„Jeździec
miedziany” to jeden z najbardziej poczytnych romansów ostatnich czasów. Od
niejednej osoby słyszałam, że nie sposób jest się od niego oderwać. I coś w tych stwierdzeniach niewątpliwie
jest. Też miałam problem z oderwaniem się od słuchania. To coś w rodzaju
„Przeminęło z wiatrem”, a zamiast wojny secesyjnej obserwujemy II wojnę
światową w Leningradzie. Wątek romansowy był dla mnie mniej ciekawy, a za to
najciekawsze, właściwie arcyciekawe było
tło historyczne. Autorka urodziła się w
ZSRR i wyemigrowała do USA , pisze więc o tym, co się wówczas działo z
perspektywy osoby, która zna tą historię
z opowieści członków rodziny i jako była obywatelka ZSRR, ale zarazem
jako emigrantka, czyli jako ktoś, kto ma szerokie spojrzenie i rosyjska
propaganda go nie mąci. We wstępie autorka wspomina swoich dziadków,
pierwowzorów Tani i Aleksandra.
Powieść zaczyna się 22 czerwca 1941r.,
czyli w dniu ataku Niemiec na ZSRR .
Tego właśnie dnia w ówczesnym Leningradzie Tania poznała młodego oficera Armii Czerwonej, Aleksandra .
Nie wiedziała, że Aleksander romansował już z jej siostrą Daszą . On zaś
zachowywał się tak, jakby nie mógł się zdecydować, którą siostrę woli. Obie zakochane były po uszy. Nie będzie to
spojler, książka przecież to pierwsza część trylogii , napiszę więc , że
ostatecznie Aleksander związał się z Tanią. Wojnę oglądamy z perspektywy
Leningradu i jego blokady. Autorka wyjątkowo sukcesywnie opisała porażający głód, wymieranie miasta, a także
jedyną możliwość ratunku, czyli dostanie się na tzw. drogę życia - zamarznięte jezioro Ładoga. Nie są to nowości, wiadomo już , jak było.
Ale Simmons opisuje rzeczy, o których długo nie wolno było mówić. Oryginalny
jest sposób narracji. Tania początkowo przedstawiana jest jako naiwne
dziewczątko, które wierzy Stalinowi i wszystkiemu, o czym mowa jest w radiu czy
gazecie. Aleksander to jej przeciwieństwo. Miał świadomość fałszu i zakłamania
władz, propagandy i to on uświadamiał Tanię o tym, jak naprawdę wyglądała
sytuacja.
W powieści sporo jest mowy o bezwzględności
władz, o tym, jak lekką ręką posyłano na śmierć ludzi w boje, które nie miały
żadnej szansy , aby pozytywnie się
zakończyć. Simons pisze też o NKWD i o roli, jaką ta służba odgrywała w czasie
wojny, o terrorze, „znikaniu” ludzi, donosicielstwie. Rosjanie w czasie
wojny nie mieli tylko jednego wroga – Niemców,
ale dwóch : Niemców i radzieckie władze wraz z NKWD. Nie wiem sama, co było
gorsze i bardziej niebezpieczne . w każdej niemal wiosce była placówka NKWD,
nigdzie nie można było uciec. Nie słyszałam dotychczas nic o tym, jak w ZSRR
traktowano w czasie wojny żony dezerterów. Gdy tylko do NKWD docierała
wiadomość o dezercji, natychmiast ktoś jechał po żonę dezertera , którą rozstrzeliwano.
Wystarczyło najbardziej głupie pomówienie, zwykły donos, że np. ktoś jest
szpiegiem i było praktycznie już po tej osobie, w czasie wojny jakiekolwiek
śledztwo nie było potrzebne. W tej książce o tego typu kwestiach pisze Rosjanka
na emigracji. Aleksander jako żołnierz w
każdej chwili mógł zginąć zabity przez Niemców lub rozstrzelany przez NKWD. W tych koszmarnych warunkach w wielu wypadkach
w ludziach niestety odzywały się najgorsze instynkty. Ojciec Tatiany zaczął
coraz bardziej pić, o wszystko miał pretensje i zaczął nawet stosować rękoczyny
wobec domowników. Matka z kolei po
kryjomu wyjadała jedzenie, którego były już marne resztki.
Nie
wszystko jest na szczęście takie straszne. Byli ludzie, którzy sobie pomagali. Poza tymi
koszmarami w książce stale przewija się motyw siły zwykłych, prostych ludzi.
Byli oni w stanie przetrwać najgorszy koszmar. Słuchając o tym, co oni
przeżyli, można sobie uzmysłowić, w jak wspaniałych warunkach żyjemy. Kiedyś
czytałam wywiad ze staruszką, która przeżyła blokadę Leningradu, właściwie
Petersburga. Mówiła, że potem nie miała już żadnych problemów, tzn. w porównaniu do tego, co wówczas się działo,
nic już nie było dla niej straszne. Część wydarzeń rozgrywa się w latem, w
małej wiosce , daleko od frontu, gdzie nie ma głodu, strzelanin i wybuchów. Można
wówczas odpocząć od scenerii głodującego miasta. Uczucie między ludźmi niekiedy
bywało silniejsze od wszystkiego, co działo się naokoło. Simons nie jest
Tołstojem, a „Jeździec miedziany” nie jest „Anną Kareniną”, ale spokojnie można
zabrać się za czytanie.
Jako audiobook całość wypada całkiem
dobrze. Ostałowska czyta tak, że słucha
się bez zgrzytów. No i mimo, że nie przepadam za romansami , przymierzam się do kupna drugiej
części , pierwsza nie ma zakończenia, urywa się nagle i czytelnik pozostaje
skonsternowany, jak to możliwe, że to już jest koniec. Podczas jazdy samochodem
„Jeździec” jest wręcz idealny. Nie ma tam fragmentów, wymagających wzmożonej
uwagi, jak przy nieco trudniejszych tekstach, nie trzeba niczego cofać. Słucha
się bez jakiegokolwiek wysiłku, ciężko tylko jest potem wyjść z samochodu.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz