczenia autora, to co opisał, nie jest wymysłem, tylko w pewnych fragmentach z pewnością się wydarzyło.
Z lektury można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, w tym o tym, jak wyglądała służba na dalekiej północy, w Arktyce. Jest też mowa o ludzkich postawach w sytuacjach skrajnie trudnych. Ludzie inaczej zachowują się w normalnych warunkach, kilku marynarzy wznieciło przed odpłynięciem okrętu bunt, za co groził im sąd wojenny. Wyższe dowództwo patrzyło na nich jak na osoby, które do niczego się nadają, jak na kogoś beznadziejnego pod każdym względem. Ale jak się okazało, w warunkach bojowych byli rewelacyjni. Albo inny przykład. W trakcie zadania załoga była wycieńczona w stopniu skrajnym, warunki pogodowe były ekstremalne, zagrożenie ze strony Niemców olbrzymie, konwój był permanentnie atakowany, każdego dnia któryś z okrętów z konwoju szedł na dno. Wydawało się, że marynarze to chodzące trupy, ale nawet w takim stanie oni dawali z siebie wszystko i liczenie przez Niemców na to, że w takiej sytuacji bez problemu zlikwidują konwój, okazało się tylko marzeniem. MacLean zwrócił też uwagę na siłę charakteru. O tym czy ktoś przeżyje, decydował w dużej mierze przypadek, liczyło się więc szczęście. Ale poza tym ogromne znaczenie miała też właśnie wewnętrzna siła, dzięki której ludzie się nie poddawali, pamiętali o wszystkim, o czym trzeba, np. o drobiazgach aby ubrać rękawiczki, bo gdy się o tym zapomni, momentalnie pojawiają się odmrożenia. Albo z poważniejszych już rzeczy, o tym, że trzeba zachowywać zimną krew, gdy np. pojawia się niemiecki samolot, trzeba natychmiast albo się ukryć, albo otworzyć ogień, w zależności od zadań, jakie miał dany marynarz.
Mimo to i mimo, że czyta Krzysztof Gosztyła, książka była dla mnie rozczarowaniem. Jest niej wiele dłużyzn, a akcja toczy się według schematu, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej, pogoda koszmarna, Niemcy atakują. Wydarzenia opisywane są tylko z punktu widzenia marynarzy z tytułowego Ulissesa, co jest nużące. Znacznie ciekawiej byłoby, gdyby były jeszcze dodatkowe wątki, np. gdzieś na lądzie, wśród generalicji lub u rodzin członków załogi. Może te niedostatki wynikają z tgo, że jest to pierwsza powieść autora.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz