poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Tove Jansson „Pamiętniki Tatusia Muminka”

 

               Gdy książka lub cokolwiek innego, co się nam podobało, się kończy, często pojawia się lekki smutek, że to już koniec. W tym przypadku autorka zakończyła tekst tak, że lepiej już nie można.  „Na wschodzie niebo jaśniało w oczekiwaniu na słońce, gotowe lada chwila wyjrzeć na świat, za kilka minut noc miała ustąpić i wszystko mogło się znów zacząć od początku. Otwierały się nowe Niewiarygodne Możliwości, nastawał nowy dzień, w którym wszystko się może zdarzyć, jeżeli tylko ktoś nie ma nic przeciwko temu”. 

     Muminki zawsze napawają optymizmem. Ten tom jest odmienny od reszty, bo jest on właściwie jedną wielką retrospekcją, w której Tatuś Muminka pisząc pamiętnik, wspomina swoją młodość. Wspominanie młodości i jej idealizowanie jest domeną starszych osób, którzy jednocześnie tej rzekomo wyłącznie wspaniałej młodości przeciwstawiają rzekomo beznadziejną teraźniejszość. 

Tatuś Muminka jest kimś wyjątkowym i podszedł do tych wspominków nieco inaczej. Czuje pewien żal, że nie wszystko jest już możliwe, ale wspomina, bo chce przekazać pewne doświadczenia innym osobom, chce też znowu poczuć przy sobie obecność dawnych przyjaciół, a przy okazji  doskonale się przy tym bawi. Nie narzeka jednak na to, co dzieje się współcześnie, z obecnego etapu życia jest równie zadowolony, jak i z poprzedniego. Ten tom jest dla mnie w dużej mierze o dojrzewaniu, ale nie w sensie takim, że dziecko staje się dorosłym, tylko o mądrzeniu, o nabywaniu doświadczeń, które winny spowodować, że na każdym etapie nasze życie może być sensowne i że można czerpać z niego radość, nawet i z trudnych doznań. Jest w tekście takie zdanie, że gdy człowiek jest bardzo młody, ma przed sobą niemal nieograniczone możliwości, a potem te możliwości się kurczą. Tutaj jest to pokazane jako naturalny proces, w trakcie którego mino wyczerpywania się tych możliwości, można czerpać radość z wielu rzeczy. 

Jest to też tomik właśnie o przyjaźni, bo Tove Jansson pokazuje, jak Tatuś Muminka nawiązywał nowe przyjaźnie i jak to się działo, że finalnie te przyjaźnie okazywały się trwałe. Wreszcie jest pokazane, jak Tatuś Muminka poznał Mamusię Muminka. Tutaj też ukazane są niemal wszystkie postacie z wszystkich części Muminków, można się dowiedzieć, skąd się one w ogóle wzięły. 

    W tym tomie również ukazują się najbardziej tajemnicze z muminkowych postaci: Hatifnatowie. „napędzani własna elektrycznością, którą niektórzy nazywają tęsknotą lub niepokojem” i którzy „wciąż gonią i gonią, taki w nich niepokój”, „chcą dotrzeć do horyzontu”, cały czas są w drodze. Chyba każdy w większym lub mniejszym stopniu przynajmniej raz na jakiś czas ma w sobie coś z Hatifnata, nawet jeżeli ktoś jest domatorem. Są oni wielką tajemnicą i zbyt wiele nie można się o nich z lektury dowiedzieć. Może po prostu trzeba zastanowić się nad sobą, co i dlaczego nas tak gdzieś gna i gna, nawet gdy nie dzieje się to w realu, tylko w głowie. Można pomyśleć, dlaczego nie raz zobaczywszy jakiś krajobraz chcielibyśmy się w nim zanurzyć i iść przed siebie. 

    Jest to tom lekko nostalgiczny, refleksyjny dla mnie jakby nieco jesienny. 

8/10


wtorek, 20 sierpnia 2024

Michał Korkosz „Rozkoszne. Wegetariańska uczta z polskimi smakami”

 

            Michał Korkosz wybrał co ciekawsze, tradycyjne, ale bezmięsne polskie dania i „dodał im pazura”, nieco modyfikując i lekko unowocześniając przepis. Jak sam pisze, jedzenie wspaniałych potraw to nie tylko uczta dla ciała, ale i dla ducha, a ja w pełni się z nim zgadzam. Książka powstała po coś, to nie tylko zbiór przepisów. To przypomnienie, a dla niektórych osób, np. obcokrajowców, wręcz zaprezentowanie  tradycyjnych polskich potraw w sytuacji, gdy są one jakby spychane na dalszy plan wobec zainteresowania innymi kuchniami świata. To smaki, jakie chyba każdy zna z dzieciństwa i dodanie im trochę nowego życia. Autor wygrał we wszystkich kategoriach amerykański konkurs na najlepszego bloga kulinarnego i na zamówienie amerykańskiego wydawnictwa wydał tam książkę kulinarną. „Rozkoszne. Wegetariańska uczta z polskimi smakami” to właśnie polska wersja tej książki.  

        Zdjęcia potraw są wyjątkowo piękne, wręcz artystyczne, patrzenie na nie jest prawdziwą przyjemnością, książka przypomina małe dzieło sztuki. Świetnie dobrane są talerze, obrusy i in. tego typu niezbędne przedmioty. Wybrane są wszystkie rodzaje dań wegetariańskich, dania śniadaniowe, zupy, dania główne, sałatki, dania mączne, ciasta.

            Zgodnie z wskazówką autora, przeczytałam książkę od początku do końca, jedno ciasto z książkowego przepisu upiekła koleżanka, było pyszne, ja zrobiłam jedno danie główne, też było znakomite. Przeczytanie książki od A do Z miało ten skutek, że zorientowałam się, że przepisy wcale nie są trudne, że wszystko jest wytłumaczone, co i jak robić. Opis każdego danie poprzedzony jest kilkuzdaniowym wprowadzeniem, np. nawiązaniem do tradycji rodzinnego domu, albo do czegoś nowego w potrawie itp. Myślę, że osoba nieumiejąca w ogóle gotować przy odrobinie dobrych chęci, będzie  w stanie sobie poradzić.  

8/10




 


piątek, 16 sierpnia 2024

Paul Scarton „Duchy Bałtyku. Podróże wzdłuż niemieckiego wybrzeża”

 

    Scarton napisał książkę bez jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego, poprawną i nudną.  Są osoby, które będąc zafascynowane pewnymi miejscami, potrafią o nich pisać z miłością. Ta fascynacja może się nawet udzielać czytelnikowi, bo jedzie on właśnie w te miejsca, w których był autor, aby  poczuć i zobaczyć to samo. Nasze morze kochał niewątpliwie Stefan Żeromski i gdy się czyta „Wiatr od morza”, to się tą miłość czuje. Czytając „Cień wiatru” Zafona, ma się ochotę pojechać do Barcelony. Ostatnio  Sławek Gortych jest w stanie oczarować czytelnika Karkonoszami, po lekturze trzech tomów karkonoskiego cyklu, pojechałam tam po kilkunastu latach od ostatniego pobytu. Można też pisać w sposób porywający nie tylko o miejscach, można pisać o muzyce, sztuce, innych zjawiskach. Gdy autor potrafi czymś zauroczyć, wiele można mu wybaczyć, tego rodzaju książki zupełnie inaczej się ocenia, robi się to właśnie przez pryzmat emocji. Jako fascynatka Bałtyku myślałam, że „Duchy Bałtyku” będą tego rodzaju opowieścią, porywającą. Było dokładnie odwrotnie. 

        Jeśli ktoś zna podstawowe fakty historyczne, to o historii niczego się z niej nie dowie. Wspomniane jest m. in. zatopienie „Wilhelma Gustolfa”, wyrzutnie rakiet  V2, socjalizm. Fakt, że w Niemczech nad Bałtykiem mieszkają osoby, które były współpracownikami STASI, może zaskoczyć i zainteresować chyba tylko zachodniego czytelnika, który o historii nie ma zielonego pojęcia. 

    Rozczarowujące mocno są nawiązania do literatury, w tym kontekście wspomniany jest głównie Gunter Grass, ale Tomasz Mann i „Buddenbrokowie”.  Twórców piszących na tematy związane z Bałtykiem było zdecydowanie więcej.  

        Wspomniany jest także niemiecki artysta malarz Caspar Friedrich, związany z bałtycką wyspą Rugią. Rzeczywiście malował on niesamowite obrazy, w tym również obrazy Morza Bałtyckiego.  Za najwspanialszy, jakby nie z tego świata, uważam jego obraz „Mnich nad brzegiem morza”. Tutaj i na innych płótnach zawsze najważniejszy jest krajobraz.  Postacie, o ile w ogóle są, namalowane są tyłem, oglądający obraz może mieć wrażenie, że to właśnie on jest tą postacią z obrazu i to on  kontempluje widok. P. Scarton przytacza na temat Friedricha same suche fakty, ale i tak dla mnie była to najciekawsza część książki. 

6/10



poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Taylor Jenkins Reid "Malibu płonie"

 

        Książka jest nie tylko dobrem czytadłem, owszem, bardzo mocno wciąga czytelnika i ciężko jest się od niej oderwać, ale wcale nie jest głupia. Co nieco można się z niej dowiedzieć. 

    Wydarzenia rozgrywają się głównie w rodzinie topowego, bajecznie bogatego piosenkarza. Jest taka grupa osób, która zazdrości różnym gwiazdom Hollywood ich życia. Tutaj pokazana jest głównie odwrotna strona medalu, czyli to co naprawdę nie jest fajne, jest wręcz koszmarne. Każdy wie, że życiu znacznej części artystów, szczególnie chyba amerykańskich, tych właśnie z Hollywood, towarzyszą narkotyki, alkohol, permanentne zmiany partnerów, różne wzloty i upadki. Książka pokazuje w lekkiej formie m. in. to, jak się żyje z kimś takim na co dzień. Otóż to co najwartościowsze w artystach, jest w ich dziełach i z tego korzystać może każdy, słuchając ich muzyki czy np. oglądając filmy z udziałem konkretnego aktora. Życie natomiast z takimi osobami jest często piekłem, a najbardziej na tym cierpią dzieci. Nie jest to oczywiście jakimś odkryciem, ale tutaj pokazane jest wyjątkowo sugestywnie.  

        Autorka też świetnie uchwyciła, jak z pokolenia na pokolenie przekazywane są, oczywiście bezwiednie, autodestrukcyjne zachowania.  Jak córka widziała tysiące razy matkę, której było ciężko i która sięgała po alkohol. Gdy córka dorosła i też było jej bardzo ciężko, przypominała jej się matka, również sięgnęła po alkohol i też zrobiło się jej lżej, na krótki czas oczywiście. Widać podczas lektury, jak strasznie ciężko jest nie powielać różnych destrukcyjnych schematów.

        Jest też pokazane niesamowite hobby, właściwie pasja, surfowanie. Każdy kto ma jakąkolwiek pasję, wie, że gdy nawet ma się problemy, gdy jest się w złym humorze, a sięgnie się po to, co kogoś  fascynuje, to wszystko staje się prostsze i jest po prostu lepiej. 

        W powieści jest oczywiście zdecydowanie więcej innych wątków, nie ma monotonii, a zakończenie jest naprawdę, ale to naprawdę zaskakujące. 

   7/10

 



piątek, 9 sierpnia 2024

Andrzej Nowak „Dzieje Polski do 1202. Skąd nasz ród” Tom I – audiobook, czyta Maciej Gąsiorek

 

    Prof. Andrzej Nowak znany jest ze swoich mocno prawicowych poglądów, w tym z bardzo dużego zaangażowania religijnego. Dorobek naukowy ma spory, wykładał na wielu uczelniach, w tym nawet na Harvardzie.  Można więc było się spodziewać, że jego spojrzenie na historię Polski będzie nieco inne, niż większości historyków. 

    Rzeczywiście spojrzenie prof. Nowaka na historię jest unikalne i bez względu na to, w jakim zakresie czytelnik się z nim zgadza, jest warte poznania, bo rozszerza horyzonty. Książka nie jest tylko suchym odtworzeniem faktów. Autor nie ucieka od subiektywizmu, ocenia, co jego zdaniem było dobre, co złe. Niekiedy też rozważa wersje alternatywne historii, np. co by było gdybyśmy przyjęli chrzest nie od Czechów, tylko od innego państwa w obrządku prawosławnym. Oczywiście formalnego rozłamu w Kościele w opisywanym okresie jeszcze nie było, ale różnice już były rozrysowane. W tej sytuacji nie mielibyśmy alfabetu łacińskiego, tylko cyrylicę itd., itp., ciążylibyśmy bardziej ku Wschodowi niż Zachodowi Europy. I miałoby to niewątpliwie gigantyczny wpływ na naszą pozycję na arenie międzynarodowej, inaczej kształtowałaby się nasza kultura itd. Całe nasze dzieje ukształtowałyby się inaczej. 

    Niektórym zagadnieniom autor przypisał  wielką wagę i poświęca im sporo miejsca, innym  mniej. Sporo jest analogii do różnych przyszłych wydarzeń dziejowych, np. zagrożenie ze wschodu i zachodu. Niektóre z kolei wydarzenia prof. Nowak wydobył z zapomnienia, opisał np. potop czeski z 1038r., kiedy to książę Brzetysław najechał na nasze ziemie, spustoszył straszliwie Wielkopolskę, zajął Śląsk i przyłączył go do Czech. Niekiedy autor snuje refleksje nad długofalowymi skutkami pewnych wydarzeń. Przykładowo zastanowił się, jaki był sens licznych wojen o Śląsk, zdaniem niektórych historyków, można było sobie to odpuścić. On wskazał na to, że dzięki odbijaniu Śląska i osadzaniu tam polskich książąt, bez względu na późniejsze koleje losu, w wielu tych księstwach przez pokolenia kultywowana była polskość. I to właśnie pozwoliło w konsekwencji na to, że przez wieki nie zginęła tam ani polska mowa ani polska kultura i Śląsk finalnie, albo przynajmniej na razie mógł stać się w pewnym stopniu polski. Gdyby pamięć o Śląsku zaginęła, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę nikt o niego by nie walczył. 

    Co też charakterystyczne, gdy autor ocenia pewne wydarzenia i wskazuje, że długofalowe ich skutki były fatalne, bardzo rozważnie analizuje, czy w tamtym czasie przy ówczesnym sanie wiedzy tego rodzaju skutki można było w ogóle przewidzieć. Tak było np. z podziałem Polski na dzielnice, tego rodzaju posunięcia dotyczyły większość państw europejskich. I w tamtym czasie takie decyzje wydawały się bardzo sensowne. Bolesław Krzywousty wiele lat walczył o  władzę ze swoim bratem Zbigniewem, szły na to olbrzymie siły i środki. Dzieląc Polskę na dzielnice wychodził z założenia, że zapobiegnie to walkom bratobójczym.   

W książce tej mocno uwzględniona jest rola kościoła i duchowieństwa, podkreślony jest jej pozytywny w tamtym czasie wpływ na dzieje, na rozwój oświaty i kultury. Obecnie w dobie wielu afer z udziałem księży, w tym wobec popełnianych zbrodni pedofilii, rzadko mówi się o Kościele obiektywnie, nawet w kontekście historycznym. A Kościół przecież ma swoje niewątpliwe zasługi. W tamtym czasie nie było oczywiście państwowego szkolnictwa, ośrodkami intelektualnymi, w których oświata mogła się rozwijać, stawały się powoli zakony, gromadzone były tam pierwsze dzieła sztuki, same budynki sakralne były też jednym wielkim dziełem sztuki. Tutaj oczywiście obserwujemy zaledwie początki tego procesu. Mimo że kwestie Kościoła omawiane są szeroko, nie zauważyłam w tym względzie krytycyzmu.

Świetnym pomysłem są liczne nawiązywanie do literatury. W późniejszych okresach czasu powstało przecież sporo utworów, nawiązujących do wydarzeń średniowiecznych. Przykładowo w balladzie „Lilie” Mickiewicz nawiązuje bezpośrednio czasów króla Bolesława Śmiałego i do słynnej wyprawy na Ruś. Morderczyni z ballady mówi:

 ”Mąż z królem Bolesławem 

Poszedł na Kijowiany.

Lato za latem bieży

Nie masz go z bojowiska,

Ja młoda wśród młodzieży,

A droga cnoty śliska”.

  Wyprawa na Kijów stała się jednym z powodów konfliktu króla Bolesława z biskupem Stanisławem, co zakończyło się zabiciem biskupa.  

Minusem jest lektor, czyta nienaturalnie, przez długi czas mnie drażnił, niekiedy moduluje głos, jakby coś mówił do dziecka albo do kogoś, kto nie rozumie, co się do niego mówi.

8/10 

    


piątek, 2 sierpnia 2024

Paul Begg „Kuba Rozpruwacz”

 

        Umieszczenie książki o Kubie Rozpruwaczu, o którym niewiele wiadomo, w serii  biografii słynnych ludzi było sporym wyzwaniem. Gdyby nie to, że książka napisana jest bardzo nieprzystępnym językiem i zawiera mnóstwo niepotrzebnych szczegółów na tematy z Rozpruwaczem niezwiązane, byłoby to przedsięwzięcie udane. Jest to właściwie monografia, jest cały rozdział o historii Londynu, inny o protestach robotniczych, kolejny o policji itp. Czyta się bardzo, ale to bardzo ciężko. Nikt mnie nie przekona, że do zrozumienia historii Kuby Rozpruwacza, niezbędne jest np. poznanie życiorysów policjantów, zajmujących się tą sprawą albo historii ruchu robotniczego i życiorysów robotników.  

        Intencją autora, słuszną skądinąd, było maksymalne przybliżenie tła zbrodni, naświetlenie wszystkich jej aspektów. Gdyby Paul Begg nie przedobrzył w szczegółach i szczególikach, byłoby świetnie. „Kuba Rozpruwacz” jest książką, która pozornie tylko dotyczy tematu sensacyjnego, rodem z Pudelka, Plotka  i podobnych platform. W rzeczywistości pokazuje ona Londyn z końca XIX wieku w takim aspekcie, w jakim nikt chyba go jeszcze nie pokazał, nie dotyczy to tylko topografii, ale obyczajowości, życia całej masy ludzi, w tym skrajnych biedaków ze slumsów, skorumpowanej policji. Dość szczegółowo wskazane jest nawet, jak wyglądały gazety przed zbrodniami, a jak później i jak wielki wpływa na prasę miały sprawa Kuby Rozpruwacza.  To jest tak, że gdy się słyszy hasła książę Karol i Diana, to automatycznie nasuwają się skojarzenia z plotkami i romansami. Tymczasem można te postacie pokazać również w zupełnie innym kontekście, jak chociażby w serialu „The Crown”. „Kuba Rozpruwacz” pokazuje tak szeroki kontekst, że pod tym względem przypomina właśnie „The Crown”. 

        Najbardziej szokujące dla mnie były opisy niewyobrażalnej biedy, jaka panowała w ówczesnej londyńskiej dzielnicy slumsów, na East Endzie, czyli tam, gdzie mordował Kuba Rozpruwacz. Znaczna część osób nie miała swojego mieszkania, o tym aby ci ludzie coś wynajmowali, nie było mowy. Byli po prostu bezdomni. Nocowali albo na ulicy, albo w popularnych noclegowniach, gdzie za każdą noc trzeba było płacić. Socjalu nie było żadnego. Jeśli ktoś nie był w stanie zdobyć pieniędzy, mógł żebrać. Ich garderoba sprowadzała się do ubrań, które mieli na sobie. Jedna z zabitych prostytutek, Mary Kelly, jako młoda dziewczyna funkcjonowała całkiem normalnie, wyszła za mąż, utrzymywał ją małżonek. Mąż jednak, będący robotnikiem, zginął w wypadku, ona wówczas została bez jakichkolwiek środków do życia. Nie miała żadnego wykształcenia, ani żadnych umiejętności, dzięki którym mogłaby zarabiać. Zaczęła więc zarabiać na ulicy.  

        Los takich ludzi nikogo nie obchodził, nie interesował się nimi ani kościół, ani państwo. Gdy przypadkowy przechodzień poinformował napotkanego policjanta, że nieopodal leżą zwłoki zamordowanej kobiety, jak się później okazało, jednej z pierwszych ofiar Kuby Rozpruwacza, policjant powiedział mu, że nie ma czasu tym zajmować, bo ma inne zadania. Sytuacja zmieniła się dopiero wówczas, gdy sprawa została nagłośniona.  

        Równie szokujące były dla mnie hipotezy na temat tego, kto mógł być Kubą Rozpruwaczem. Szokujące pod tym względem, że nie było żadnych dowodów na nikogo, mimo że w sprawę zaangażowana była cała londyńska policja. Gdzieś wcześniej obiło mi się o uszy, że na liście podejrzanych był członek rodziny królewskiej, książę Albert. Autor potwierdził, iż rzeczywiście krążyły takie plotki. Istniała teoria spiskowa na ten temat, która jest zaprezentowana, jak dla mnie zupełnie nieprzekonująca. Policja miała listę trzech osób, które uznała za najbardziej podejrzane. Dowody, które mogłyby świadczyć przeciwko którejkolwiek z nich, były żadne. Jeden z tych podejrzanych popełnił samobójstwo, topiąc się  Tamizie. Zostawił list, z którego wynikało, że mógł zrobić śs strasznego. I to jest jedyny „dowód”, połączony z tym, że po tym zgonie zbrodnie ustały. Drugi podejrzany cierpiał na poważnej schorzenia psychiczne, nie znosił prostytutek, a rodzina uważała, że za zbrodniami stoi właśnie on. Został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym i od czasu tego zamknięcia, również zbrodnie ustały. Na trzeciego podejrzanego nie było już jakichkolwiek dowodów. Mordercą mógł być ktoś zupełnie inny, po zbrodniach mógł nawet wyjechać za granicę.

7/10