sobota, 11 czerwca 2016

Paullina Simons „Jeździec miedziany” - audiobook, czyta Dominika Ostałowska

Jeździec miedziany - Simons Paullina


„Jeździec miedziany” to jeden z najbardziej poczytnych romansów ostatnich czasów. Od niejednej osoby słyszałam, że nie sposób jest się od niego oderwać.  I coś w tych stwierdzeniach niewątpliwie jest. Też miałam problem z oderwaniem się od słuchania. To coś w rodzaju „Przeminęło z wiatrem”, a zamiast wojny secesyjnej obserwujemy II wojnę światową w Leningradzie. Wątek romansowy był dla mnie mniej ciekawy, a za to najciekawsze, właściwie arcyciekawe  było tło  historyczne. Autorka urodziła się w ZSRR i wyemigrowała do USA , pisze więc o tym, co się wówczas działo z perspektywy osoby, która zna tą historię  z opowieści członków rodziny i jako była obywatelka ZSRR, ale zarazem jako emigrantka, czyli jako ktoś, kto ma szerokie spojrzenie i rosyjska propaganda go nie mąci. We wstępie autorka wspomina swoich dziadków, pierwowzorów Tani i Aleksandra.

    Powieść zaczyna się 22 czerwca 1941r., czyli w dniu ataku Niemiec na ZSRR  . Tego właśnie dnia w ówczesnym Leningradzie Tania poznała  młodego oficera Armii Czerwonej, Aleksandra . Nie wiedziała, że Aleksander romansował już z jej siostrą Daszą . On zaś zachowywał się tak, jakby nie mógł się zdecydować, którą siostrę woli.   Obie zakochane były po uszy. Nie będzie to spojler, książka przecież to pierwsza część trylogii , napiszę więc , że ostatecznie Aleksander związał się z Tanią. Wojnę oglądamy z perspektywy Leningradu i jego blokady. Autorka wyjątkowo sukcesywnie opisała  porażający głód, wymieranie miasta, a także jedyną możliwość ratunku, czyli dostanie się na tzw. drogę życia -  zamarznięte jezioro Ładoga.  Nie są to nowości, wiadomo już , jak było. Ale Simmons opisuje rzeczy, o których długo nie wolno było mówić. Oryginalny jest sposób narracji. Tania początkowo przedstawiana jest jako naiwne dziewczątko, które wierzy Stalinowi i wszystkiemu, o czym mowa jest w radiu czy gazecie. Aleksander to jej przeciwieństwo. Miał świadomość fałszu i zakłamania władz, propagandy i to on uświadamiał Tanię o tym, jak naprawdę wyglądała sytuacja.

    W powieści sporo jest mowy o bezwzględności władz, o tym, jak lekką ręką posyłano na śmierć ludzi w boje, które nie miały żadnej  szansy , aby pozytywnie się zakończyć. Simons pisze też o NKWD i o roli, jaką ta służba odgrywała w czasie wojny, o terrorze, „znikaniu” ludzi, donosicielstwie. Rosjanie w czasie wojny  nie mieli tylko jednego wroga – Niemców, ale dwóch : Niemców i radzieckie władze wraz z NKWD. Nie wiem sama, co było gorsze i bardziej niebezpieczne . w każdej niemal wiosce była placówka NKWD, nigdzie nie można było uciec. Nie słyszałam dotychczas nic o tym, jak w ZSRR traktowano w czasie wojny żony dezerterów. Gdy tylko do NKWD docierała wiadomość o dezercji, natychmiast ktoś jechał po żonę dezertera , którą rozstrzeliwano. Wystarczyło najbardziej głupie pomówienie, zwykły donos, że np. ktoś jest szpiegiem i było praktycznie już po tej osobie, w czasie wojny jakiekolwiek śledztwo nie było potrzebne. W tej książce o tego typu kwestiach pisze Rosjanka na emigracji. Aleksander jako żołnierz  w każdej chwili mógł zginąć zabity przez Niemców lub rozstrzelany przez NKWD.  W tych koszmarnych warunkach w wielu wypadkach w ludziach niestety odzywały się najgorsze instynkty. Ojciec Tatiany zaczął coraz bardziej pić, o wszystko miał pretensje i zaczął nawet stosować rękoczyny wobec domowników. Matka  z kolei po kryjomu wyjadała jedzenie, którego były już marne resztki.

      Nie wszystko jest na szczęście takie straszne.  Byli ludzie, którzy sobie pomagali. Poza tymi koszmarami w książce stale przewija się motyw siły zwykłych, prostych ludzi. Byli oni w stanie przetrwać najgorszy koszmar. Słuchając o tym, co oni przeżyli, można sobie uzmysłowić, w jak wspaniałych warunkach żyjemy. Kiedyś czytałam wywiad ze staruszką, która przeżyła blokadę Leningradu, właściwie Petersburga. Mówiła, że potem nie miała już żadnych problemów, tzn.  w porównaniu do tego, co wówczas się działo, nic już nie było dla niej straszne. Część wydarzeń rozgrywa się w latem, w małej wiosce , daleko od frontu, gdzie nie ma głodu, strzelanin i wybuchów. Można wówczas odpocząć od scenerii głodującego miasta. Uczucie między ludźmi niekiedy bywało silniejsze od wszystkiego, co działo się naokoło. Simons nie jest Tołstojem, a „Jeździec miedziany” nie jest „Anną Kareniną”, ale spokojnie można zabrać się za czytanie.  

         Jako audiobook całość wypada całkiem dobrze.  Ostałowska czyta tak, że słucha się bez zgrzytów. No i mimo, że nie przepadam za  romansami , przymierzam się do kupna drugiej części , pierwsza nie ma zakończenia, urywa się nagle i czytelnik pozostaje skonsternowany, jak to możliwe, że to już jest koniec. Podczas jazdy samochodem „Jeździec” jest wręcz idealny. Nie ma tam fragmentów, wymagających wzmożonej uwagi, jak przy nieco trudniejszych tekstach, nie trzeba niczego cofać. Słucha się bez jakiegokolwiek wysiłku, ciężko tylko jest potem wyjść z samochodu.  

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz