Marias to
jeden moich ulubionych pisarzy
współczesnych. Pisałam o jego trylogii
pt. „Twoja twarz jutro” i o
„Sercu tak białym”. W jego przypadku jestem absolutnie przekonana o tym,
że zasługuje na Nobla. Mam wszystkie wydane u nas jego książki, nie wszystkie
jeszcze przeczytałam. Chcę mieć świadomość, że jeszcze coś mam, że zawsze ta
przyjemność czytania jego dzieł jest przede mną. Wiem, że mogę czytać coś po
raz drugi, z pewnością tak będę robić. Ale przyjemność czytania czegoś po raz
pierwszy jest wyjątkowa. Może on cały czas tworzyć, ale też nigdy nie wiadomo,
czy określona książka zostanie przetłumaczona na j. polski i czy będzie wydana.
I nie śpieszę się z przeczytaniem wszystkiego, co napisał. Nie chcę się powtarzać i pisać o tym, że jest
fenomenalnym obserwatorem ludzkich zachowań. Skupię się wyłącznie na tej
konkretnej książce.
Opowieść
snuta jest przez narratorkę, Marię, lat ok. 35, zatrudnioną w wydawnictwie,
publikującym literaturę współczesną. Opisywane wydarzenia rozgrywają się na
przestrzeni około dwóch lat. Maria miała zwyczaj jadania śniadania w jednej z
restauracji w drodze do pracy. Zauważyła, że w tej samej restauracji śniadania
jada też małżeństwo, które nazwała w myślach „idealną parą”. Para ta, będąca w
średnim wieku i mająca dwoje dzieci, była wyjątkowo dobrana. Mężczyzna i
kobieta w dalszym ciągu byli w sobie zakochani, widać było, że lubili ze sobą przebywać
i lubili ze sobą rozmawiać. Maria lubiła ich obserwować, bo spoglądanie na
szczęśliwych ludzi, których przecież tak dużo nie jest, wprawiało ją w dobry nastrój. W pewnym
momencie okazało się, że para przestała się pojawiać na śniadaniach, kelnerzy nie
byli w stanie powiedzieć, dlaczego ich nie ma. Maria dowiedziała się pewnego
razu, że mężczyzna został zabity przez chorego psychicznie bezdomnego. Były o
tym wzmianki w gazetach. Krótki czas potem spotkała w tej restauracji wdowę -
Luizę, nawiązała z niż kontakt, złożyła jej kondolencje. Luiza zaprosiła ją do
siebie do domu.
Opowieść pełna jest
sporych zaskoczeń i poza przemyśleniami natury głównie psychologicznej,
wydarzenia toczą się w sposób niespodziewany.
Zmysł obserwacyjny Mariasa jest widoczny od początku, ale staje się
szczególnie wyraźny od momentu, gdy Maria odwiedziła Luizę. Maria miała
świadomość, że Luiza przeżywa autentyczną, głęboką żałobę i że jest w skrajnej
rozpaczy. Obserwując ją uświadomiła sobie, że Luiza podźwignie się z tej żałoby
bardzo szybko, szybciej, niż się sama spodziewa. I mimo przeżycia tragedii, nie
poniesie żadnego uszczerbku, ani fizycznego, ani psychicznego. Jeśli ktoś jest
zainteresowany, jak można było dojść do takiej konkluzji, powinien sięgnąć po
lekturę.
Jak zwykle u Mariasa, sporo jest różnych
nawiązań do literatury, w tym przypadku do Balzaka, a konkretnie do jego
powieści „Pułkownik Chabert”. Mężczyzna, w którym kochała się Maria wypowiada
dające dużo do myślenia zdania o literaturze : „To, co się stało nie jest
najważniejsze. To tylko powieść, a wydarzenia powieściowe nie są nieistotne, po
ich przeczytaniu natychmiast się o nich zapomina. Najciekawsze są możliwości, idee, do których
nas pobudzają, które w nas zasiewają, poprzez swe fikcyjne przypadki, bo te
pozostają w nas bardziej wyraziste niż rzeczywiste wydarzenia i bardziej się nad nimi rozwodzimy”. Jest też trochę nawiązań do „Trzech
muszkieterów” Dumas`a, czytałam tą książkę dawno temu i nie potrafiła mnie
zafascynować. Ale wyraźnie jest nią zafascynowany także Arturo Perez – Reverte w „Klubie Dumas”.
Ulubione
moje fragmenty „Zakochań” to rozmowy
Marii z mężczyzną, w którym była w tamtym czasie zakochana. Przedstawienie
przebiegu rozmowy to u Mariasa nie tylko pytania i odpowiedzi. Maria jest
wyjątkowo wnikliwym obserwatorem, a jej ukochany też jest szalenie przenikliwy.
W najważniejszej rozmowie w ich związku ona patrzy na każdy jego gest i każdemu
przypisuje określone znaczenie. Analizuje ton głosu, intonację, nawet zawieszenie
zdania, kiedy co nastąpiło, co to może znaczyć.
On robił to samo. Wygląda to jak swoisty pojedynek.
W książce jednym z
ciekawszych dla mnie wątków jest kwestia życia przeszłością i życia
teraźniejszością. W przypadku śmierci kogoś bliskiego można pogrążyć się w
rozpaczy i tak tkwić, lub po przeżyciu żałoby iść naprzód. Ale to tylko taki punkt wyjściowy do dalszych
rozważań na ten temat. To właśnie Balzac w „Pułkowniku Chabercie” opisał
hipotetyczne dzieje człowiek, który miał żonę, majątek, pozycję społeczną.
Poszedł na wojnę i omyłkowo został uznany za zabitego w bitwie. On zaś był
ciężko chory, dopiero po kilku latach udało mu się powrócić do ojczyzny. Tam
nastąpiła konsternacja, bo żona przejęła już cały majątek męża i wyszła za mąż
powtórnie. Pułkownik uważany był za umarłego i to bez cienia wątpliwości. Każdy z kim się widział udawał, że go nie zna
i upatrywano w nim oszusta. To właśnie u Mariasa w "Zakochaniach"Maria i jej ukochany toczą
dyskusje o tej książce Balzaca. I wbrew pozorom, wychodzą z założenia, że żywi mają
prawo do życia i że nie muszą wiecznie opłakiwać zmarłych, nawet gdy kiedyś
szalenie ich kochali .
W książce
poruszonych jest znacznie więcej problemów. Mnie osobiście, idąc wzorem jednego
z bohaterów, ukochanego Mariii, zainspirowały do myślenia te fragmenty, gdzie
była mowa o oddzieleniu przeszłości z jej zmarłymi od teraźniejszości. Ten
problem można oczywiście widzieć znacznie szerzej. W książce jest np. scena,
gdzie jeden/jedna z bohaterów/bohaterek widzi osobę, którą kochał/kochała z kimś
innym i to już po ślubie. Mimo tego, że resztki uczucia się jeszcze tlą,
macha na pożegnanie, jakby chcąc symbolicznie tą znajomość zapisać w
przeszłości. Nie chce się unieszczęśliwiać, rozważać tego związku całymi latami
. Chce dalej żyć. Scena ta bardzo mi się podobała. Wiele osób ma zamiłowanie do
życia w przeszłości lub z dużymi jej elementami . Nie oznacza to oczywiście
faktu, aby zrywać z rodziną, lub aby nie mieć trwałych, prawdziwych przyjaźni
przez całe życie. Ale niekiedy coś się kończy, a ludzie nie potrafią się z tym
pogodzić. Ktoś zdradzony i porzucony rozważa latami swoją krzywdę i marnuje te
lata.
Marias pisze w
charakterystycznym dla siebie stylu, pisałam tu już – w czerwcu 2014r. o
trzeciej części trylogii „Twoja twarz jutro” i w grudniu ubiegłego roku o „Sercu tak białym”. Gdy robiłam w grudniu
2014r. podsumowanie najlepszych książek roku 2014 to właśnie trzecia część „Twojej
twarzy jutro” czyli „Trucizna , cień i pożegnanie” zajęła pierwsze miejsce. W każdej
z tych powieści akcja jest jakby drugoplanowa, za to na pierwsze miejsce
wysuwają się rozważania natury głównie psychologicznej. W przypadku „Zakochań”
intryga przypomina jednak trochę kryminał, sprawa zabójstwa okazuje się nie
taka prosta, jak to wydawało się na początku.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz